niedziela, 6 września 2015

Rozdział 9

Rozdział dedykuję dwóm osobą:
Mlikeme, która nie znikła po paru początkowych notkach, tylko wciąż ze mną jest i komentuje.
Magdalenie W. za bardzo miłe słowa. (FB)





                                                                                                                "Książki - to na nic się nie zda. 
                                                                                                                                       Człowiek musi mieć kogoś... kogoś bliskiego
Wszystko jedno kogo, byle to był ktoś bliski."



Wszystkie spojrzenia uczniów zwrócone były w tym samym kierunku, w którym stała dwójka nieco zdenerwowanych szóstoklasistów. Po dziewczynie zdecydowanie mocniej było widać zmieszanie całą sytuacją. Rozbiegany wzrok, pocenie się dłoni, i niemal skazańcze podążanie za plecami chłopaka. Nienawidziła być w centrum zainteresowania, zawsze bała się że coś wyjdzie nie tak, że zrobi z siebie kompletną ofiarę. I tak samo w tym momencie liczyła każdy stopień prowadzący w dół Wielkiej Sali, a z każdym następnym jej roztrzęsione serce nieco się uspokajało. Tak jak przewidywała kroczący dumnie, z kpiącym uśmieszkiem Draco Malfoy skierował swoje kroki do stołu Slytherin'u. - Zrób coś, zrób coś – powtarzał mały głosik w głowie dziewczyny. A ona czy to z przerażenia, czy bezradności przystanęła w pół kroku. Młody arystokrata zdziwiony ciszą za swoimi plecami, odwrócił się gwałtownie prosząc w duchu, by Granger nie odwaliła niczego głupiego. Kiedy na nią spojrzał, dostrzegł błaganie w oczach, niemal graniczące z rozpaczą.

- Granger, rusz się. – wysyczał tak cicho, że tylko ona mogła go usłyszeć. Ale nic, żadnego odzewu. Stała jak spetryfikowana, spoglądając z zimne czy chłopaka. – znaj moje dobre serce, ale to już ostatni raz. Idź – polecił. Ale dziewczyna ani drgnęła. Dopiero stanowczy i nieco mocniejszy głos Dracona sprawił, że obudziła się z niemałego szoku.
- Granger, albo się łaskawie ruszysz, albo oboje wyjdziemy zaraz na chorych psychicznie.
Nie trzeba było nic więcej dodawać, a brunetka pośpiesznie się odwróciła i skierowała w stronę stołu Gryffindor’u i siedzących przy nim przyjaciół. Malfoy bardzo nie chętnie podążył za nią, przeklinając w duchu, że uległ tym jej wielkim, ciepłym, brązowym oczom.  Ale dobrze wiedział, ze gdyby Gryfonka znalazła się przy jego stole, to nie miałaby już życia, Ślizgoni zmieszali by ją z błotem. Natomiast chłopak był silny psychicznie, a do tego wzbudzał pewnego rodzaju postrach na korytarzach, a prawie każdy uczeń darzył go szacunkiem. Trzeba również wspomnieć, że największym plusem była jego pozycja najseksowniejszego ciacha w Hogwarcie. Nawet  Gryfonki skrycie się w nim podkochiwały, a blondyn doskonale o tym wiedział i czasem wykorzystywał to do własnych celów.
Kiedy znalazła się obok przyjaciół, ci  zasypali ją masą przeróżnych pytań.
- Gdzieś Ty się podziewała? – Ginny
- Nie chodziłaś na posiłki, martwiliśmy się – Harry
- Co tutaj robi ta tleniona fretka? – Ron
- Uważaj na słowa Weasley, bo ta „tleniona fretka” może nieźle skopać twoją krzywą mordę. – odpyskował dumny z siebie Draco i jakby nigdy nic zajął miejsce przy stole Gryffonów, nie zwracając nawet uwagi na oburzone spojrzenia skierowane w jego stronę.
-Hermiona, co on tu robi?! Dlaczego przyszliście razem?! – wykrzyczał zdenerwowany Ronald.
- To…Bo…My… - zaczęła jąkając się.
- Granger, swoją inteligencją niedługo dorównasz Weasley’owi – przemówił smarujący tost dżemem blondyn – a co do twojego pytania rudzielcu, to jest to takie integracyjne zadanie zlecone przez starego Dropsa, które ma na celu zakopanie toporu wojennego. – wyrecytował perfekcyjne kłamstwo. A Ron z głupkowatą miną zadał pierwsze przychodzące mu do głowy pytanie.
- I jak wam idzie?
- Ach… - westchnął – wprost cudownie. Właśnie zaręczyłem się z Granger, za tydzień wesele. Aaaa i byłbym zapomniał, planujemy trójkę dzieci – Draco z wymuszonym uśmiechem i lekko uniesionym głosem skomentował pytanie Rona. A słysząc tą odpowiedź, Hermiona pobladła, Harry zakrztusił się sokiem z dyni, Ronald wyglądał jakby zaraz miał zemdleć, a Ginny…Hm wpatrywała się w blondyna nic nieznaczącym spojrzeniem, jakby akceptując każde wypowiedziane przez niego słowo.
- Żartowałem głąby – odezwał się po dłuższej ciszy i wrócił do konsumpcji tosta.
- Żartujący Malfoy, to jeszcze brakuje rozchichotanego Snape’a. – westchnął cicho Harry, ale na tyle żeby blond włosy chłopak usłyszał.
- Do twojej wiadomości Potter to mam zajebiste poczucie humoru – skomentował skromnie.
-Ekhm..Ekhm – usłyszeli ciche chrząkanie z tyłu. Jak na komendę odwrócili głowy, a za swoimi plecami dostrzegli sylwetkę McGonagall.
- Panie Malfoy, radzę uważać na słownictwo – upomniała ucznia.
Wspomniany chłopak skiną lekko głową na znak, że zrozumiał. I razem z innymi wpatrywał się w profesorkę, próbując odgadnąć cel jej wizyty przy stole Gryfonów.
- Jak zapewne zastanawiacie się, co mnie tu sprowadza – trafne spostrzeżenie – Panno Granger, Panie Malfoy. Mam dla was nowy plan zajęć, prosto od profesora Dumbledora. – dopiero po tych słowach cała piątka skierowała swój wzrok na trzymaną przez McGonagall kartkę – I proszę was, abyście się stawili w gabinecie dyrektora po zajęciach, ma do was pewną sprawę – skończyła mówić, podała Hermionie nowy plan i żegnając ich skinieniem głowy, odeszła.

Myśli Dracona krążyły, wokół ostatnich słów profesorki. Cóż ten starzec mógł od nich jeszcze chcieć? Czy nie wystarczyło mu upokarzanie ich za pomocą wymyślnego uroku? Czyżby chciał dołożyć im coś jeszcze? Może miało to być coś o wiele gorszego od ich obecnej sytuacji? Te pytania zaprzątały platynową główkę chłopaka, lecz wszystkie pozostawały bez odpowiedzi. Hermiona również wyglądała na zmartwioną usłyszaną informacją. Nie dość, że trzymała w dłoniach wspólny plan zajęć, to jeszcze Dumbledore im pewnie coś dowali. Dziewczyna naprawdę szanowała dyrektora Hogwartu, ale czasem przesadzał. Dobrze wiedziała również, że jak objął sobie jakiś cel, to za wszelką cenę dążył do jego osiągnięcia. A tym celem na chwile obecną byli oni. Najwięksi szkolni wrogowie.
- Granger, ruszaj dupę zaraz mamy pierwszą lekcję – nie wiedząc nawet kiedy Malfoy wstał z miejsca i znalazł się za plecami brązowookiej Gryfonki, lustrując zimnym wzrokiem trzymaną przez nią kartkę.
- Kiedy ja nic nie zjadłam – zaprotestowała.
Niewiele myśląc, blondyn złapał pierwszego lepszego rogalika i wcisnął brunetce do ręki, po czym popchnął ja w stronę wyjścia, nie obdarowując najmniejszym chociażby spojrzeniem przyjaciół dziewczyny.
- Do zobaczenia później – zdołała jeszcze krzyknąć, nim znalazła się na pustym korytarzu.
- Co to miało być Malfoy? – zapytała kiedy dotarło do niej zachowanie chłopaka.
- To był ratunek pozostałości po mojej reputacji. – wycedził.
- Mogłeś to zrobić w bardziej cywilizowany sposób, a nie popychać mnie jak jakąś kukłę na oczach wszystkich. – wykrzyczała, wyrzucając z siebie żale.
- Nie dramatyzuj – polecił – zaraz zaczynamy zajęcia, a że są to eliksiry, to nie radziłbym ci się spóźniać.  – po tych słowach wepchnął dziewczynie do ust rogalika, który nadal spoczywał w jej ręce, tak jak go wcześniej zostawił. Hermiona nie będąc w stanie zaprotestować posłusznie przeżuwała jedzenie i podążała krok, w krok za Draconem, który zmierzał do lochów.

*

Gabinet wyglądał tak jak zawsze, duże solidne biurko, niewielki stos dokumentów do podpisania i drugi trochę mniejszy do rozpatrzenia natychmiastowego. Kilka krzeseł pod ścianą, wiele poruszających się obrazów, zawzięcie z sobą dyskutujących i dwójka dorosłych ludzi rozmawiająca o czymś zawzięcie.
- Czy aby na pewno przemyślałeś swoja decyzję Albusie? – zapytała nienagannie ubrana, starsza kobieta. Wyglądała na zmartwioną. Coś wyraźnie trapiło jej myśli.
- Jestem w stu procentach pewien, że ta decyzja jest słuszna Minerwo. – odpowiedział, na pytanie kobiety, z widocznym spokojem i pewnością starzec.
- Ale, jeśli coś im się stanie? Coś pójdzie nie tak? – dopytywała zatroskana.
- To akcja przemyślana, nie masz się o co martwić. Panna Granger, to mądra dziewczyna, potrafi rozwiązać wiele zagadek. A… - zrobił krótką pauzę, jakby się zastanawiając – a Pan Malfoy, może i jest porywczy i gwałtowny, ale to nie koniecznie wady. Takie cechy w niektórych sytuacjach naprawdę mogą być przydatne, a niekiedy nawet ważące na wszystkim. – zakończył swoją wypowiedź cichym westchnięciem i zajął miejsce w fotelu obok niewielkiego kominka.
- Obyś miał racje Albusie. Chodź znaj moje zdanie. Nie wiem czy narażanie  dwójki uczniów jest tego warte.
- Zapewniam cię, że jest Minerwo. – lekkim pół uśmiechem pożegnał wychodzącą z gabinetu kobietę i uśmiechnął się mocniej do własnych myśli, rozmyślając nad długo układanym planem, który już niedługo wdroży w życie.

*

Dwoje odwiecznych wrogów spędzało ten poniedziałkowy dzień nie najlepiej. Ciągłe przebywanie z sobą nawzajem było męczące i na dłuższą metę mogło powodować nieodwracalne skutki. Hermiona już po pierwszej godzinie eliksirów dostała mocnej migreny. Nie dość, że zmuszona była siedzieć z blondynem w ławce, to ten imbecyl (tak go nazywała w myślach), psuł każdy robiony przez nich eliksir. A to zachciało mu się kichać w momencie, jak wyjęła pióra feniksa potrzebne do wykonywanego wywaru. Kiedy kroiła skórę smoka, która musiała być perfekcyjnie, równo poszatkowana, Draco nagle dostał jakichś zaburzeń równowagi i wpadł na nią gwałtownie, podczas kiwania się na krześle. W efekcie czego ich eliksir stał się największą klapą. A Snape wprost promieniował z radości, że Pannie-wiem-to-wszystko-Granger w końcu coś nie wyszło.  Oburzona Gryfonka obrzuciła swojego kompana morderczym spojrzeniem, mówiącym „odezwij się tylko, a padniesz trupem”. Lecz Malfoy nic sobie z tego nie robił i nadal gnębił dziewczynę. Na coraz to rozmaitsze sposoby. Na obiedzie prawie doprowadził do zadławienia się brunetki, przeżuwanym przez nią kawałkiem kurczaka. A kiedy dostrzegł zazdrosny wzrok Weasley’a, od tak położył swoją dłoń na ramieniu Hermiony, pytając przy tym czy podany dzisiaj kurczak jej smakuje. Nieopisana była jego radość na reakcje pozostałych. Wiele osób po prostu krztusiło się jedzeniem, lub piciem. Natomiast wspomniany wcześniej Ronald poczerwieniał ze złości i w tamtym momencie przypominał dorodnego buraka.  Kiedy Draco wyszczerzył swoje równe, białe zęby w kierunku powoli wracającej do siebie, po poprzedniej akcji dziewczyny, Ron nie wytrzymał i wybiegł z Wielkiej Sali klnąc cicho pod nosem. Dumny z siebie odsunął się na bezpieczną odległość od brązowookiej i wrócił do konsumpcji swojego obiadu, ignorując przy tym wlepione w niego z uwielbieniem spojrzenia Lavender Brown i sióstr Patil, oraz kilku innych Gryfonek.

Najlepsze zaczęło się na ostatnich zajęciach dotyczących obrony przed czarną magią. Uczniowie mieli za zadanie trenować w parach zaklęcie tarczy. Jedno z nich miało za zadanie rzucić proste zaklęcie bojowe, a drugie musiało się przed nim obronić. Wszyscy zawzięcie ćwiczyli, pod okiem nowego nauczyciela, kiedy to dwoje najlepszych uczniów wykłócało się zawzięcie.
- Ja pierwsza będę rzucać zaklęcia, a ty poćwiczysz tarczę Malfoy – zażądała Gryfonka.
- Dlaczego to ja ma być ofiarą Granger? Mnie zaklęcie tarczy nie jest potrzebne, za to tobie z pewnością się przyda – zaprotestował.
- Czy to groźba Malfoy? – zapytała z bojowym nastawieniem wyciągając przed siebie różdżkę i celując w chłopaka, który nie pozostał jej dłużny i również wyjął swoją.
- Przyjacielska dobra rada.
- Od kiedy to jesteśmy przyjaciółmi? – zapytała groźnie.
- Od kiedy dwukrotnie spałaś ze mną w łóżku – wiedział jak podejść dziewczynę, co powiedzieć żeby ją zawstydzić i sprawić by umilkła. Hermiona poczerwieniała z zawstydzenia po sam czubek nosa i rozejrzała się szybko, czy ktokolwiek mógł słyszeć słowa Ślizgona. Na szczęście wszyscy byli tak pochłonięci ćwiczeniami, że nie zwracali uwagi na ich sprzeczkę. Nim się spostrzegli, lekcja dobiegła końca, a oni ani raz nie przećwiczyli zaklęcia tarczy.
- Przez ciebie zawalę szkołę. – wyszeptała ledwo słyszalnie brunetka, gdy zmierzali w kierunku gabinetu dyrektora.
- Nie żartuj Granger, jestem jak promyk słońca, oświetlam i rozgrzewam twoje nudne, szare życie
- Chyba wypalasz mi oczy, swoją pewnością siebie i narcyzmem – odpowiedziała zaczepnie.
- A czy bez nich była byś mniej denerwująca?
- Nie. O Merlinie! Zostałam stworzona po to, aby denerwować wielkiego Malfoya. – odpowiedziała z nieukrywanym sarkazmem.
- Hm, ten sarkazm był niepotrzebny, ale „wielki” może zostać – uśmiechnął się rozbrajająco.
- Chciałbyś – skwitowała jego wypowiedź.
- Czy to jest jakaś sugestia? – zapytał pośpiesznie gubiąc swój uśmieszek.
- A jeśli tak? – zapytała i nie czekając na odpowiedź zaczęła nowy temat. – Spójrz, już jesteśmy, więc siedź cicho i udawaj że się lubimy, bo Dumbledore może szykować dla nas coś znacznie gorszego, jak ten urok.
Chłopak doszedł do wniosku, że nie warto się sprzeczać, gdyż byli, już pod drzwiami gabinetu dyrektora i nieznacznie kiwnął na znak zgody. Po czym weszli wspólnie do pomieszczenia.
- Witajcie kochani – zaczął starzec – tak miło was widzieć, siadajcie – polecił, wskazując na dwa krzesła naprzeciw biurka. Sam jednak nie zajął miejsca tylko przechadzał się spokojnie po pokoju. Hermiona i Draco Pośpiesznie zajęli miejsca.
- Zwołałem was tutaj w pewnej sprawie, bardzo ważnej. – zaczął powoli, jakby z każdym słowem przygotowując dwójkę uczniów na nieco dziwną wiadomość – Jak wiecie profesor Snape opracowuje eliksir, który ma na celu, całkowicie zniwelować jakiekolwiek objawy po ugryzieniu wilkołaka. – tu zrobił krótką pauzę, dając im chwilę do przetrawienia wiadomości – Jest niemal bliski dokonania tego odkrycia, lecz brakuje mu jednego składnika…
Hermiona niemal skakała z podniecenia na krześle wsłuchując się w każde słowo dyrektora, uwielbiała naukę, a te eksperymentalne zagadnienia najbardziej ją ciekawiły. Z zafascynowaniem czekała na dalsze słowa.
- Tym składnikiem jest bardzo rzadki, ale niesamowicie piękny kwiat który kwitnie raz na dziesięć lat w jednym jedynym miejscu. Jest bardzo cenny i to właśnie on jest kluczowym składnikiem mikstury.  – popatrzył na swoich uczniów i dostrzegł dwie różne reakcje, Hermiona jak to ona czekała ze zniecierpliwieniem na dalszą część, a Draco wyglądał na znudzonego i mającego wszystko gdzieś. Nie zraziło to jednak Dumbledore’a  i kontynuował – trzeba go szybko zerwać, dokładnie jak wybije północ i dostarczyć profesorowi Snape’owi nim nastanie ranek, bo kiedy wstanie słońce, kwiat obumrze. Profesor wie jak go zabezpieczyć, tylko musi dostać go stosunkowo wcześnie.
- Mogę wiedzieć po co tu przyszliśmy? – zapytał oburzony chłopak – co jakiś badyl ma wspólnego z nami? – zachowywał się dosyć niegrzecznie, ale wyrozumiały dyrektor nie zraził się jego słowami.
- Draconie, to ma bardzo wiele z wami wspólnego. Jesteście moimi najlepszymi uczniami. Nikt inny jak wy nie będzie wstanie podjąć się tego zadania.
Szok jaki ogarnął siedzących, dziewczynę i chłopaka był nieopisany.
- Pan chce… powierzyć tak odpowiedzialne zadanie nam? – zapytała niepewnie Hermiona.
-Panno Granger, zdaję sobie sprawę, że jest to zadanie wymagające wielkiego skupienia i poświęcenia, ale powierzając je wam, wiem co robię.
- Dlaczego jakiś nauczyciel nie może tego zrobić? – zapytał blondyn.
- Kwiat znajduje się we wnętrzu jaskini, która jest zapieczętowana pewnym zaklęciem. Wiele lat temu ludzie uznali, że moc kwiatu jest byt potężna by ktoś mógł go odkryć, a samo ukrycie rośliny nie powstrzymałoby każdego. Ludzie wtedy byli przekonani, że dzieci nigdy nie będą chciały przejąć mocy tego kwiatu i w taki sposób zapieczętowali jaskinię. Mogą tam wejść tylko niepełnoletni czarodzieje.
- Ale to musi być bardzo niebezpieczne – kontynuowała przerażona, ale jednocześnie zafascynowana dziewczyna.
- Zdaję sobie z tego sprawę Hermiono, ale nie powierzałbym wam zadania przekraczającego wasze umiejętności.  – zawiesił na chwilę głos, by poszperać po szufladzie biurka. Wyjął z jej wnętrza bardzo stary i do tego zakurzony pergamin – to jest mapa moi drodzy. To ona doprowadzi was do kwiatu.
- Mapa? Nie uwierzę, że wystarczy jakaś głupia mapa i tyle. – zbulwersował się Draco.
- I dobrze, że Pan nie wierzy, Panie Malfoy. Bo po drodze będą na was czekać pewnie liczne przeszkody. Zdobycie tego kwiatu nie jest wcale łatwe. – tłumaczył – za pomocą świstoklika zostaniecie przeniesieni o tutaj – wskazał im punkt na mapie – drugi świstoklik weźmiecie ze sobą, a aktywuję się on automatycznie, kiedy wrócicie z kwiatem do punktu początkowego.
- Kiedy wyruszamy? – zapytała dziewczyna.
- W sobotę, dokładnie wtedy wypada pełnia. Kochani, musicie ze sobą współpracować. Tylko tak uda wam się rozwiązać wszystkie zagadki.
Dumbledore zaakcentował słowo wszystkie, co Gryfonka zwinnie wyłapała, nie wiedziała jeszcze o co mu chodziło, ale znając dyrektora, jest to jakaś podpowiedź. A ta podpowiedź była dla niej kolejną zagadką.
- Proszę stawcie się w moim gabinecie zaraz po sobotnim obiedzie. To by było na tyle dziękuję, miłego tygodnia.
W jednym momencie pożegnali Dumbledore’a i skierowali się do drzwi, Draco oczywiście pierwszy, a Hermiona tuż za nim. Wychodząc obróciła się jeszcze na sekundę i zadała trapiące ją pytanie.
- Dyrektorze, czy ten kwiat to Kadupul? – Czekała z tym pytaniem do ostatniej chwili, była bardzo ciekawa odpowiedzi, bo w jednej z zakazanych ksiąg natknęła się na podobnie opisany kwiat.
- Tak, Panno Granger.
- Dziękuję, do widzenia. – odpowiedziała pośpiesznie, zamknęła drzwi i zobaczyła stojącego obok chłopaka.
-No co? Jesteśmy jak papużki nierozłączki. Gdzie Ty, tam i ja Granger.
- Chodź Malfoy, musimy porozmawiać.
- A o czym to?

- A o tym, że mamy przechlapane.





******

Hej :) 
Dziękuję, dziękuję, dziękuję! wasze komentarze nakręciły moją wenę, tak bardzo, że powstał kolejny rozdział w odstępie tylko JEDNEGO dnia :)

Jak zauważyliście pewnie, ten rozdział wprowadza troszkę akcji, będzie się działo niedługo.
Mam nadzieję, że i pod tym postem pojawia się komentarze :) jestem ciekawa waszych opinii :)

A jeśli kogoś by ciekawiło, to kwiat o nazwie Kadupul, istnieje na prawdę i chodź nie jest magiczny ( bo te właściwości nadałam mu na potrzebę opowiadania), to jest z pewnością wyjątkowy. dorzucam krótką informację o nim.

Kwiat rosnący na Sri Lance, którego bezcenność, a zarazem wielka wartość, wynika z jego urody i bardzo krótkiego życia. Jest to roślina bardzo rzadka, która kwitnie przed północą i umiera przed świtem. Jest najbardziej pożądanym kwiatem na ziemi, choć niektórzy uważają go za mit. Rośliny nie udało się jeszcze nikomu wyciąć i sprezentować.


Buiaki :***

3 komentarze:

  1. Geeez... Dziękuję za dedykację!
    Malfoy jak wyskoczył z tym ślubem i dziećmi... Amen, mogę umierać szczęśliwa! Chociaż nie! Ja chcę więcej twojego opowiadania!
    Baardzo mnie ciekawi czemu mają przechlapane i nie mogę się doczekać tej akcji z tym kwiatem (nazwa za skomplikowana jak dla mnie lol).
    Brakuje mi sprzętu łazienkowego.... Wróćcie skarby wy moje!!!
    Z wielkim utęsknieniem czekam na dalsze story naszych papużek nierozłączek!!!!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Krople deszczu uderzające o szybę, ciepła herbata i nowy rozdział Twojego opowiadania. Czytało się niesamowicie!

    "Stała jak spetryfikowana, spoglądając z zimne oczy chłopaka." - Przez przypadek musiałaś pomylić literkę. Nie "z", lecz "w".

    "Malfoy bardzo nie chętnie podążył za nią (…)" - Wyraz "niechętnie" piszemy łącznie.

    Akapity… Gdzie się zapodziały..?

    Scena ze śniadaniem jest świetna! Reakcja Hermiony i tekst o zaręczynach Draco - boskie. A reakcja przyjaciół dziewczyny jeszcze lepsza. Nie mogę przestać się uśmiechać. Stworzyłaś wspaniałego Draco. Tylko przerwałaś w takim momencie… Cóż, trzeba czekać. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy kolejny rozdział?Nie mogę się doczekać <3

    OdpowiedzUsuń