Rozdział dedykuję dwóm osobą:
Mlikeme, która nie znikła po paru początkowych notkach, tylko wciąż ze mną jest i komentuje.
Magdalenie W. za bardzo miłe słowa. (FB)
"Książki - to na nic się nie zda.
Człowiek musi mieć kogoś... kogoś bliskiego
Wszystko jedno kogo, byle to był ktoś bliski."
Wszystkie
spojrzenia uczniów zwrócone były w tym samym kierunku, w którym stała dwójka
nieco zdenerwowanych szóstoklasistów. Po dziewczynie zdecydowanie mocniej było
widać zmieszanie całą sytuacją. Rozbiegany wzrok, pocenie się dłoni, i niemal skazańcze
podążanie za plecami chłopaka. Nienawidziła być w centrum zainteresowania,
zawsze bała się że coś wyjdzie nie tak, że zrobi z siebie kompletną ofiarę. I
tak samo w tym momencie liczyła każdy stopień prowadzący w dół Wielkiej Sali, a
z każdym następnym jej roztrzęsione serce nieco się uspokajało. Tak jak
przewidywała kroczący dumnie, z kpiącym uśmieszkiem Draco Malfoy skierował
swoje kroki do stołu Slytherin'u. - Zrób
coś, zrób coś – powtarzał mały głosik w głowie dziewczyny. A ona czy to z
przerażenia, czy bezradności przystanęła w pół kroku. Młody arystokrata
zdziwiony ciszą za swoimi plecami, odwrócił się gwałtownie prosząc w duchu, by
Granger nie odwaliła niczego głupiego. Kiedy na nią spojrzał, dostrzegł
błaganie w oczach, niemal graniczące z rozpaczą.
- Granger, rusz
się. – wysyczał tak cicho, że tylko ona mogła go usłyszeć. Ale nic, żadnego
odzewu. Stała jak spetryfikowana, spoglądając z zimne czy chłopaka. – znaj moje
dobre serce, ale to już ostatni raz. Idź – polecił. Ale dziewczyna ani drgnęła.
Dopiero stanowczy i nieco mocniejszy głos Dracona sprawił, że obudziła się z
niemałego szoku.
- Granger,
albo się łaskawie ruszysz, albo oboje wyjdziemy zaraz na chorych psychicznie.
Nie trzeba
było nic więcej dodawać, a brunetka pośpiesznie się odwróciła i skierowała w stronę
stołu Gryffindor’u i siedzących przy nim przyjaciół. Malfoy bardzo nie chętnie
podążył za nią, przeklinając w duchu, że uległ tym jej wielkim, ciepłym,
brązowym oczom. Ale dobrze wiedział, ze
gdyby Gryfonka znalazła się przy jego stole, to nie miałaby już życia, Ślizgoni
zmieszali by ją z błotem. Natomiast chłopak był silny psychicznie, a do tego
wzbudzał pewnego rodzaju postrach na korytarzach, a prawie każdy uczeń darzył
go szacunkiem. Trzeba również wspomnieć, że największym plusem była jego
pozycja najseksowniejszego ciacha w Hogwarcie. Nawet Gryfonki skrycie się w nim podkochiwały, a
blondyn doskonale o tym wiedział i czasem wykorzystywał to do własnych celów.
Kiedy
znalazła się obok przyjaciół, ci
zasypali ją masą przeróżnych pytań.
- Gdzieś Ty
się podziewała? – Ginny
- Nie
chodziłaś na posiłki, martwiliśmy się – Harry
- Co tutaj
robi ta tleniona fretka? – Ron
- Uważaj na
słowa Weasley, bo ta „tleniona fretka” może nieźle skopać twoją krzywą mordę. –
odpyskował dumny z siebie Draco i jakby nigdy nic zajął miejsce przy stole Gryffonów,
nie zwracając nawet uwagi na oburzone spojrzenia skierowane w jego stronę.
-Hermiona,
co on tu robi?! Dlaczego przyszliście razem?! – wykrzyczał zdenerwowany Ronald.
- To…Bo…My…
- zaczęła jąkając się.
- Granger,
swoją inteligencją niedługo dorównasz Weasley’owi – przemówił smarujący tost
dżemem blondyn – a co do twojego pytania rudzielcu, to jest to takie
integracyjne zadanie zlecone przez starego Dropsa, które ma na celu zakopanie
toporu wojennego. – wyrecytował perfekcyjne kłamstwo. A Ron z głupkowatą miną
zadał pierwsze przychodzące mu do głowy pytanie.
- I jak wam
idzie?
- Ach… -
westchnął – wprost cudownie. Właśnie zaręczyłem się z Granger, za tydzień
wesele. Aaaa i byłbym zapomniał, planujemy trójkę dzieci – Draco z wymuszonym
uśmiechem i lekko uniesionym głosem skomentował pytanie Rona. A słysząc tą
odpowiedź, Hermiona pobladła, Harry zakrztusił się sokiem z dyni, Ronald
wyglądał jakby zaraz miał zemdleć, a Ginny…Hm wpatrywała się w blondyna nic
nieznaczącym spojrzeniem, jakby akceptując każde wypowiedziane przez niego
słowo.
- Żartowałem
głąby – odezwał się po dłuższej ciszy i wrócił do konsumpcji tosta.
- Żartujący
Malfoy, to jeszcze brakuje rozchichotanego Snape’a. – westchnął cicho Harry,
ale na tyle żeby blond włosy chłopak usłyszał.
- Do twojej
wiadomości Potter to mam zajebiste poczucie humoru – skomentował skromnie.
-Ekhm..Ekhm
– usłyszeli ciche chrząkanie z tyłu. Jak na komendę odwrócili głowy, a za
swoimi plecami dostrzegli sylwetkę McGonagall.
- Panie
Malfoy, radzę uważać na słownictwo – upomniała ucznia.
Wspomniany
chłopak skiną lekko głową na znak, że zrozumiał. I razem z innymi wpatrywał się
w profesorkę, próbując odgadnąć cel jej wizyty przy stole Gryfonów.
- Jak
zapewne zastanawiacie się, co mnie tu sprowadza – trafne spostrzeżenie – Panno
Granger, Panie Malfoy. Mam dla was nowy plan zajęć, prosto od profesora
Dumbledora. – dopiero po tych słowach cała piątka skierowała swój wzrok na
trzymaną przez McGonagall kartkę – I proszę was, abyście się stawili w
gabinecie dyrektora po zajęciach, ma do was pewną sprawę – skończyła mówić,
podała Hermionie nowy plan i żegnając ich skinieniem głowy, odeszła.
Myśli
Dracona krążyły, wokół ostatnich słów profesorki. Cóż ten starzec mógł od nich
jeszcze chcieć? Czy nie wystarczyło mu upokarzanie ich za pomocą wymyślnego
uroku? Czyżby chciał dołożyć im coś jeszcze? Może miało to być coś o wiele
gorszego od ich obecnej sytuacji? Te pytania zaprzątały platynową główkę
chłopaka, lecz wszystkie pozostawały bez odpowiedzi. Hermiona również wyglądała
na zmartwioną usłyszaną informacją. Nie dość, że trzymała w dłoniach wspólny
plan zajęć, to jeszcze Dumbledore im pewnie coś dowali. Dziewczyna naprawdę
szanowała dyrektora Hogwartu, ale czasem przesadzał. Dobrze wiedziała również,
że jak objął sobie jakiś cel, to za wszelką cenę dążył do jego osiągnięcia. A
tym celem na chwile obecną byli oni. Najwięksi szkolni wrogowie.
- Granger, ruszaj dupę zaraz mamy pierwszą lekcję – nie wiedząc nawet kiedy Malfoy wstał z miejsca i znalazł się za plecami brązowookiej Gryfonki, lustrując zimnym wzrokiem trzymaną przez nią kartkę.
- Granger, ruszaj dupę zaraz mamy pierwszą lekcję – nie wiedząc nawet kiedy Malfoy wstał z miejsca i znalazł się za plecami brązowookiej Gryfonki, lustrując zimnym wzrokiem trzymaną przez nią kartkę.
- Kiedy ja
nic nie zjadłam – zaprotestowała.
Niewiele
myśląc, blondyn złapał pierwszego lepszego rogalika i wcisnął brunetce do ręki,
po czym popchnął ja w stronę wyjścia, nie obdarowując najmniejszym chociażby
spojrzeniem przyjaciół dziewczyny.
- Do
zobaczenia później – zdołała jeszcze krzyknąć, nim znalazła się na pustym
korytarzu.
- Co to
miało być Malfoy? – zapytała kiedy dotarło do niej zachowanie chłopaka.
- To był
ratunek pozostałości po mojej reputacji. – wycedził.
- Mogłeś to
zrobić w bardziej cywilizowany sposób, a nie popychać mnie jak jakąś kukłę na
oczach wszystkich. – wykrzyczała, wyrzucając z siebie żale.
- Nie
dramatyzuj – polecił – zaraz zaczynamy zajęcia, a że są to eliksiry, to nie
radziłbym ci się spóźniać. – po tych
słowach wepchnął dziewczynie do ust rogalika, który nadal spoczywał w jej ręce,
tak jak go wcześniej zostawił. Hermiona nie będąc w stanie zaprotestować
posłusznie przeżuwała jedzenie i podążała krok, w krok za Draconem, który
zmierzał do lochów.
*
Gabinet
wyglądał tak jak zawsze, duże solidne biurko, niewielki stos dokumentów do
podpisania i drugi trochę mniejszy do rozpatrzenia natychmiastowego. Kilka
krzeseł pod ścianą, wiele poruszających się obrazów, zawzięcie z sobą
dyskutujących i dwójka dorosłych ludzi rozmawiająca o czymś zawzięcie.
- Czy aby na
pewno przemyślałeś swoja decyzję Albusie? – zapytała nienagannie ubrana,
starsza kobieta. Wyglądała na zmartwioną. Coś wyraźnie trapiło jej myśli.
- Jestem w
stu procentach pewien, że ta decyzja jest słuszna Minerwo. – odpowiedział, na
pytanie kobiety, z widocznym spokojem i pewnością starzec.
- Ale, jeśli
coś im się stanie? Coś pójdzie nie tak? – dopytywała zatroskana.
- To akcja
przemyślana, nie masz się o co martwić. Panna Granger, to mądra dziewczyna,
potrafi rozwiązać wiele zagadek. A… - zrobił krótką pauzę, jakby się
zastanawiając – a Pan Malfoy, może i jest porywczy i gwałtowny, ale to nie
koniecznie wady. Takie cechy w niektórych sytuacjach naprawdę mogą być
przydatne, a niekiedy nawet ważące na wszystkim. – zakończył swoją wypowiedź
cichym westchnięciem i zajął miejsce w fotelu obok niewielkiego kominka.
- Obyś miał
racje Albusie. Chodź znaj moje zdanie. Nie wiem czy narażanie dwójki uczniów jest tego warte.
- Zapewniam
cię, że jest Minerwo. – lekkim pół uśmiechem pożegnał wychodzącą z gabinetu
kobietę i uśmiechnął się mocniej do własnych myśli, rozmyślając nad długo
układanym planem, który już niedługo wdroży w życie.
*
Dwoje
odwiecznych wrogów spędzało ten poniedziałkowy dzień nie najlepiej. Ciągłe
przebywanie z sobą nawzajem było męczące i na dłuższą metę mogło powodować
nieodwracalne skutki. Hermiona już po pierwszej godzinie eliksirów dostała
mocnej migreny. Nie dość, że zmuszona była siedzieć z blondynem w ławce, to ten
imbecyl (tak go nazywała w myślach), psuł każdy robiony przez nich eliksir. A
to zachciało mu się kichać w momencie, jak wyjęła pióra feniksa potrzebne do
wykonywanego wywaru. Kiedy kroiła skórę smoka, która musiała być perfekcyjnie,
równo poszatkowana, Draco nagle dostał jakichś zaburzeń równowagi i wpadł na
nią gwałtownie, podczas kiwania się na krześle. W efekcie czego ich eliksir stał
się największą klapą. A Snape wprost promieniował z radości, że
Pannie-wiem-to-wszystko-Granger w końcu coś nie wyszło. Oburzona Gryfonka obrzuciła swojego kompana
morderczym spojrzeniem, mówiącym „odezwij się tylko, a padniesz trupem”. Lecz
Malfoy nic sobie z tego nie robił i nadal gnębił dziewczynę. Na coraz to
rozmaitsze sposoby. Na obiedzie prawie doprowadził do zadławienia się brunetki,
przeżuwanym przez nią kawałkiem kurczaka. A kiedy dostrzegł zazdrosny wzrok
Weasley’a, od tak położył swoją dłoń na ramieniu Hermiony, pytając przy tym czy
podany dzisiaj kurczak jej smakuje. Nieopisana była jego radość na reakcje
pozostałych. Wiele osób po prostu krztusiło się jedzeniem, lub piciem.
Natomiast wspomniany wcześniej Ronald poczerwieniał ze złości i w tamtym
momencie przypominał dorodnego buraka. Kiedy
Draco wyszczerzył swoje równe, białe zęby w kierunku powoli wracającej do
siebie, po poprzedniej akcji dziewczyny, Ron nie wytrzymał i wybiegł z Wielkiej
Sali klnąc cicho pod nosem. Dumny z siebie odsunął się na bezpieczną odległość
od brązowookiej i wrócił do konsumpcji swojego obiadu, ignorując przy tym
wlepione w niego z uwielbieniem spojrzenia Lavender Brown i sióstr Patil, oraz
kilku innych Gryfonek.
Najlepsze
zaczęło się na ostatnich zajęciach dotyczących obrony przed czarną magią.
Uczniowie mieli za zadanie trenować w parach zaklęcie tarczy. Jedno z nich
miało za zadanie rzucić proste zaklęcie bojowe, a drugie musiało się przed nim
obronić. Wszyscy zawzięcie ćwiczyli, pod okiem nowego nauczyciela, kiedy to
dwoje najlepszych uczniów wykłócało się zawzięcie.
- Ja
pierwsza będę rzucać zaklęcia, a ty poćwiczysz tarczę Malfoy – zażądała
Gryfonka.
- Dlaczego
to ja ma być ofiarą Granger? Mnie zaklęcie tarczy nie jest potrzebne, za to
tobie z pewnością się przyda – zaprotestował.
- Czy to
groźba Malfoy? – zapytała z bojowym nastawieniem wyciągając przed siebie
różdżkę i celując w chłopaka, który nie pozostał jej dłużny i również wyjął
swoją.
-
Przyjacielska dobra rada.
- Od kiedy
to jesteśmy przyjaciółmi? – zapytała groźnie.
- Od kiedy
dwukrotnie spałaś ze mną w łóżku – wiedział jak podejść dziewczynę, co
powiedzieć żeby ją zawstydzić i sprawić by umilkła. Hermiona poczerwieniała z
zawstydzenia po sam czubek nosa i rozejrzała się szybko, czy ktokolwiek mógł
słyszeć słowa Ślizgona. Na szczęście wszyscy byli tak pochłonięci ćwiczeniami,
że nie zwracali uwagi na ich sprzeczkę. Nim się spostrzegli, lekcja dobiegła
końca, a oni ani raz nie przećwiczyli zaklęcia tarczy.
- Przez
ciebie zawalę szkołę. – wyszeptała ledwo słyszalnie brunetka, gdy zmierzali w
kierunku gabinetu dyrektora.
- Nie żartuj
Granger, jestem jak promyk słońca, oświetlam i rozgrzewam twoje nudne, szare
życie
- Chyba
wypalasz mi oczy, swoją pewnością siebie i narcyzmem – odpowiedziała zaczepnie.
- A czy bez
nich była byś mniej denerwująca?
- Nie. O
Merlinie! Zostałam stworzona po to, aby denerwować wielkiego Malfoya. – odpowiedziała
z nieukrywanym sarkazmem.
- Hm, ten
sarkazm był niepotrzebny, ale „wielki” może zostać – uśmiechnął się
rozbrajająco.
- Chciałbyś
– skwitowała jego wypowiedź.
- Czy to
jest jakaś sugestia? – zapytał pośpiesznie gubiąc swój uśmieszek.
- A jeśli tak?
– zapytała i nie czekając na odpowiedź zaczęła nowy temat. – Spójrz, już
jesteśmy, więc siedź cicho i udawaj że się lubimy, bo Dumbledore może szykować
dla nas coś znacznie gorszego, jak ten urok.
Chłopak
doszedł do wniosku, że nie warto się sprzeczać, gdyż byli, już pod drzwiami
gabinetu dyrektora i nieznacznie kiwnął na znak zgody. Po czym weszli wspólnie
do pomieszczenia.
- Witajcie
kochani – zaczął starzec – tak miło was widzieć, siadajcie – polecił, wskazując
na dwa krzesła naprzeciw biurka. Sam jednak nie zajął miejsca tylko przechadzał
się spokojnie po pokoju. Hermiona i Draco Pośpiesznie zajęli miejsca.
- Zwołałem
was tutaj w pewnej sprawie, bardzo ważnej. – zaczął powoli, jakby z każdym
słowem przygotowując dwójkę uczniów na nieco dziwną wiadomość – Jak wiecie profesor
Snape opracowuje eliksir, który ma na celu, całkowicie zniwelować jakiekolwiek
objawy po ugryzieniu wilkołaka. – tu zrobił krótką pauzę, dając im chwilę do
przetrawienia wiadomości – Jest niemal bliski dokonania tego odkrycia, lecz
brakuje mu jednego składnika…
Hermiona
niemal skakała z podniecenia na krześle wsłuchując się w każde słowo dyrektora,
uwielbiała naukę, a te eksperymentalne zagadnienia najbardziej ją ciekawiły. Z
zafascynowaniem czekała na dalsze słowa.
- Tym
składnikiem jest bardzo rzadki, ale niesamowicie piękny kwiat który kwitnie raz
na dziesięć lat w jednym jedynym miejscu. Jest bardzo cenny i to właśnie on
jest kluczowym składnikiem mikstury. –
popatrzył na swoich uczniów i dostrzegł dwie różne reakcje, Hermiona jak to ona
czekała ze zniecierpliwieniem na dalszą część, a Draco wyglądał na znudzonego i
mającego wszystko gdzieś. Nie zraziło to jednak Dumbledore’a i kontynuował – trzeba go szybko zerwać,
dokładnie jak wybije północ i dostarczyć profesorowi Snape’owi nim nastanie
ranek, bo kiedy wstanie słońce, kwiat obumrze. Profesor wie jak go
zabezpieczyć, tylko musi dostać go stosunkowo wcześnie.
- Mogę
wiedzieć po co tu przyszliśmy? – zapytał oburzony chłopak – co jakiś badyl ma
wspólnego z nami? – zachowywał się dosyć niegrzecznie, ale wyrozumiały dyrektor
nie zraził się jego słowami.
- Draconie,
to ma bardzo wiele z wami wspólnego. Jesteście moimi najlepszymi uczniami. Nikt
inny jak wy nie będzie wstanie podjąć się tego zadania.
Szok jaki
ogarnął siedzących, dziewczynę i chłopaka był nieopisany.
- Pan chce…
powierzyć tak odpowiedzialne zadanie nam? – zapytała niepewnie Hermiona.
-Panno
Granger, zdaję sobie sprawę, że jest to zadanie wymagające wielkiego skupienia
i poświęcenia, ale powierzając je wam, wiem co robię.
- Dlaczego
jakiś nauczyciel nie może tego zrobić? – zapytał blondyn.
- Kwiat
znajduje się we wnętrzu jaskini, która jest zapieczętowana pewnym zaklęciem.
Wiele lat temu ludzie uznali, że moc kwiatu jest byt potężna by ktoś mógł go
odkryć, a samo ukrycie rośliny nie powstrzymałoby każdego. Ludzie wtedy byli
przekonani, że dzieci nigdy nie będą chciały przejąć mocy tego kwiatu i w taki
sposób zapieczętowali jaskinię. Mogą tam wejść tylko niepełnoletni czarodzieje.
- Ale to
musi być bardzo niebezpieczne – kontynuowała przerażona, ale jednocześnie
zafascynowana dziewczyna.
- Zdaję
sobie z tego sprawę Hermiono, ale nie powierzałbym wam zadania przekraczającego
wasze umiejętności. – zawiesił na chwilę
głos, by poszperać po szufladzie biurka. Wyjął z jej wnętrza bardzo stary i do
tego zakurzony pergamin – to jest mapa moi drodzy. To ona doprowadzi was do
kwiatu.
- Mapa? Nie
uwierzę, że wystarczy jakaś głupia mapa i tyle. – zbulwersował się Draco.
- I dobrze,
że Pan nie wierzy, Panie Malfoy. Bo po drodze będą na was czekać pewnie liczne
przeszkody. Zdobycie tego kwiatu nie jest wcale łatwe. – tłumaczył – za pomocą
świstoklika zostaniecie przeniesieni o tutaj – wskazał im punkt na mapie – drugi
świstoklik weźmiecie ze sobą, a aktywuję się on automatycznie, kiedy wrócicie z
kwiatem do punktu początkowego.
- Kiedy
wyruszamy? – zapytała dziewczyna.
- W sobotę,
dokładnie wtedy wypada pełnia. Kochani, musicie ze sobą współpracować. Tylko tak
uda wam się rozwiązać wszystkie zagadki.
Dumbledore
zaakcentował słowo wszystkie, co Gryfonka zwinnie wyłapała, nie wiedziała
jeszcze o co mu chodziło, ale znając dyrektora, jest to jakaś podpowiedź. A ta
podpowiedź była dla niej kolejną zagadką.
- Proszę stawcie
się w moim gabinecie zaraz po sobotnim obiedzie. To by było na tyle dziękuję,
miłego tygodnia.
W jednym
momencie pożegnali Dumbledore’a i skierowali się do drzwi, Draco oczywiście
pierwszy, a Hermiona tuż za nim. Wychodząc obróciła się jeszcze na sekundę i
zadała trapiące ją pytanie.
-
Dyrektorze, czy ten kwiat to Kadupul? – Czekała z tym pytaniem do ostatniej chwili,
była bardzo ciekawa odpowiedzi, bo w jednej z zakazanych ksiąg natknęła się na
podobnie opisany kwiat.
- Tak, Panno
Granger.
- Dziękuję,
do widzenia. – odpowiedziała pośpiesznie, zamknęła drzwi i zobaczyła stojącego
obok chłopaka.
-No co? Jesteśmy
jak papużki nierozłączki. Gdzie Ty, tam i ja Granger.
- Chodź Malfoy,
musimy porozmawiać.
- A o czym
to?
- A o tym,
że mamy przechlapane.
******
Hej :)
Dziękuję, dziękuję, dziękuję! wasze komentarze nakręciły moją wenę, tak bardzo, że powstał kolejny rozdział w odstępie tylko JEDNEGO dnia :)
Jak zauważyliście pewnie, ten rozdział wprowadza troszkę akcji, będzie się działo niedługo.
Mam nadzieję, że i pod tym postem pojawia się komentarze :) jestem ciekawa waszych opinii :)
A jeśli kogoś by ciekawiło, to kwiat o nazwie Kadupul, istnieje na prawdę i chodź nie jest magiczny ( bo te właściwości nadałam mu na potrzebę opowiadania), to jest z pewnością wyjątkowy. dorzucam krótką informację o nim.
Kwiat rosnący na Sri Lance, którego bezcenność, a zarazem wielka wartość, wynika z jego urody i bardzo krótkiego życia. Jest to roślina bardzo rzadka, która kwitnie przed północą i umiera przed świtem. Jest najbardziej pożądanym kwiatem na ziemi, choć niektórzy uważają go za mit. Rośliny nie udało się jeszcze nikomu wyciąć i sprezentować.
Buiaki :***
Geeez... Dziękuję za dedykację!
OdpowiedzUsuńMalfoy jak wyskoczył z tym ślubem i dziećmi... Amen, mogę umierać szczęśliwa! Chociaż nie! Ja chcę więcej twojego opowiadania!
Baardzo mnie ciekawi czemu mają przechlapane i nie mogę się doczekać tej akcji z tym kwiatem (nazwa za skomplikowana jak dla mnie lol).
Brakuje mi sprzętu łazienkowego.... Wróćcie skarby wy moje!!!
Z wielkim utęsknieniem czekam na dalsze story naszych papużek nierozłączek!!!!
<3
Krople deszczu uderzające o szybę, ciepła herbata i nowy rozdział Twojego opowiadania. Czytało się niesamowicie!
OdpowiedzUsuń"Stała jak spetryfikowana, spoglądając z zimne oczy chłopaka." - Przez przypadek musiałaś pomylić literkę. Nie "z", lecz "w".
"Malfoy bardzo nie chętnie podążył za nią (…)" - Wyraz "niechętnie" piszemy łącznie.
Akapity… Gdzie się zapodziały..?
Scena ze śniadaniem jest świetna! Reakcja Hermiony i tekst o zaręczynach Draco - boskie. A reakcja przyjaciół dziewczyny jeszcze lepsza. Nie mogę przestać się uśmiechać. Stworzyłaś wspaniałego Draco. Tylko przerwałaś w takim momencie… Cóż, trzeba czekać. Pozdrawiam serdecznie!
Kiedy kolejny rozdział?Nie mogę się doczekać <3
OdpowiedzUsuń