piątek, 25 września 2015

Rozdział 11

Dedykację dedykację i jeszcze raz dedykację.
Dla:
Chicacola Amandu, za skomentowanie dużej ilości moich rozdziałów, dziękuję. :)
Po raz kolejny dla Mlikeme, po prostu kocham czytać twoje komentarze :*

*

"Odwaga nie polega na nieodczuwaniu strachu, 
ale na umiejętności działania mimo niego."


Miejsce w którym się znaleźli było bardziej przerażające niż jakakolwiek znana im sceneria, nawet Zakazany Las przy tym był jak urocze miejsce piknikowe. Znajdowali się bowiem na skraju czarnego, owianego grozą i wrogą tajemniczością lasu. Z widocznym przerażeniem spoglądali w jego głąb i jakby z nadzieją, że mogą jeszcze zawrócić . Chcąc ocenić własną sytuację musieli doskonale wyostrzyć zmysł wzroku i słuchu, ale nic, absolutnie nic nie mogli zobaczyć ani usłyszeć, prócz ciemności panującej za drzewami i szumu zimnego, porywistego wiatru. Każde drzewo wyglądało jakby zaraz miało wyciągnąć swoje stare, potężne korzenie z czarnej gleby i zaatakować niewinnych uczniów Hogwartu.
 Ciężko było również ocenić porę dnia, ponieważ niebo było ciemnoszare, a słońce w tym miejscu wydawać by się mogło, że nie istniało od dawna. Za ich plecami rozciągała się bezkresna, obumarła łąka. Tak różna od słonecznych, radosnych i tętniących życiem obrazów z dzieciństwa błąkających się po głowie Gryfonki, ta łąka zwana by mogła być zimną przestrzenią, starą, wysuszoną i bez życia. Cały krajobraz kumulował w sobie sieć najgorszych ludzkich koszmarów, będąc w tym miejscu jedynymi odczuwalnymi emocjami były smutek, żal, tęsknota, ból. To tak jakby stado dementorów starało się wyssać z człowieka życie, pozbawiając go całego dobra, lecz te stworzenia działały w miarę szybko, a miejsce w którym przyszło się znaleźć dwójce uczniów zabijało bardzo powoli i nie ciało, lecz duszę.
Dopiero w tym momencie do owej dwójki dotarła powaga sytuacji misji jaką przyszło im wykonać. Dopiero teraz zdali sobie sprawę, że Dumbledore rzucił ich na głęboką wodę, że tym razem to nie oni byli dla siebie wrogami, a czyhające na nich niebezpieczeństwa. Wiedzieli, że będą musieć współpracować i pomagać sobie wzajemnie, od tego zależeć będzie ich życie, oraz powodzenie misji. Dwójka największych Hogwardzkich wrogów zmuszona była połączyć siły i wspólnie przetrwać przeciwności losu.
Gryfonka zadrżała lekko, kiedy kolejny powiew chłodnego wiatru przedarł się pod cienką warstwę jej kurtki rozwiewając jednocześnie jej grube, brązowe loki.
- To co Granger? Chcesz dać nogę?  Zapytał chłopak, jakby dla rozluźnienia  panującej atmosfery, chodź jego wyraz twarzy do wesołych nie należał.
- Czytając z twoich oczu śmiem twierdzić, że to ty Malfoy masz zamiar uciec gdzie się da.
- Błędne są twoje spostrzeżenia Granger – Odpowiedział krótko i jakby nie chcąc wstrzynać kłótni z dziewczyną ruszył przed siebie, wchodząc w głąb lasu, a brunetka zmuszona była podążyć za nim.
Szli prostą, kamienistą ścieżką przed siebie, coraz bardziej zagłębiając się w mroczny las. Co kawałek słychać było trzaskające złowrogo w oddali gałęzie, opadające z drzew liście i szmer małych stworzeń przebiegających niedaleko dróżki. Hermiona z każdym najcichszym szmerem drgała na całym ciele z przerażenia, starając się prześledzić wzrokiem otaczającą ją ciemną przestrzeń i mocnej zaciskając palce na magicznej różdżce. Podążała kilka kroków za Malfoy’em i tym razem starała się zachować jak najmniejszą dzielącą ich odległość, by w razie niebezpieczeństwa popchnąć blondyna w szczęki bestii, a samej móc uciec daleko od tego miejsca. Ale znając ją i jej gryfoński honor, to nie byłaby wstanie w razie zagrożenia zachować się obojętnie w stosunku do swojego największego wroga. Prędzej stanęłaby w jego obronie niż uciekła z tego miejsca chroniąc własny tyłek, była też w stu procentach pewna, że Malfoy postąpiłby tak samo w stosunku do niej.
Szli już długi czas, a ścieżka ni jak się nie kończyła, wciąż biegła prosto przed siebie, prowadząc ich w głąb drzew. Ciężko było stwierdzić ile czasu minęło od rozpoczęcia wędrówki, gdyż od samego początku w lesie wydawała się panować nocna ciemność. Szli przed siebie czekając na jakikolwiek znak, że to już tutaj, że znaleźli magiczną jaskinię, ale nic takiego się nie działo. Każde drzewo wyglądało tak samo, jakby kręcili się w kółko a nie poruszali do przodu. Dumbledore w prawdzie ofiarował im mapę, ale posłużyć im miała dopiero po odnalezieniu jaskini.
 - Malfoy? – szepnęła cichutko za plecami chłopaka, który nic się nie odezwał.
- Malfoy? – spróbowała ponownie.
- Czego chcesz Granger? – odszepnął.
- Słyszysz?
- A co niby mam słyszeć Granger? Jesteśmy na totalnym odludziu, w dodatku w nocy, daleko od Hogwartu i jeszcze wypełniając jakieś durne zadanie zlecone przez jeszcze większego kretyna Dumbledore’a. – wyrzucił z siebie chłopak ściszonym, ale mocnym głosem zatrzymując się i odwracając w kierunku Gryfonki.
- Chodź raz przestań narzekać, zamknij oczy i posłuchaj – nakazała stanowczo, a blondyn przymknął usta wsłuchując się w panującą ciszę. Spojrzał na dziewczynę pytająco.
- Co słyszysz? – zapytała.
- Nic
- No właśnie. Nie wydaje ci się to dziwne? – przysunęła się do niego tak blisko że niemal stykali się nosami. – całą drogę było słychać różne dziwne odgłosy, począwszy od wiatru, a skończywszy na łamanych, strzelających gałązkach.
Chłopak zrobił zdezorientowaną minę i zaczął się nerwowo rozglądać po okolicy, jakby szukając czegoś wśród drzew, jakichkolwiek oznak że nie są w tym miejscu sami. Po paru chwilach na nowo spojrzał w oczy brunetki.
-Wiesz co Granger, chyba za bardzo panikujesz, naoglądałaś się horrorów i teraz wydziwiasz.– wyszeptał.
- Skąd wiesz o mugolskiej telewizji i ho…
Nie dokończyła, gdy do jej uszu dobiegł dziwny stukot gdzieś w oddali, zadrżała i odwróciła głowę za siebie spoglądając pomiędzy drzewa, niedaleko około kilkanaście metrów na lewo od ścieżki dostrzegła niewielki ciemny kształt przebiegający od drzewa do drzewa, niczym cień i zbliżający się w ich kierunku. Spanikowana odwróciła się do chłopaka i zacisnęła swoje paznokcie na jego przedramieniu.
- Malfoy! Mlafoy! Tu coś biegnie, zaraz zginiemy.
- Za mnie Granger, już – polecił, a dziewczyna niewiele myśląc schowała się a plecami blondyna łapiąc przy okazji spód jego bluzy.
Draco czół narastającą w nim adrenalinę, oraz przyśpieszone tętno. Nie wiedział z czym przyjdzie mu walczyć, co biegło rozpędzone w ich stronę. Dostrzegał tylko cień przemykający pomiędzy krzakami wprawiający w ruch opadłe liście. Wyciągnął różdżkę przed siebie, gotowy wypowiedzieć zaklęcie obronne.
Jeszcze chwila, kilka metrów i zza pobliskiego drzewa na ścieżkę wyskoczyło niewielkie zwierzę zatrzymując się tuż przed dwójką uczniów.
- Nie bój się Granger – powiedział już normalnym głosem opuszczając swoja różdżkę i śmiejąc się w duchu z własnego strachu – to tylko zajączek.
Dziewczyna drgnęła nieznacznie i wychyliła głowę zza ramienia chłopaka nadal ściskając kurczowo spód jego bluzy. Nie minęła nawet sekunda, jak Gryfonka ponownie schowała głowę za plecami Malfoy’a.
- Dlaczego on ma czerwone oczy? – zapytała z lekka ulgą, ale nadal roztrzęsiona.
- No nie wiem, może jest głodny?
- Malfoy!
- Pewnie ma na ciebie ochotę.
- Malfoy!
- Ma wściekliznę?
- Przestań! Weź go stąd. Jest straszny. – na te słowa zajączek przybrał pozycje bojową, odkrywając swoje ostre zmutowane zęby.
- Chyba go obraziłaś Granger.
Dziewczyna ponownie spojrzała na zajączka, który nie wyglądał jak domowy słodki pupilek, którego można zakupić w sklepie zoologicznym. Ten wyglądem przypominał bardziej zmutowaną zwierzęcą maszynę do zabijania. Jego czarna sierść połyskiwała w mroku, a czerwone oczy niemal krwawiły wściekłością i rozdrażnieniem, piana idąca mu z pyska również nie wyglądała zachęcająco.
- Radzę ci przeprosić Granger – powiedział chłopak cofając się kilka kroków wraz z dziewczyną.
- Przepraszam, przepraszam! Malfoy zrób coś.
Draco chcąc zlitować się nad przerażoną dziewczyną skierował różdżkę w stronę przerażającego zająca i wypowiedział zaklęcie odpędzające. Nie małe było jego zdziwienie kiedy nic się nie stało, żadnego światła, ani przyjemnej wibracji magii. Ponowił czynność, ale znowu nic. Najwidoczniej Magia nie działała w tym miejscu i byli zdani tylko na własne siły.
- Dlaczego nic nie robisz? Nadal go słyszę – mruczała Hermiona za plecami chłopaka.
- Mamy problem.
- Jaki?
- Najwidoczniej w tym lesie magia nie działa.
-Coo? – oburzyła się – zginiemy, zaraz zginiemy.. – powtarzała w kółko kiedy to Draco usiłował groźnymi minami odgonić zwierzaka – Już wiem, masz marchewkę? – zapytała po chwili namysłu.
- Marchewkę? – odpowiedział jej pytaniem.
- No może jest głodny.
- Jemu to chyba trzeba rzucić twoją rękę Granger a nie marchewkę. Podaj mi ten długi patyk koło ciebie.
Dziewczyna posłusznie schyliła się po ostro zakończony kij, by po chwili Jej największy wróg mógł uprawiać urozmaiconą o podskoki, przeskoki i dziwne wygibasy szermierkę, chcąc dźgnąć zająca.
- Tylko nie zrób mu krzywdy – zmartwiła się.
- Ty Granger mnie kiedyś wykończysz. Zdecyduj się, nie zrobić krzywdy, zabrać od ciebie, czy zabić? – zapytał wkurzony jej gadulstwem nawet w takich momentach. Gryfonka zamilkła widząc groźną minę swojego towarzysza.
Draco Malfoy jeszcze kilka minut starał się pozbyć zająca, który nie ustępował mu roku i walczył zacięcie, by po chwili ze rezygnowaniem uciec przegranym w ciemny las.
- Dobrze, że się go pozbyłeś – przemówiła brązowooka, kiedy zając zniknął z zasięgu jej wzroku.
- A Gdzie słodkie Malfoy mój ty bohaterze?
- Chyba trochę mnie przeceniasz, aż tak zdesperowana nie byłam.
- Czyli niepotrzebnie stoczyłem bitwę z tą krwiożerczą bestią? Poczekaj zaraz go zawołam – wysapał lekko zmęczony siadając na wystającym konarze drzewa i rzucając kij pod swoje nogi.
- Nie nie nie nie nie, nie wołaj. Byłeś… dzielny Mlafoy. – Bardzo ciężko było jej wypowiedzieć te słowa, ale ostatecznie tego dokonała.
- Lepiej chodźmy zanim coś gorszego pojawi się na naszej drodze, bo czuję że ten zając, to była dopiero przystawka, danie główne może być nieco mniej uległe.
Blondyn podniósł swoją drewnianą broń i ściskając ją mocno w rękach skinął na Hermionę by podążyła za nim. Dziewczyna nawet się nie zastanawiając podbiegła do chłopaka z prędkością światła, chodź stała zaledwie dwa metry od niego. Gryfonka na co dzień odznaczała się nietuzinkową mądrością i odwagą, lecz w tej chwili obie te dobre cechy zostały daleko na skraju wejścia do tego mrocznego lasu. Bała się niemiłosiernie, z każdym krokiem rozglądała się na boki i nasłuchiwała, a co kilka metrów spoglądała również za siebie, szukając jakichkolwiek oznak życia. Lecz nic takiego nie była w stanie dostrzec, wszystko wróciło do normy.
 Chłopak również odczuwał niemały niepokój, ale nie okazywał tego tak otwarcie jak Gryfonka, musiał zgrywać dzielnego Ślizgona, bo ta mała-wiem-to wszystko-Granger mogłaby zniszczyć mu reputację, którą i tak trochę nadszarpnęła. Chłopak coraz częściej przyłapywał się na rozmyślaniu o Granger. O zgrozo! Były to pozytywne myśli. Tak słodko się denerwowała, gdy złośliwie komentował jej zachowanie, lub gdy rzucał w jej stronę nieprawdziwe spostrzeżenia na jej temat. Wszystkie te myśli  były notorycznie odganiane i zastępowane innymi, codziennymi. Wszystko byleby o dziewczynie nie myśleć.

*

Kolejna godzina minęła im w zupełnej ciszy, a droga zaczęła skręcać lekko w lewo. Ich buty z każdym krokiem trzeszczały złowrogo, gdyż dróżka  wysypana była licznymi kamieniami i małymi gałązkami. Gdyby w pobliżu znalazło się jakieś stworzenie, z pewnością by ich usłyszało.
W ciągu dalszym Ślizgon szedł pierwszy trzymając w ręku długi kij mający spełniać rolę nieco tępego miecza, a tuż za jego plecami dreptała Gryfonka ze wzrokiem wbitym we własne stopy. Szła tak od dobrych kilku minut i gdyby nie nagłe zatrzymane jej przewodnika, podążałaby w tej pozycji o wiele dłużej. Malfoy w jednej sekundzie przystanął jak sparaliżowany, a biedna dziewczyna uderzyła całym swoim ciałem w jego plecy, chwiejąc się przy tym znacząco.
- Co się… - nie zdążyła dokończyć pytania, bo spojrzała w stronę w którą gapił się chłopak i niemal zamarła z przerażenia.
Metr od nich na ścieżce którą podążali znajdowała się duża plama już zakrzepniętej krwi. Nie wiedzieli do kogo może należeć, czy do zranionego zwierzęcia, czy może innego czarodzieja. Jedno było pewne, rana z jakiej lała się krew nie była mała, nie można jej było zrobić zwykłym nożem kuchennym, czy szpilką.
- Nie podoba mi się to, nic a nic. – wyszeptała dziewczyna wpatrując się przerażonymi, brązowymi oczami to w Malfoy’a, to w kałużę krwi.
- A myślisz Granger, że mnie uśmiecha się przebywać w lesie w którym każde drzewo wygląda jakby zaraz miało się na ciebie rzucić i zamordować? – odszepnął wciąż przyglądając się mokrej plamie.
Przykucnął na środku ścieżki i przyjrzał się odkryciu, analizując coś intensywnie w głowie, po czym wykonał niespodziewany ruch. Zamoczył dwa palce w krwi, by po chwili rozetrzeć ją w nich i rzeczowym tonem stwierdzić.
- Miej oczy szeroko otwarte Granger, to coś może niebawem wrócić, krew Jest skrzepnięta tylko w połowie, co oznacza że cokolwiek tu zaszło wydarzyło się niedawno.
- Wracajmy Malfoy, Dumbledore przesadził wysyłając nas tu. To…to niedorzeczne – szeptała.
- Cii.. spójrz tam – wskazał ręką na malutkie drzewko nieopodal ścieżki. – to skrawek czyjegoś ubrania, ktoś tu musi  być, a zważając na ilość straconej krwi jest w raczej kiepskim stanie. Chodź Granger  – tak bardzo ubolewał w tym momencie nad wciąż panującą nad nimi klątwą dyrektora, bo gdyby nie ona na pewno nie odciągałby dziewczyny od głównej drogi i sam sprawdziłby okolice nie narażając Gryfonki na niemiłe widoki, jakie mogli zastać.
- Nigdzie nie idę, a na pewno nie zboczę ze ścieżki.
- Bądź cicho i chodź w innym wypadku będę musiał cię zmusić, a tego byś nie chciała.
Brunetka posłała blondynowi pełne nienawiści spojrzenie, ale nic więcej nie dodając  podążyła za nim. Nie musieli przechodzić nawet kilkunastu metrów, wystarczyło wykonać kilka kroków, by przed ich oczami pojawił się widok niemal z koszmaru.
- Zamknij oczy Granger. – polecił dziewczynie, kiedy szok opuścił jego ciało. – teraz – dodał stanowczo, by wykonała jego polecenie bez kłótni.
Jeden metr dzielił go od zmasakrowanego ciała mężczyzny, leżał on za ogromnym drzewem wśród liści kamieni i krzaków w ogromnej kałuży krwi. Na jego plecach znajdowały się olbrzymie, głębokie ślady wbitych pazurów, które najwidoczniej były śmiertelne dla mężczyzny. Po głębszym zastanowieniu, można by stwierdzić, że to robota wilkołaka, chodź nie było pewności. Przypominając sobie słowa Granger z przed paru godzin, to te okolice zamieszkiwały raczej zmutowane stworzenia, niemające nic wspólnego ze znanym im książkowymi wzorcami.
Draco ukląkł przy martwym ciele człowieka, w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Nie musiał daleko szukać, pod brzuchem mężczyzny znajdowała się srebrna rękojeść miecza, którą Ślizgon wyciągnął szarpiąc mocno. Obrócił znalezisko kilkakrotnie w dłoni po czym wstał i podszedł do towarzyszki.
Najwidoczniej mężczyzna wiedział, że magia tu nie działa i za broń obrał sobie pięknie zdobiony srebrny miecz, na którego rękojeści widniały malutkie połyskujące zapierającym dech w piersiach światłem literki, „Wygrają tylko Ci co cienką granicą się staną”. Zdanie było pięknie wygrawerowane, ale swym przekazem, znaczyło tyle co nic dla blondwłosego arystokraty. Postanowił tą zagadkę zostawić swojej obecnej towarzyszce, by miała jakiekolwiek zajęcie na dalszą wędrówkę.
- Zaufaj mi Granger, nie otwieraj oczu i wróć ze mną tam skąd przyszliśmy – Draco wiedział, że Taki widok jaki tam zastał niepozostanie dziewczynie obojętny, chciał oszczędzić jej koszmarów i nie potrzebnych rozmyślań, na temat tamtego faceta, kim był, czy miał rodzinę itp.  On taki nie był, nie rozpaczał nad śmiercią obcych mu ludzi, był jak to wszyscy mówili „z kamienia”, a jedyne pytanie jakie błądziło po jego głowie, to czym było stworzenie potrafiące zadać tak poważną ranę.
- Możesz już otworzyć oczy, Granger.
- Co to było? Dlaczego kazałeś mi nie patrzeć i co robi ten miecz w twojej ręce? – zapytała otwierając lekko usta na znak zdziwienia.
- To nasza broń w razie ewentualnego ataku, a co do pierwszego pytania, to lepiej dla ciebie żebyś nie wiedziała.
Minę miał przy tym tak poważną, że brunetce ode chciało się zadawać jakiekolwiek pytania. Ponownie ruszyli w rozpoczętą kilka godzin temu wędrówkę, chodź tym razem ciszę przerwał arystokrata.
- Granger, rozwiąż mi tą zagadkę – polecił wyciągając w jej stronę rękojeść miecza, który ujęła momentalnie w swoje drobne ręce.
Z zaciekawieniem przyglądała się świetlistemu napisowi, o dziwnym znaczeniu. Pierwszy raz w życiu spotykała się z zagadką umieszczoną jak się jej wydawało na bardzo starym i wartościowym mieczu. Ponownie przeczytała krótkie zdanie, lecz tym razem na głos. Nie wiedziała co może oznaczać, próbowała odwołać się w swojej głowie do różnorodnych ksiąg, które mogłyby wspomnieć trzymany przez nią przedmiot, ale nic takiego sobie nie przypominała, znalezisko było dla niej jak nieoszlifowany diament. To jej przyszło rozgryźć tę tajemnicę. To może właśnie ona zapisze się w dziejach historii rozwiązując zagadkę przedwiecznego miecza.
Hermiona Granger, odczuwała pewnego rodzaju ekscytację nad trzymanym przedmiotem, chciała jak najszybciej dowiedzieć się co kryło się za magicznymi słowami, lecz w tej chwili posiadała zupełną pustkę w głowie, a widok jaki wyrósł przed nią w tej chwili dodatkowo rozgonił jej myśli.
Nie wiedzieć skąd na prostej drodze przed dwójką nastolatków wyrosła potężna stara jaskinia, pojawiła się jakby z powietrza, nie było jej widać z daleka. To jak lekkie zaklęcie kamuflujące, umożliwiające niewidoczność z danej odległości. Była niesamowita, ogromna praktycznie cała opleciona bluszczem, za którym z samego przodu dostrzec można było zamknięte kamienne przejście.
- Wow Granger, chyba jesteśmy na półmetku – zaczął z zafascynowaniem Draco.
- Nie jestem tego taka pewna, za łatwo nam poszło – odpowiedziała dziewczyna podchodząc bliżej kamiennego przejścia. Prawą ręką odsunęła lekko podeschniętą roślinę, a jej oczom ukazała się marmurowa, kwadratowa tabliczka z wygrawerowanym napisem.
- Oh nie, znowu zagadka – oznajmiła blondynowi.
- Czytaj Granger, nie mamy za wiele czasu – odpowiedział ukrywając zdenerwowanie, i starając się dyskretnie obserwować okolicę w poszukiwaniu zwierzęcia zabójcy.

-„Jestem Już stara i swoje wiem, młodym przekażę tę wiedzę wnet.
Starcy i chorzy idźcie stąd precz, nie dla was ta tajemnicza rzecz.
Kto więc zagłębić we mnie się chce, ofiary żądam niech leje się krew.
Tylko niewinna zadowoli mnie, a przejście dla ciebie otworzy się.

-  No to teraz proszę o interpretację – zażądał Malfoy samemu zastanawiając się nad sensem zagadki.
- Sam też mógłbyś pomyśleć – oburzyła się dziewczyna – wydaje mi się, że słowa „Jestem już stara i swoje wiem, młodym przekażę tę wiedzę wnet”, odnosi się do odległych czasów kiedy to ukryto kwiat w jaskini, jest on stara i nie ma nic przeciwko przekazaniu swojej wiedzy młodym pokoleniom hmm.. – zawahała się na chwilę – Kolejna linijka to dokładnie słowa Dumbledore’a, że nikt prócz niepełnoletnich czarodziei nie może dostać się do środka.
- To Już wiemy Granger lepiej przejdźmy do tej drugiej części o krwi.
- Jak jesteś taki mądry Malfoy to sam spróbuj to rozszyfrować – zdenerwowała się brunetka odchodząc kilka kroków od marmurowej tabliczki, tym samym zwalniając miejsce blondynowi, który bez zawahania podszedł do bliżej i ponownie przeczytał drugą cześć zagadki.
- Granger, powiedz że jesteś dziewicą.
Gryfonka wyglądała jakby chłopak stojący przed nią nagle oznajmił światu, że zostaje gejem a jego codziennym najukochańszym zajęciem będzie wróżenie z herbacianych fusów.
- Że co proszę?
- Druga część zagadki odnosi się do ofiary starej jak świat, czyli złożonej z krwi, a ostatnia linijka tyczy się niewinności, czyli najprawdopodobniej dziewictwa.
Dziewczyna znacząco pobladła, ponieważ słowa blondyna układały się w logiczna całość, a wzmianka o ofierze z krwi wcale jej się nie uśmiechała.
- Nie martw się Granger, upuścimy jej tylko troszeczkę – odezwał się Ślizgon z zadziornym uśmieszkiem, robiąc krok w kierunku dziewczyny.
- Ja nie chcę, spuśćmy ją tobie. – cofnęła się o krok dotykając plecami wilgotnej skały.
- Tak się składa Granger, że ja niewinny to już od dawna nie jestem.
Na te słowa dziewczyna nieznacznie się zarumieniła i spojrzała na chłopaka z wyrzutem.
- Dobra, tylko zrób to szybko – wyciągnęła prawą rękę w kierunku chłopaka, a drugą przysłoniła oczy.
Draco delikatnie, jakby obchodząc się z kruchym naczyniem ujął drobną rękę Hermiony, była ciepła pomimo panującego na dworze chłodu. Przejechał opuszkami swojej drugiej ręki po nadgarstku brązowookiej. Powtórzył czynność kilkakrotnie, wpatrując się przy tym w wyraz twarzy swojej towarzyszki. Z każdymi kolejnymi relaksującymi ruchami jego dłoni dziewczyna nieco szybciej oddychała, a po strachu nie było już śladu.
Arystokrata zaprzestał masażu i sięgnął po oparty o skałę tajemniczy miecz. Zanim wykonał decydujący ruch mruknął do Gryfonki uspokajająco, że nie będzie boleć, po czym przyłożył ostrze do wnętrza jej dłoni i pociągnął lekko nacinając miękką skórę.
- Auć… - Wydała z siebie cichy syk bólu i porwała zranioną dłoń z uścisku blondyna.
- Dalej Granger, wiesz co robić, nie mamy byt wiele czasu – jego ton na powrót stał się zimny i władczy, nie było w nim nic z delikatności jaką okazał jeszcze przed paroma chwilami Gryfonce.
Dziewczyna zbliżyła się do marmurowej tabliczki i z widocznym wyrazem bólu, malującym się na jej młodej twarzy wyciągnęła krwawiąca dłoń w jej kierunku. Wahając się dosłownie sekundę dotknęła przeciągła ręką po całej długości napisu umazując go krwią. Odsunęła się.
W tej samej chwili rozległ się przerażający dźwięk tłuczonej skały, a oczom nastolatków ukazało się niewielkie przejście prowadzące w głąb jaskini.
- Udało nam się Granger. Teraz tylko pozostało odnaleźć badyla i biegiem do Hogwartu – odezwał się chłopak wymijając przerażoną Gryfonkę i zaglądając do wnętrza jaskini. – Granger? – zapytał, ale odpowiedziała mu cisza.

- Granger co jest do jasnej… - przerwał odwracając się w kierunku towarzyszki, bo widok jaki zastał znacząco go sparaliżował. 



*******

No i jest Wasz upragniony rozdział opisujący misję Hermiony i Draco, a raczej jej pierwszą część.
Postanowiłam napisać ich przygody w dwóch rozdziałach, mam nadzieję, że się nie obrazicie za to na mnie, Doszłam do wniosku, że tak po prostu będzie lepiej.

Przepraszam również za dłuższą nieobecność, spowodowaną brakiem weny i obecnym przeziębieniem :/ Nie ma lekko.
Ale udało się napisać kolejny rozdział i tego się trzymajmy, byle do kolejnego.

Kończę już te moje wywody, bo chyba plotę głupoty, to pewnie przez gorączkę.

Na zakończenie życzę Wam miłego czytania, przepraszam za błędy które na pewno są i zachęcam do komentowania. :) 

:******

7 komentarzy:

  1. Jesteś Boginią <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za dedykację ^^ Nareszcie 11 rozdział <3 Już się nie mogłam doczekać! Teraz czekam na kolejny >.<

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początek witam serdecznie.
    szukając perełek dramione natrafiłam na Twój. jeste zaskoczona, że chociaż upłynęło tyle czasu to wciąż HP jest popularne i wśród bloggerów ma wielu zwolenników. Zwłaszcza Dramione. Spodobało mi się jak piszesz. Masz zacięcie i wspaniały styl. Intrygujący pomysł z tą misją. Draco i Hermiona wspaniale prezentują się jako para. W ogóle doprowadziłaś wszystko do dreszczyku emocji jaki się odczuwa przy czytaniu. Dziwne, że wcześniej nie trafiłam Naprawdę mile i szczerze zaskoczona.

    www.storyline-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby następny rozdział pojawił się jak najszybciej!!! <3 <3 <3 <3 I... Jestem zła bo przerwałaś w takim momencie! To się nazywa bestialstwo tak rozruszać wyobraźnie człowieka a zaraz potem przerywać rozdział niczego nie tłumacząc!!! ;..;

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby następny rozdział pojawił się jak najszybciej!!! <3 <3 <3 <3 I... Jestem zła bo przerwałaś w takim momencie! To się nazywa bestialstwo tak rozruszać wyobraźnie człowieka a zaraz potem przerywać rozdział niczego nie tłumacząc!!! ;..;

    OdpowiedzUsuń
  6. O mój Boże! Akcja z zajączkiem wygrała wszystko! Kocham ciebie i tę historię! Dzisiaj krótko, bo literek nie widzę, lol.

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę późno, ale jestem. Krótki komentarz, bo trzeba odkryć, co działo się później! :D Opisy w pierwszym fragmencie są wspaniałe. Świetnie podziałały na moją wyobraźnie. Są bardzo barwne, to trzeba przyznać.

    "Ciężko było również ocenić porę dnia, ponieważ niebo było ciemno szare(…)" - Nie "ciemno szary", a "ciemnoszary". Piszemy to łącznie.

    "Dopiero teraz zdali sobie sprawę, że Dmbledore rzucił ich na głęboką wodę(…)" - Zgubiłaś literkę. Lepiej ją znajdź, bo zabrała urok całemu zdaniu.

    Pewnie już to pisałam, ale uwielbiam Draco, jakiego stworzyłaś! Jest najlepszy. :)

    OdpowiedzUsuń