niedziela, 27 września 2015

Miniaturka - Polubić mugoli

Miniaturka - Polubić mugoli




-Że ja się na to zgodziłem Granger.

To zdanie rozbrzmiewało już któryś nasty raz tego ranka, wypowiadane ze zrezygnowaniem przez pewnego blond arystokratę. Chłopak z delikatną irytacją szykował się do opuszczenia dormitorium, powolnym ruchem dłoni przeciągnął po nieco przydługawych już platynowych włosach. Za nic w świecie nie dał rady nad nimi zapanować, nieporadnie dokładał coraz to nowszą porcję żelu, a towarzyszył mu przy tym szczery śmiech pewnej Gryfonki.
Siedziała na parapecie, z podwiniętymi pod brodę kolanami, jej delikatne brązowe loki spływały zgrabnie po ramionach. Wpatrywała się ze szczerą radością i uśmiechem w bezradnego blondyna. Każda jego próba ułożenia włosów kwitowana była przez dziewczynę coraz to nowszą salwą śmiechu i niedowierzającym kiwaniem głową. Spędziła w tej pozycji już około dwadzieścia minut czekając na niewybranego Ślizgona.
Kto by pomyślał, że Hermiona Granger i Draco Malfoy, będą w stanie w ogóle się znosić, a już nie wspominając o wspólnych rozmowach, czy obecnym przesiadywaniu dziewczyny w jednym z męskich ślizgońskich dormitoriów.

Co ich odmieniło?

 Tę odpowiedź ciężko odnieść do jednej sytuacji, a najlepiej do kilkuset. Wspólne dyżury, wypełnianie tych samych obowiązków, bycie reprezentantami szkoły, wspólne wyjazdy integracyjne, wszystkie te sytuacje wpłynęły na obecny stan nastolatków. Błędem byłoby stwierdzenie, że zostali najlepszymi przyjaciółmi, lecz najodpowiedniejszym słowem opisującym ich wzajemne relacje, jest brak widocznej nienawiści.

- Nie zgodziłeś się – zaszczebiotała – ty nie miałeś wyjścia.

Jak zwykle musiała go poprawiać, i przypomnieć o minionym niewygodnym zdarzeniu z przed tygodnia.

- Nie denerwuj Granger – odezwał się zirytowany, nachalnie przyklepując swoją przydługawą blond grzywkę.

- Tak dla przypomnienia, to nie ja przegrałam zakład – odpowiedziała zeskakując z parapetu i zbliżając się do niego na odległość kilku centymetrów – zaraz je sobie wszystkie powyrywasz.

Zgrabnym ruchem prawej dłoni przejechała kilkakrotnie po włosach chłopaka. Wystarczyło jej kilka sekund, aby ułożyć niesforne kosmyki. Uśmiechnęła się uroczo i pokręciła lekko głową na boki, wyrażając tym samym swoje rozbawienie całą tą sytuacją.

- Jak ty to robisz Granger?

- Co robię? – zapytała udając, że nie wie o co chodzi.

- Jakim sposobem potrafisz ułożyć moje włosy lepiej niż ja sam.

- Hmm… Wrodzony talent? – mówiąc to mrugnęła kokieteryjnie.

- Nie powiedziałbym.

- Rusz tyłek  Malfoy, przed nami długa droga – zmieniła ton na bardziej stanowczy.

- Muszę? – zapytał z miną małego, słodkiego szczeniaczka.

- Chyba nie musze ci tłumaczyć, że przegranie zakładu wiąże się z konsekwencjami – wyjaśniła – no chodź nie będzie tak źle.

- Cały dzień wśród mugoli, i ty uważasz, że nie będzie źle? – narzekał wciąż.

Nie zdążył dodać nic więcej, bo dziewczyna złapała swój wiosenny płaszczyk i przy okazji rękę Dracona, by kilka sekund później znaleźć się na korytarzach Hogwartu. Oboje ubrani byli w zwykłe mugolskie ubrania, pech chciał, że zgrali się kolorystycznie i w tej chwili przypominali bardziej uroczą, zakochana parę, niż zwykłych znajomych. Dziewczyna miała na sobie ciemno granatową sukienkę delikatnie rozkloszowaną od tali, na wierzchu czarny sweterek, rajstopy i buty na niewysokim, ale grubym obcasie, natomiast Draco założył na siebie ulubioną, szytą na miarę granatową elegancką koszulę i czarne dżinsy, które podarowała mu dziewczyna, tłumacząc to panującą wśród niemaicznych ludzi modą.

- Wiesz Granger, nigdy bym nie pomyślał, że będziesz łamać ze mną szkolny regulamin – zagadnął.

- Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. – odpowiedziała tajemniczo, by po chwili ciszy jeszcze dodać – a tak na marginesie, to ja też nie myślałam, że kiedykolwiek pokażesz się ze mną publicznie.

- Lubię otaczać się gronem pięknych kobiet.

To wyznanie chłopaka wprawiło dziewczynę w niemały szok, do tego stopnia, że musiała przystanąć na chwilę i przetrawić sens wypowiedzianych w jej kierunku słów.

- Czy ty właśnie nazwałeś mnie piękną? – zapytała wpatrując się głęboko w zimne, szare tęczówki.

- A czy widzisz tu grono kobiet?

- Nie.

- No to masz odpowiedź – stwierdził z lekkim uśmiechem i wyminął dziewczynę.

- Nie prawda, wcale nie o to Ci chodziło Malfoy.

- Granger, nie siedzisz w mojej głowie, więc nie wiesz co miałem na myśli – sprostował, wymijając kilkoro uczniów przy wyjściu na błonia.

- Oh.. Ja też lubię otaczać się przystojnymi mężczyznami – szybko podłapała jego grę. I tym razem Draco obrzucił ją niedowierzającym spojrzeniem.

- Dzięki Granger.

- Przepraszam, źle mnie zrozumiałeś, dzisiejszy dzień to wyjątek od normy – Posłała blondynowi jeden ze swoich najbardziej rozbrajających uśmiechów i skierowała się w stronę zakazanego lasu. A towarzyszył jej przy tym cichy szept chłopaka, Ty mnie kiedyś wykończysz Granger.

Kiedy znaleźli się już na skraju lasu, dziewczyna wyciągnęła swoją drobną rękę w kierunku arystokraty, a ten bez zastanowienia ją ujął. Po chwili mroczny obraz rozmazał się a na jego miejsce wskoczył widok zatłoczonej londyńskiej ulicy.

- Witaj w moim świecie – mruknęła Gryfonka.

Draco zlustrował wzrokiem otaczających go mugoli, byli ubrani bardzo podobnie do niego, można by powiedzieć, że niemal identycznie. Obserwował śpieszących się dorosłych, przepychające i żartujące na wszelkie tematy dzieci, oraz palących papierosy nastolatków. Spojrzał jeszcze raz na przechodniów po czym spuścił wzrok na własne ciało, a myśl jaka przebiegła mu przez głowę była szokująca. Za sprawą tej małej nieznośnej brunetki stał się mugolem. Jednym z tych, których do niedawna jeszcze nienawidził i tępił.

Odrzucił od siebie ponure myśli i zwrócił się z zaciekawieniem do towarzyszki.

- Jakie atrakcje zaplanowałaś?

- Takie które wykończą twoje wiotkie serce Malfoy – odpowiedziała zadziornie.

- Nie martw się o moje serce Granger, ono dużo wytrzyma.

- Widok mnie tańczącej w Klubie gogo też? – zapytała rozbawiona.

Młody Malfoy po tych słowach chwycił się prawą ręką za serce udając zawał.

- Zawsze możemy się przekonać – mruknął jej na ucho.

- Przykro mi, ale nie skorzystam – mrugnęła do niego - Chodźmy do mojej ulubionej kawiarni.

Pociągnęła chłopaka na kolejną ulicę, na której znajdowała się przeurocza niewielka kawiarenka w stylu vintage. Weszli do środka i zajęli miejsce przy oknie za którym rozciągał się widok ulicy. W kilka minut obok ich stolika pojawiła się kelnerka z dwiema kartami.

- Zdecydowałeś się na coś? – zapytała po chwili.

- Wezmę tylko Czarną kawę.

- Mówiłam ci już, że pijasz za dużo kawy? Niedługo serce ci stanie.

- Nie tylko serce Granger. Widziałaś tamtą kelnerkę? – mrugnął do brunetki porozumiewawczo.
Gryfonka na te słowa mocno się zarumieniła i odwróciła speszony wzrok.

- Zacznij myśleć głową Malfoy – odpowiedziała chłopakowi po cichu, ponieważ koło ich stolika pojawiła się wspomniana wcześniej kelnerka.

Podając chłopakowi kawę nachyliła się znacząco wypinając pokaźny biust, mrugnęła do niego okiem i uśmiechnęła się niejednoznacznie.

- Granger, zaczynam lubić te mugolki – odezwał się ruszając przy tym zabawnie brwiami.

- Zamknij się, bo zaraz zdzielę cię gazetą po tym twoim pustym łbie.

- Oj Granger, nie zgrywaj już takiej zazdrosnej, bo się zaraz zarumienię.

- Phi, zazdrosna? O ciebie? Chyba kpisz.

Nic już nie odpowiedział tylko pochwycił stojący przed nim gorący płyn i powolnym rchem zbliżył filiżankę do ust.

- O cholera, To jest dobre.

- Czyli polubiłeś mugoli?

- Oj no nie przesadzajmy, to tylko jedna kawa, tym mnie nie kupią.

- Ale są na dobrej drodze – stwierdziła z uśmiechem i pociągnęła łyk swojego latte.

Hermiona Granger za wszelką cenę obrała sobie zmianę nastawienia Malfoy’a w stosunku do mugoli. Postanowiła tak pokierować dzisiejszym dniem, aby chłopak błagał ją o kolejny wypad do miasta. Po kilku minutach ich filiżanki były puste, a widząca to kelnerka podeszła do ich stolika.

- Możemy prosić rachunek? – zapytała Gryfonka, a kobieta szybko podała im małą karteczkę z wypisaną kwotą.

Nim brunetka zdążyła wyjąć pieniądze z kieszeni płaszcza, to blondyn podawał już na wyciągniętej ręce odliczone galeony.

- Malfoy nie – Powiedziała pośpiesznie i wytrąciła mu z ręki magiczne pieniądze – pozwól, że ja zapłacę – po czym podała kelnerce właściwe pieniądze, a ta odeszła kiwając ponętnie biodrami.

- Wiesz Granger, chciałem być gentlemanem.

- Używając magicznych monet w niemagicznym świecie? – zapytała lekko zdenerwowana.

- Liczy się gest.

- Lepiej już chodźmy, będziesz miał jeszcze wiele okazji, żeby się wykazać  – wstała z miejsca i założyła swój czarny płaszczyk, a chłopak poszedł w jej ślady.

W wesołych nastrojach opuścili kawiarenkę, no może tylko blondyn był w wesołym nastroju, dziewczyna wykazywała raczej małe chęci do śmiechu.

- Jaki następny przystanek pani przewodniczko?

- Nie nazywaj mnie tak.

- Dobra, to jaki następny przystanek Granger?

- Zaraz się przekonasz – odpowiedziała tajemniczo.

Szli w ciszy mijając kolejne mniejsze i większe ulice, a słoneczko nieśmiało przebijało się przez zachmurzone niebo. Hermiona uśmiechnęła się leciutko na myśl, że już po pierwszym ich „przystanku” Draco wykazał pozytywne zainteresowanie mugolami.
Zbliżali się powoli do ogromnego, kolorowego, oświetlonego milionami malutkich lampek i innych światełek placu, na którym stały dziwaczne maszyny i gdzie dostrzec można było największe skupisko ludzi.

- Granger?

- Tak?

- Będziesz przeprowadzać na mnie wymyślne tortury za pomocą tym maszyn? – zapytał zaniepokojony.

- Och głuptasie, to wesołe miasteczko – odpowiedziała śmiejąc się z głupiego pomysłu blondyna.

- A wesołe miasteczkoooo, no i wszystko się wyjaśniło – zaczął z sarkazmem.

- Nie byłeś nigdy w wesołym miasteczku? – dopytywała zszokowana.

- Nie chcę być niemiły, ale pochodzimy z zupełnie różnych światów Granger. Ja mam Galeony, ty masz te swoje fikuśne monety, ja mam teleportację, ty te dziwne metalowe pojazdy na czterech kołach, ja mam smoki, a ty atrapy smoków? – kończąc zdanie skinął głową na wielkiego metalowego smoka, który był główną atrakcją miasteczka.

- No przepraszam, czasem o tym zapominam. Wynagrodzę ci to.

- No ja myślę – odpowiedział i poruszył znacząco brwiami.

- Nie tak jak myślisz – dodała – Co zaliczyć chcesz pierwsze?

- Tą kelnerkę z kawiarni.

- Malfoy!

- No co? Pytałaś, to odpowiedziałem – tłumaczył się.

- Nie to miałam na myśli, ty tylko o jednym.

- W końcu jestem tylko facetem.

Gryfonka pokręciła z politowaniem głową ruszyła w kierunku Tunelu Strachu. Obrała sobie za taktykę przestraszenie Mlafoy’a, może w tedy będzie potulniejszy. Nie zwracając uwagi na towarzysza skierowała swoje kroki ku atrakcji.

- Tunel Strachu – przeczytał na głos arystokrata – to pretekst żeby się trochę do mnie poprzytulać Granger?

- Ty cały czas o tym samym, trochę staję się to nudne Malfoy.

- Poczekaj na finał.

Nie zareagowała na komentarz Ślizgona, złapała go tylko za przedramię i pociągnęła w  kierunku przesuwających się dwuosobowych wagoników. Ruszyli powoli w ciemny tunel, jedyne co byli w stanie zarejestrować, to oślizgłe brudne ściany pomieszczenia w jakim się znaleźli. Dziewczyna poprawiła się niezgrabnie na siedzeniu, nie lubiła ciemności, a już w szczególności tych zaniedbanych i złowrogich. Kontem oka spojrzała na swojego towarzysza, w przeciwieństwie do niej wyglądał na znudzonego zaistniałą sytuacją. Chłopak jakby czując na sobie czyjeś spojrzenie odwrócił się do koleżanki i wyszeptał.

- Boisz się już Granger?

- Chciałbyś – i jak na zawołanie w jednej chwili od strony dziewczyny wyskoczyła z ciemności wielka obsmarowana sztuczną krwią, kukła klauna. Brunetka podskoczyła ze strachu i nieświadomie przysunęła się bliżej chłopaka.

- Chyba jednak się boisz – stwierdził.

- Wcale, że nie – zaprzeczyła.

- Gdybyś zmieniła zdanie, to wiedz, że nadal tu jestem.

- Nie będziesz mi potrzebny – zapewniła go, niezbyt pewnym głosem.

Tunel do najstraszniejszych nie należał, ale dziewczyna i tak odczuła jego wpływ, wielokrotnie zamykała oczy, lub zakrywała je dłońmi, po każdej takiej akcji słyszała szczery śmiech blondyna siedzącego obok. Po kilku minutach było już po wszystkich a Malfoy podtrzymywał za łokieć rozkojarzoną Hermionę.

- Mówiłem, że jak coś to jestem do twojej dyspozycji.

- Przeliczyłam swoje możliwości, ale już mi lepiej – stwierdziła – teraz ty wybierz gdzie idziemy.
Słysząc jej słowa, Draco uśmiechnął się nieznacznie i rozpoczął dokładne oglądanie znajdujących się w wesołym miasteczku atrakcji. Jego wzrok na dłuższą chwilę przykuła budka z maskotkami, koło której stał niewielki basen napełniony do połowy czysta wodą, a nad nim znajdował się podest z niewielką pętelką. Na podeście siedziała cudowna długonoga blondynka.

- Chce tam iść – oznajmił wskazując palcem.

- Malfoy, jeśli tak bardzo ciągnie cię do roznegliżowanych kobiet, to może od razu udaj się do agencji towarzyskiej – skomentowała jego głupie zachowanie.

- Czy taki punkt jest przewidziany w dzisiejszym planie zajęć? – zapytał rozbawiony.

- Nie! – odpowiedział mu naburmuszony głos.

Niezbyt przejął się oburzeniem koleżanki i podążył w kierunku intrygującej go budki, a dziewczyna chcąc nie chcąc poczłapała za nim.

- Witam Państwa serdecznie, o jaką nagrodę powalczymy? – zapytał lekko otyły facet do którego należało stanowisko.

- Granger, podoba ci się tamten pluszak? – wskazał na największą główną nagrodę, którą był przeuroczy miś. 

- Może podoba, może nie i tak nie wygrasz.

- Och nie doceniasz mnie.

- Nie trafiłbyś tam nawet jeśli to ja zajęłabym miejsce tej blondynki – odpowiedziała pewna siebie.

- Zgadzam się!

- Że co?

- Czy moja koleżanka może usiąść na podeście? – to pytanie skierowane było do mężczyzny.

- Niema problemu, Tina zejdź. – mężczyzna zwrócił się do blondynki.

- Nie nie nie nie, ja tylko żartowałam – panikowała Gryfonka.

- Boisz się. Granger się boi – starał się podejść dziewczynę.

- Nie boje się, i tak wiem, że nie trafisz.

- Więc w czym problem? – dopytywał.

- Oh grrr… - wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i zaczęła wdrapywać się na podest. Kiedy już zajęła wygodne miejsce, Ślizgon poprosił o niewielka piłeczkę, którą trzeba było wycelować w obręcz.

- Jeśli trafisz za pierwszym razem, to Miś będzie wasz – poinstruował mężczyzna.

Draco spojrzał to na piłeczkę to na Gryfonkę.

- Jak bardzo zależy ci na tym pluszaku Granger? – zapytał wesoło.

- Nie chce go Malfoy, nie musisz się przykładać, w ogóle się nie staraj.

Dziewczyna wyglądała na nieźle zdenerwowaną, jak mogła być taką idiotką i dać się tak łatwo podpuścić blondynowi, jak? To pytanie błądziło po jej mądrej główce. Co chwila spoglądała w wodę pod podestem modląc się w duchu by Malfoy nie miał dobrego cela.

- Gotowa na kąpiel? – zapytał, nie dając dziewczynie czasu na odpowiedź, szybko wycelował piłeczkę w obręcz i na nieszczęście brunetki, trafił.

Hermiona zdążyła tylko przeciągle wrzasnąć i już po chwili pływała w lodowatej wodzie.

- Tak! – wrzasnął arystokrata – Wygrałem dla ciebie Misia Granger, czy to nie romantyczne?

Dziewczyna zdążyła już wstać i w tej chwili mierzyła swojego oprawcę zimnym, niemal morderczym spojrzeniem.

- Nienawidzę cię, nienawidzę, tak bardzo nienawidzę!!! – Krzyczała wychodząc z basenu.

-Myślałem, że ten etap znajomości mamy już dawno za sobą – zaśmiał się.

Mężczyzna do którego należało stanowisko z atrakcją jednym ruchem ręki poprosił dwójkę czarodziejów by podążyli za nim na zaplecze. Jak się okazało w niewielkim namiocie, było bardzo przytulnie i ciepło. Brunetka mogła nieco się ogrzać.

- Jesteś na mnie zła? – zapytał kiedy mężczyzna opuścił pomieszczenie.

- Nie, no co ty.

- Serio?

- Ja cię zabije! – zaczęła krzyczeć!

- Zanim to zrobisz, to poczekaj, skombinuje ci jakieś suche ubranie – zaproponował podając jej czysty ręcznik.

Zniknął na około dziesięć minut, a w tym czasie Hermiona zaczęła się zastanawiać nad zachowaniem chłopaka. Nie był taki zły kiedy się go bliżej poznało, był zabawny, można było z nim również spokojnie porozmawiać, wypić kawę i robić naprawdę wiele ciekawych rzeczy. Może był przy tym również irytujący, ale większość pozytywnych rzeczy, przyćmiewała tą cechę.

- Nie mieli nic innego – powiedział rzucając Hermionie bardzo skąpy komplet stroju.

- Ty sobie chyba jaja robisz, nie założę tego – spojrzała na szmatki z odrazą w oczach.

- To, albo możesz iść nago, Dla mnie nawet lepiej.

- Wrrr… odwróć się – poleciła – i nie podglądaj – dodała po chwili zastanowienia.

Pośpiesznie ściągnęła przemoczone ulubione ubrania, by na ich miejsce założyć granatowy wyzywający wiązany na plecach gorset, zamiast zwykłych czarnych rajstop chłopak przyniósł jej kabaretki, które nic a nic nie chroniły przed zimnem, na nie zmuszona była ubrać króciutkie spodenki, a cały strój wykańczały czerwone szpileczki.

- Skąd tyś to zabrał? Z burdelu? – zapytała wściekła.

- Nie pytaj – odpowiedział jej rozbawiony – powinnaś częściej tak się nosić Granger.

- Malfoy!

- Tak?

-  A płaszcz?

Ślizgon podszedł do załamanej, bliskiej płaczu dziewczyny i podał jej swój drogi czarny płaszcz. Na szczęście chłopak mierzył około metr dziewięćdziesiąt, przez co płaszczyk sięgał dziewczynie za połowę ud, chodź trochę przykrywając wyzywający strój.

- To co teraz? Zapytał zaciekawiony, jakie atrakcje zostały przewidziane na resztę dnia.

- Mieliśmy iść do kina, ale…

- Więc ruszajmy do kina, czymkolwiek to jest – powiedział uradowany i wyciągnął opierającą się Gryfonkę na zewnątrz.

- Ja nie chce, puść mnie – krzyczała, kopała i drapała.

- Uspokój się Granger, bo zamknę cię w tej klatce z lwami – wskazał głową w kierunku wygłodniałych zwierzaków – albo nie, biedne lwy, jeszcze byś je tam pogryzła.

Kiedy opuścili wesołe miasteczko było już po południu, a słońce nadal zawzięcie usiłowało przebić się przez warstwę puszystych chmur.

- Prowadź do tego całego kina przewodniczko – polecił.

Gryfonka obrzuciła blondyna spojrzeniem niemal morderczym, ale nic nie mówiąc ruszyła w nieznanym mu kierunku. Kina jak się okazało blisko nie było, musieli przejść spory kawał drogi by zrelaksować się w ciepłym budynku.

Mówiąc, że droga przebiegła im spokojnie, to byłoby jak rozbój w biały dzień. Z Malfoy’em nie dało się przejść spokojnie chodź by dziesięciu metrów, nie wspominając już o licznych gapiach, zazwyczaj facetach, którzy wlepiali rozkojarzone spojrzenia w niecodzienny strój brunetki.
Draco już po kilku krokach dostrzegł ciekawą, niedużą maszynę na monety, która po wrzuceniu określonej sumy pieniędzy wypluwała nieduże jajo z zabawką w środku. Zaciekawiony poprosił Gryfonkę o kilka drobnych, aby wypróbować magiczne działanie tejże maszyny. Po umieszczeniu pieniędzy w otworze i wciśnięciu guzika, w jego dłoni znalazła się fioletowo – biała kulka. Przyjrzał jej się dokładnie po czym przekręcił górną kapsułkę tak, że jego oczom ukazała się zawartość jaja.
W środku była dziwna lepka łapka z tak samo lepkim sznureczkiem na którego końcu znajdowała się lepka pętelka. Ogólnie mówiąc zabawka cała się lepiła i Draco nie bardzo wiedział co ma z tym zrobić.

Jak poinstruowała go dziewczyna, pętelkę zakładało się na palec wskazujący, by nie spadła. A następnie można było rzucać łapką w różne przedmioty do których się przyklejała. Ofiarą Malfoy’a została oczywiście brązowooka, a dokładniej jej czoło, na którym co kilka sekund lądowała obrzydliwa zabawka.

Kiedy żyjący obiekt zabaw przestał reagować na zaczepki, chłopak ogarnięty niepohamowaną głupawką rozpoczął rzucanie łapki w przypadkowych przechodniów, na co dziewczyna już musiała zareagować. A wszystko skończyło się tak, że kleiste „coś” wylądowało w pobliskim koszu na śmieci.

- A co to jest właściwie to kino? – zapytał kiedy znaleźli się już w pomieszczeniu.

- Jest to taki duży ekran na którym wyświetlane są filmy, czyli wymyślone nagrane historie, a zresztą sam zobaczysz, ciężko jest to wytłumaczyć. Mogę jeszcze dodać, że masz różne gatunki do wyboru Horror, romans i wiele innych.

- Aaa to już wiem, czyli jakby nas nagrać to byłaby to komedia? – zapytał.

- Z pewnością. I to niebywale dobra – odpowiedziała – a wiesz co, jak wspomniałeś już o komedii, ta na taki film kupie nam bilety, poczekaj tutaj. Nie ruszaj się.

Draco Malfoy nadzwyczaj spokojnie czekał aż dziewczyna wróci z biletami. Nie minęło zbyt wiele czasu, a już trzymał w swojej ręce papierową karteczkę. Po drodze do sali, zakupili jeszcze jeden duży popcorn i dwie średnie cole.

- Ale tu ciemno Granger – powiedział, siadając na jednym z foteli.

- Ciii… zaraz zacznie się film, tu się nie rozmawia.

- To już wiem dlaczego lubisz tu przychodzić – stwierdził.

Spojrzała na niego pytająco.

- To jest jak biblioteka.

- Malfoy, to z biblioteką nie ma nic wspólnego.

- Jak to nie? Trzeba być cicho.

- Oh, zamknij się – poleciła zdenerwowana.

- O tym właśnie mówiłem – szepnął dziewczynie na ucho.

Cały film obejrzeli w ciszy, żadne z nich nie odezwało się już słowem. A arystokrata był tak zachwycony tym całym kinem, że już nawet po filmie nie mógł przestać o tym mówić. Szli właśnie jedną z spokojniejszych ulic rozmawiając i jedząc przepyszne gofry.

- Ci mugole to są jak czarodzieje. To całe kino było jak magia, niesamowite – zachwycał się.

- Malfoy, proszę cię skończ. Powtarzasz to zdanie już piąty raz, mam dość.

- Oj Granger, lepiej mi powiedz co zaplanowałaś na koniec, bo powoli robi się ciemno.

- Właściwie to została nam ostatnia już atrakcja, ale nie znajdziesz jej tutaj, w Londynie. Musimy się teleportować trochę dalej.

To powiedziawszy wyciągnęła do chłopaka rękę i już po chwili cała sceneria uległa zmianie. Przed ich oczami rozciągał się nieziemski widok. Byli na samym szczycie Wieży Eiffla. Przed nimi  znajdowało się przepięknie oświetlone miasto. Błyszczało ono jak miliony drogocennych kryształków, jak galaktyka, jak wiele innych równie pięknych przedmiotów.

- Wow – tylko tyle był w stanie powiedzieć.

- Tak, wiem. Tu jest obłędnie – zaczęła – Dzisiaj to miejsce jest zamknięte dla turystów, dlatego bez problemu nas tu przeniosłam.

- Granger, jesteś geniuszem.

- Nie wyczułam sarkazmu, ani złośliwości, co się z tobą stało? – zapytała poważnie, wpatrując się w stalowe tęczówki chłopaka.

- Bo nie było w tym zdaniu ani sarkazmu, ani złośliwości. Nie wiem co ze mną zrobiłaś, ale dzisiejszy dzień mogę określić mianem najlepszego w moim życiu. – ujął jej rękę w swoją i spojrzał głęboko w oczy – Ja tez przewidziałem na dzisiaj jedną atrakcje, lecz nie dorówna ona twoim.

- Jaką? – zapytała wpatrzona w jego poważną twarz.

Chłopak nie odpowiedział, tylko delikatnie ujął jej podbródek drugą ręką, pierwszą nadal ściskał mocno w dłoni. Przybliżył się powoli i złożył jeden króciutki pocałunek na ustach dziewczyny, było to niemal jak muśnięcie wiatru, zdecydowanie za mało.

-To najlepsza atrakcja jaką mogłeś przygotować… Draco – wyszeptała i sama przyciągnęła blondyna do siebie, zamykając w szczelnym uścisku i całując namiętnie.

Tak oto jeden dzień odmienił całe ich przyszłe życie.


Ps. Nie wiadomo jakim cudem, ale po powrocie Hermiona zastała na swoim łóżku przemoczone ubrania i ogromnego pluszowego misia.




***

Taki miałam dzisiaj dobry humor jak widzicie powyżej.

Absolutnie proszę tej miniaturki nie traktować poważnie, jest ona napisana z żartem i dobrze wiem, że wiele sytuacji nigdy nie miało by miejsca.
Jak np. pisanie że maszyna za pieniądze z kulkami nie ma prawa znaleźć się w Londynie, jest zbędne, ponieważ dobrze o tym fakcie wiem. :)

Bardzo was zachęcam do komentowania, jestem ciekawa waszych opinii.

I z góry przepraszam za masę błędów, jak będę miała czas to je poprawię :D

:**


sobota, 26 września 2015

Miniaturka - Pożegnanie

Miniaturka - Pożegnanie


Kochany,

Nie wiem jak zacząć, nie mam pojęcia co napisać, chciałabym dokładnie przelać swoje myśli na pergamin, ale za każdym razem kiedy chwytam pióro i zanurzam je w buteleczce atramentu i ponownie wyciągam, to ono tylko skapuje z jego koniuszka by niedbale rozmazać się na kolejnej już rozpoczętej warstwie czystego pergaminu, który jak zwykle zakupiłam w tej samej księgarni, dokładnie tej do której ze mną chodziłeś zawsze w tedy, kiedy po raz kolejny narzekałam na brak przyborów szkolnych.

         Byłeś dla mnie tak dobry, kochający, aż ciężko uwierzyć, że czas tak szybko płynął, że te wspólnie spędzone chwile były tak krótkie. Na samo ich wspomnienie łzy napływają do mych zmęczonych, oczu. Tak, zarwałam kilka nocy, nie mogłam zasnąć, bałam się, że już nigdy się nie obudzę, a miniony koszmar wróci jak mrugnięcie powiekami. Tak naprawdę chyba już w ogóle nie potrzebuję mrugać, bo przecież człowiek czyni to tylko po to by nawilżyć gałkę oczną, a moje nawilżane są o każdej porze dnia i nocy, przez łzy. 
I widzisz, nawet w takiej chwili budzi się we mnie dusza kujonicy i zawsze muszę wtrącić jakieś książkowe zdanie w wypowiedź. Pamiętasz? To tak nazwałeś mnie któregoś dnia w bibliotece, kiedy tachałam kilka „lekkich ksiąg do czytania”. Aż nie chce się wierzyć, że od tamtej chwili minęło aż kilka miesięcy, powiedziałabym, że dni.

         Co mogę ci jeszcze powiedzieć? Co chciałbyś usłyszeć? Nie wiem czy będę w potrafiła dodać cokolwiek . Niedługo nie będziesz w stanie rozszyfrować moich bazgrołów i to nie dlatego, że brzydko piszę, bo Ty pierwszy powiedziałeś, że mam piękny styl pisma, idealny w każdym calu, ale dlatego, że moje początkowo delikatne łzy rozmarzą każde wcześniej napisane słowo.

          Dlaczego płaczę? Nie zrozumiesz.

Chciałabym przestać, lecz nie mogę. W tej właśnie chwili nie będziesz dał rady dalej czytać, a pod koniec z pewnością będzie się dało wycisnąć ten pergamin z łez, jakby był zwykłą gąbką do mycia.

         Nienawidziłeś mnie, pamiętasz? Ja pamiętam.

Szlama, to było twoje pierwsze słowo skierowane do mnie. Czy bolało? Jak cholera. Przepłakałam całą noc. Łzy spływały po moich policzkach obficie, do momentu, aż sen nie ukoił tej rany. Każda następna twoja obelga, bolała tak samo, nigdy mniej. Przez kolejne lata upokarzanie mnie publicznie stało się twoim najważniejszym celem. Nie rozumiałam tego i już pewnie nie dane mi będzie zrozumieć.

Nawet nie wiem kiedy nasze stosunki nieznacznie się ociepliły, kiedy pierwszy raz spojrzałeś na mnie inaczej. Jak na kobietę. Do tej pory nie wiem, co odmieniło Twoje serce, co tchnęło w nie dobro. Wielokrotnie powtarzałeś, że to moja zasługa, lecz ja tak nie uważam. Bo co taka głupia, naiwna Gryfonka mogła zdziałać? Myślałam, że nasza miłość przetrwa wszystko, wierzyłam w szczęśliwe zakończenie, niemal z bajki.

Może i byłeś księciem, ale ja na pewno koło księżniczki nawet nie stałam.

Ok. myślisz, że wystarczy? Ja myślę, ze tak. Bo nie sztuką jest spisać chaotycznie wszystkie błąkające się po głowie myśli, lecz sztuką jest ująć te najważniejsze, najistotniejsze.

`Wiedz, że będę pamiętać, kochać i tęsknić.

Wiedz również, że ze wszystkich ludzi na świecie, to ja najbardziej nienawidzę wojen. Ta jedna, ostateczna odebrała mi moją życiową miłość, jedyną szanse na szczęście,

odebrała mi ciebie.

I chodź nigdy nie dostaniesz, ani nie przeczytasz tego listu, to jestem z siebie dumna, że potrafiłam go napisać, że zdałam się na odwagę by w taki, a nie inny sposób Cię pożegnać.

Żegnaj Draconie Malfoy,

Twoja kochająca Hermiona Granger.

.





********

Taka oto wena mnie naszła, i stworzyłam tą króciutką miniaturkę.
Zapewniam, że nie ma ona nic wspólnego z głównym wątkiem opowiadania. :*


Piosenki przy których tworzyłam:

Passenger - Let her go
Rod Stewart - Sailing i All For Love
Alicia Keys - No One i Girl on Fire



piątek, 25 września 2015

Rozdział 11

Dedykację dedykację i jeszcze raz dedykację.
Dla:
Chicacola Amandu, za skomentowanie dużej ilości moich rozdziałów, dziękuję. :)
Po raz kolejny dla Mlikeme, po prostu kocham czytać twoje komentarze :*

*

"Odwaga nie polega na nieodczuwaniu strachu, 
ale na umiejętności działania mimo niego."


Miejsce w którym się znaleźli było bardziej przerażające niż jakakolwiek znana im sceneria, nawet Zakazany Las przy tym był jak urocze miejsce piknikowe. Znajdowali się bowiem na skraju czarnego, owianego grozą i wrogą tajemniczością lasu. Z widocznym przerażeniem spoglądali w jego głąb i jakby z nadzieją, że mogą jeszcze zawrócić . Chcąc ocenić własną sytuację musieli doskonale wyostrzyć zmysł wzroku i słuchu, ale nic, absolutnie nic nie mogli zobaczyć ani usłyszeć, prócz ciemności panującej za drzewami i szumu zimnego, porywistego wiatru. Każde drzewo wyglądało jakby zaraz miało wyciągnąć swoje stare, potężne korzenie z czarnej gleby i zaatakować niewinnych uczniów Hogwartu.
 Ciężko było również ocenić porę dnia, ponieważ niebo było ciemnoszare, a słońce w tym miejscu wydawać by się mogło, że nie istniało od dawna. Za ich plecami rozciągała się bezkresna, obumarła łąka. Tak różna od słonecznych, radosnych i tętniących życiem obrazów z dzieciństwa błąkających się po głowie Gryfonki, ta łąka zwana by mogła być zimną przestrzenią, starą, wysuszoną i bez życia. Cały krajobraz kumulował w sobie sieć najgorszych ludzkich koszmarów, będąc w tym miejscu jedynymi odczuwalnymi emocjami były smutek, żal, tęsknota, ból. To tak jakby stado dementorów starało się wyssać z człowieka życie, pozbawiając go całego dobra, lecz te stworzenia działały w miarę szybko, a miejsce w którym przyszło się znaleźć dwójce uczniów zabijało bardzo powoli i nie ciało, lecz duszę.
Dopiero w tym momencie do owej dwójki dotarła powaga sytuacji misji jaką przyszło im wykonać. Dopiero teraz zdali sobie sprawę, że Dumbledore rzucił ich na głęboką wodę, że tym razem to nie oni byli dla siebie wrogami, a czyhające na nich niebezpieczeństwa. Wiedzieli, że będą musieć współpracować i pomagać sobie wzajemnie, od tego zależeć będzie ich życie, oraz powodzenie misji. Dwójka największych Hogwardzkich wrogów zmuszona była połączyć siły i wspólnie przetrwać przeciwności losu.
Gryfonka zadrżała lekko, kiedy kolejny powiew chłodnego wiatru przedarł się pod cienką warstwę jej kurtki rozwiewając jednocześnie jej grube, brązowe loki.
- To co Granger? Chcesz dać nogę?  Zapytał chłopak, jakby dla rozluźnienia  panującej atmosfery, chodź jego wyraz twarzy do wesołych nie należał.
- Czytając z twoich oczu śmiem twierdzić, że to ty Malfoy masz zamiar uciec gdzie się da.
- Błędne są twoje spostrzeżenia Granger – Odpowiedział krótko i jakby nie chcąc wstrzynać kłótni z dziewczyną ruszył przed siebie, wchodząc w głąb lasu, a brunetka zmuszona była podążyć za nim.
Szli prostą, kamienistą ścieżką przed siebie, coraz bardziej zagłębiając się w mroczny las. Co kawałek słychać było trzaskające złowrogo w oddali gałęzie, opadające z drzew liście i szmer małych stworzeń przebiegających niedaleko dróżki. Hermiona z każdym najcichszym szmerem drgała na całym ciele z przerażenia, starając się prześledzić wzrokiem otaczającą ją ciemną przestrzeń i mocnej zaciskając palce na magicznej różdżce. Podążała kilka kroków za Malfoy’em i tym razem starała się zachować jak najmniejszą dzielącą ich odległość, by w razie niebezpieczeństwa popchnąć blondyna w szczęki bestii, a samej móc uciec daleko od tego miejsca. Ale znając ją i jej gryfoński honor, to nie byłaby wstanie w razie zagrożenia zachować się obojętnie w stosunku do swojego największego wroga. Prędzej stanęłaby w jego obronie niż uciekła z tego miejsca chroniąc własny tyłek, była też w stu procentach pewna, że Malfoy postąpiłby tak samo w stosunku do niej.
Szli już długi czas, a ścieżka ni jak się nie kończyła, wciąż biegła prosto przed siebie, prowadząc ich w głąb drzew. Ciężko było stwierdzić ile czasu minęło od rozpoczęcia wędrówki, gdyż od samego początku w lesie wydawała się panować nocna ciemność. Szli przed siebie czekając na jakikolwiek znak, że to już tutaj, że znaleźli magiczną jaskinię, ale nic takiego się nie działo. Każde drzewo wyglądało tak samo, jakby kręcili się w kółko a nie poruszali do przodu. Dumbledore w prawdzie ofiarował im mapę, ale posłużyć im miała dopiero po odnalezieniu jaskini.
 - Malfoy? – szepnęła cichutko za plecami chłopaka, który nic się nie odezwał.
- Malfoy? – spróbowała ponownie.
- Czego chcesz Granger? – odszepnął.
- Słyszysz?
- A co niby mam słyszeć Granger? Jesteśmy na totalnym odludziu, w dodatku w nocy, daleko od Hogwartu i jeszcze wypełniając jakieś durne zadanie zlecone przez jeszcze większego kretyna Dumbledore’a. – wyrzucił z siebie chłopak ściszonym, ale mocnym głosem zatrzymując się i odwracając w kierunku Gryfonki.
- Chodź raz przestań narzekać, zamknij oczy i posłuchaj – nakazała stanowczo, a blondyn przymknął usta wsłuchując się w panującą ciszę. Spojrzał na dziewczynę pytająco.
- Co słyszysz? – zapytała.
- Nic
- No właśnie. Nie wydaje ci się to dziwne? – przysunęła się do niego tak blisko że niemal stykali się nosami. – całą drogę było słychać różne dziwne odgłosy, począwszy od wiatru, a skończywszy na łamanych, strzelających gałązkach.
Chłopak zrobił zdezorientowaną minę i zaczął się nerwowo rozglądać po okolicy, jakby szukając czegoś wśród drzew, jakichkolwiek oznak że nie są w tym miejscu sami. Po paru chwilach na nowo spojrzał w oczy brunetki.
-Wiesz co Granger, chyba za bardzo panikujesz, naoglądałaś się horrorów i teraz wydziwiasz.– wyszeptał.
- Skąd wiesz o mugolskiej telewizji i ho…
Nie dokończyła, gdy do jej uszu dobiegł dziwny stukot gdzieś w oddali, zadrżała i odwróciła głowę za siebie spoglądając pomiędzy drzewa, niedaleko około kilkanaście metrów na lewo od ścieżki dostrzegła niewielki ciemny kształt przebiegający od drzewa do drzewa, niczym cień i zbliżający się w ich kierunku. Spanikowana odwróciła się do chłopaka i zacisnęła swoje paznokcie na jego przedramieniu.
- Malfoy! Mlafoy! Tu coś biegnie, zaraz zginiemy.
- Za mnie Granger, już – polecił, a dziewczyna niewiele myśląc schowała się a plecami blondyna łapiąc przy okazji spód jego bluzy.
Draco czół narastającą w nim adrenalinę, oraz przyśpieszone tętno. Nie wiedział z czym przyjdzie mu walczyć, co biegło rozpędzone w ich stronę. Dostrzegał tylko cień przemykający pomiędzy krzakami wprawiający w ruch opadłe liście. Wyciągnął różdżkę przed siebie, gotowy wypowiedzieć zaklęcie obronne.
Jeszcze chwila, kilka metrów i zza pobliskiego drzewa na ścieżkę wyskoczyło niewielkie zwierzę zatrzymując się tuż przed dwójką uczniów.
- Nie bój się Granger – powiedział już normalnym głosem opuszczając swoja różdżkę i śmiejąc się w duchu z własnego strachu – to tylko zajączek.
Dziewczyna drgnęła nieznacznie i wychyliła głowę zza ramienia chłopaka nadal ściskając kurczowo spód jego bluzy. Nie minęła nawet sekunda, jak Gryfonka ponownie schowała głowę za plecami Malfoy’a.
- Dlaczego on ma czerwone oczy? – zapytała z lekka ulgą, ale nadal roztrzęsiona.
- No nie wiem, może jest głodny?
- Malfoy!
- Pewnie ma na ciebie ochotę.
- Malfoy!
- Ma wściekliznę?
- Przestań! Weź go stąd. Jest straszny. – na te słowa zajączek przybrał pozycje bojową, odkrywając swoje ostre zmutowane zęby.
- Chyba go obraziłaś Granger.
Dziewczyna ponownie spojrzała na zajączka, który nie wyglądał jak domowy słodki pupilek, którego można zakupić w sklepie zoologicznym. Ten wyglądem przypominał bardziej zmutowaną zwierzęcą maszynę do zabijania. Jego czarna sierść połyskiwała w mroku, a czerwone oczy niemal krwawiły wściekłością i rozdrażnieniem, piana idąca mu z pyska również nie wyglądała zachęcająco.
- Radzę ci przeprosić Granger – powiedział chłopak cofając się kilka kroków wraz z dziewczyną.
- Przepraszam, przepraszam! Malfoy zrób coś.
Draco chcąc zlitować się nad przerażoną dziewczyną skierował różdżkę w stronę przerażającego zająca i wypowiedział zaklęcie odpędzające. Nie małe było jego zdziwienie kiedy nic się nie stało, żadnego światła, ani przyjemnej wibracji magii. Ponowił czynność, ale znowu nic. Najwidoczniej Magia nie działała w tym miejscu i byli zdani tylko na własne siły.
- Dlaczego nic nie robisz? Nadal go słyszę – mruczała Hermiona za plecami chłopaka.
- Mamy problem.
- Jaki?
- Najwidoczniej w tym lesie magia nie działa.
-Coo? – oburzyła się – zginiemy, zaraz zginiemy.. – powtarzała w kółko kiedy to Draco usiłował groźnymi minami odgonić zwierzaka – Już wiem, masz marchewkę? – zapytała po chwili namysłu.
- Marchewkę? – odpowiedział jej pytaniem.
- No może jest głodny.
- Jemu to chyba trzeba rzucić twoją rękę Granger a nie marchewkę. Podaj mi ten długi patyk koło ciebie.
Dziewczyna posłusznie schyliła się po ostro zakończony kij, by po chwili Jej największy wróg mógł uprawiać urozmaiconą o podskoki, przeskoki i dziwne wygibasy szermierkę, chcąc dźgnąć zająca.
- Tylko nie zrób mu krzywdy – zmartwiła się.
- Ty Granger mnie kiedyś wykończysz. Zdecyduj się, nie zrobić krzywdy, zabrać od ciebie, czy zabić? – zapytał wkurzony jej gadulstwem nawet w takich momentach. Gryfonka zamilkła widząc groźną minę swojego towarzysza.
Draco Malfoy jeszcze kilka minut starał się pozbyć zająca, który nie ustępował mu roku i walczył zacięcie, by po chwili ze rezygnowaniem uciec przegranym w ciemny las.
- Dobrze, że się go pozbyłeś – przemówiła brązowooka, kiedy zając zniknął z zasięgu jej wzroku.
- A Gdzie słodkie Malfoy mój ty bohaterze?
- Chyba trochę mnie przeceniasz, aż tak zdesperowana nie byłam.
- Czyli niepotrzebnie stoczyłem bitwę z tą krwiożerczą bestią? Poczekaj zaraz go zawołam – wysapał lekko zmęczony siadając na wystającym konarze drzewa i rzucając kij pod swoje nogi.
- Nie nie nie nie nie, nie wołaj. Byłeś… dzielny Mlafoy. – Bardzo ciężko było jej wypowiedzieć te słowa, ale ostatecznie tego dokonała.
- Lepiej chodźmy zanim coś gorszego pojawi się na naszej drodze, bo czuję że ten zając, to była dopiero przystawka, danie główne może być nieco mniej uległe.
Blondyn podniósł swoją drewnianą broń i ściskając ją mocno w rękach skinął na Hermionę by podążyła za nim. Dziewczyna nawet się nie zastanawiając podbiegła do chłopaka z prędkością światła, chodź stała zaledwie dwa metry od niego. Gryfonka na co dzień odznaczała się nietuzinkową mądrością i odwagą, lecz w tej chwili obie te dobre cechy zostały daleko na skraju wejścia do tego mrocznego lasu. Bała się niemiłosiernie, z każdym krokiem rozglądała się na boki i nasłuchiwała, a co kilka metrów spoglądała również za siebie, szukając jakichkolwiek oznak życia. Lecz nic takiego nie była w stanie dostrzec, wszystko wróciło do normy.
 Chłopak również odczuwał niemały niepokój, ale nie okazywał tego tak otwarcie jak Gryfonka, musiał zgrywać dzielnego Ślizgona, bo ta mała-wiem-to wszystko-Granger mogłaby zniszczyć mu reputację, którą i tak trochę nadszarpnęła. Chłopak coraz częściej przyłapywał się na rozmyślaniu o Granger. O zgrozo! Były to pozytywne myśli. Tak słodko się denerwowała, gdy złośliwie komentował jej zachowanie, lub gdy rzucał w jej stronę nieprawdziwe spostrzeżenia na jej temat. Wszystkie te myśli  były notorycznie odganiane i zastępowane innymi, codziennymi. Wszystko byleby o dziewczynie nie myśleć.

*

Kolejna godzina minęła im w zupełnej ciszy, a droga zaczęła skręcać lekko w lewo. Ich buty z każdym krokiem trzeszczały złowrogo, gdyż dróżka  wysypana była licznymi kamieniami i małymi gałązkami. Gdyby w pobliżu znalazło się jakieś stworzenie, z pewnością by ich usłyszało.
W ciągu dalszym Ślizgon szedł pierwszy trzymając w ręku długi kij mający spełniać rolę nieco tępego miecza, a tuż za jego plecami dreptała Gryfonka ze wzrokiem wbitym we własne stopy. Szła tak od dobrych kilku minut i gdyby nie nagłe zatrzymane jej przewodnika, podążałaby w tej pozycji o wiele dłużej. Malfoy w jednej sekundzie przystanął jak sparaliżowany, a biedna dziewczyna uderzyła całym swoim ciałem w jego plecy, chwiejąc się przy tym znacząco.
- Co się… - nie zdążyła dokończyć pytania, bo spojrzała w stronę w którą gapił się chłopak i niemal zamarła z przerażenia.
Metr od nich na ścieżce którą podążali znajdowała się duża plama już zakrzepniętej krwi. Nie wiedzieli do kogo może należeć, czy do zranionego zwierzęcia, czy może innego czarodzieja. Jedno było pewne, rana z jakiej lała się krew nie była mała, nie można jej było zrobić zwykłym nożem kuchennym, czy szpilką.
- Nie podoba mi się to, nic a nic. – wyszeptała dziewczyna wpatrując się przerażonymi, brązowymi oczami to w Malfoy’a, to w kałużę krwi.
- A myślisz Granger, że mnie uśmiecha się przebywać w lesie w którym każde drzewo wygląda jakby zaraz miało się na ciebie rzucić i zamordować? – odszepnął wciąż przyglądając się mokrej plamie.
Przykucnął na środku ścieżki i przyjrzał się odkryciu, analizując coś intensywnie w głowie, po czym wykonał niespodziewany ruch. Zamoczył dwa palce w krwi, by po chwili rozetrzeć ją w nich i rzeczowym tonem stwierdzić.
- Miej oczy szeroko otwarte Granger, to coś może niebawem wrócić, krew Jest skrzepnięta tylko w połowie, co oznacza że cokolwiek tu zaszło wydarzyło się niedawno.
- Wracajmy Malfoy, Dumbledore przesadził wysyłając nas tu. To…to niedorzeczne – szeptała.
- Cii.. spójrz tam – wskazał ręką na malutkie drzewko nieopodal ścieżki. – to skrawek czyjegoś ubrania, ktoś tu musi  być, a zważając na ilość straconej krwi jest w raczej kiepskim stanie. Chodź Granger  – tak bardzo ubolewał w tym momencie nad wciąż panującą nad nimi klątwą dyrektora, bo gdyby nie ona na pewno nie odciągałby dziewczyny od głównej drogi i sam sprawdziłby okolice nie narażając Gryfonki na niemiłe widoki, jakie mogli zastać.
- Nigdzie nie idę, a na pewno nie zboczę ze ścieżki.
- Bądź cicho i chodź w innym wypadku będę musiał cię zmusić, a tego byś nie chciała.
Brunetka posłała blondynowi pełne nienawiści spojrzenie, ale nic więcej nie dodając  podążyła za nim. Nie musieli przechodzić nawet kilkunastu metrów, wystarczyło wykonać kilka kroków, by przed ich oczami pojawił się widok niemal z koszmaru.
- Zamknij oczy Granger. – polecił dziewczynie, kiedy szok opuścił jego ciało. – teraz – dodał stanowczo, by wykonała jego polecenie bez kłótni.
Jeden metr dzielił go od zmasakrowanego ciała mężczyzny, leżał on za ogromnym drzewem wśród liści kamieni i krzaków w ogromnej kałuży krwi. Na jego plecach znajdowały się olbrzymie, głębokie ślady wbitych pazurów, które najwidoczniej były śmiertelne dla mężczyzny. Po głębszym zastanowieniu, można by stwierdzić, że to robota wilkołaka, chodź nie było pewności. Przypominając sobie słowa Granger z przed paru godzin, to te okolice zamieszkiwały raczej zmutowane stworzenia, niemające nic wspólnego ze znanym im książkowymi wzorcami.
Draco ukląkł przy martwym ciele człowieka, w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Nie musiał daleko szukać, pod brzuchem mężczyzny znajdowała się srebrna rękojeść miecza, którą Ślizgon wyciągnął szarpiąc mocno. Obrócił znalezisko kilkakrotnie w dłoni po czym wstał i podszedł do towarzyszki.
Najwidoczniej mężczyzna wiedział, że magia tu nie działa i za broń obrał sobie pięknie zdobiony srebrny miecz, na którego rękojeści widniały malutkie połyskujące zapierającym dech w piersiach światłem literki, „Wygrają tylko Ci co cienką granicą się staną”. Zdanie było pięknie wygrawerowane, ale swym przekazem, znaczyło tyle co nic dla blondwłosego arystokraty. Postanowił tą zagadkę zostawić swojej obecnej towarzyszce, by miała jakiekolwiek zajęcie na dalszą wędrówkę.
- Zaufaj mi Granger, nie otwieraj oczu i wróć ze mną tam skąd przyszliśmy – Draco wiedział, że Taki widok jaki tam zastał niepozostanie dziewczynie obojętny, chciał oszczędzić jej koszmarów i nie potrzebnych rozmyślań, na temat tamtego faceta, kim był, czy miał rodzinę itp.  On taki nie był, nie rozpaczał nad śmiercią obcych mu ludzi, był jak to wszyscy mówili „z kamienia”, a jedyne pytanie jakie błądziło po jego głowie, to czym było stworzenie potrafiące zadać tak poważną ranę.
- Możesz już otworzyć oczy, Granger.
- Co to było? Dlaczego kazałeś mi nie patrzeć i co robi ten miecz w twojej ręce? – zapytała otwierając lekko usta na znak zdziwienia.
- To nasza broń w razie ewentualnego ataku, a co do pierwszego pytania, to lepiej dla ciebie żebyś nie wiedziała.
Minę miał przy tym tak poważną, że brunetce ode chciało się zadawać jakiekolwiek pytania. Ponownie ruszyli w rozpoczętą kilka godzin temu wędrówkę, chodź tym razem ciszę przerwał arystokrata.
- Granger, rozwiąż mi tą zagadkę – polecił wyciągając w jej stronę rękojeść miecza, który ujęła momentalnie w swoje drobne ręce.
Z zaciekawieniem przyglądała się świetlistemu napisowi, o dziwnym znaczeniu. Pierwszy raz w życiu spotykała się z zagadką umieszczoną jak się jej wydawało na bardzo starym i wartościowym mieczu. Ponownie przeczytała krótkie zdanie, lecz tym razem na głos. Nie wiedziała co może oznaczać, próbowała odwołać się w swojej głowie do różnorodnych ksiąg, które mogłyby wspomnieć trzymany przez nią przedmiot, ale nic takiego sobie nie przypominała, znalezisko było dla niej jak nieoszlifowany diament. To jej przyszło rozgryźć tę tajemnicę. To może właśnie ona zapisze się w dziejach historii rozwiązując zagadkę przedwiecznego miecza.
Hermiona Granger, odczuwała pewnego rodzaju ekscytację nad trzymanym przedmiotem, chciała jak najszybciej dowiedzieć się co kryło się za magicznymi słowami, lecz w tej chwili posiadała zupełną pustkę w głowie, a widok jaki wyrósł przed nią w tej chwili dodatkowo rozgonił jej myśli.
Nie wiedzieć skąd na prostej drodze przed dwójką nastolatków wyrosła potężna stara jaskinia, pojawiła się jakby z powietrza, nie było jej widać z daleka. To jak lekkie zaklęcie kamuflujące, umożliwiające niewidoczność z danej odległości. Była niesamowita, ogromna praktycznie cała opleciona bluszczem, za którym z samego przodu dostrzec można było zamknięte kamienne przejście.
- Wow Granger, chyba jesteśmy na półmetku – zaczął z zafascynowaniem Draco.
- Nie jestem tego taka pewna, za łatwo nam poszło – odpowiedziała dziewczyna podchodząc bliżej kamiennego przejścia. Prawą ręką odsunęła lekko podeschniętą roślinę, a jej oczom ukazała się marmurowa, kwadratowa tabliczka z wygrawerowanym napisem.
- Oh nie, znowu zagadka – oznajmiła blondynowi.
- Czytaj Granger, nie mamy za wiele czasu – odpowiedział ukrywając zdenerwowanie, i starając się dyskretnie obserwować okolicę w poszukiwaniu zwierzęcia zabójcy.

-„Jestem Już stara i swoje wiem, młodym przekażę tę wiedzę wnet.
Starcy i chorzy idźcie stąd precz, nie dla was ta tajemnicza rzecz.
Kto więc zagłębić we mnie się chce, ofiary żądam niech leje się krew.
Tylko niewinna zadowoli mnie, a przejście dla ciebie otworzy się.

-  No to teraz proszę o interpretację – zażądał Malfoy samemu zastanawiając się nad sensem zagadki.
- Sam też mógłbyś pomyśleć – oburzyła się dziewczyna – wydaje mi się, że słowa „Jestem już stara i swoje wiem, młodym przekażę tę wiedzę wnet”, odnosi się do odległych czasów kiedy to ukryto kwiat w jaskini, jest on stara i nie ma nic przeciwko przekazaniu swojej wiedzy młodym pokoleniom hmm.. – zawahała się na chwilę – Kolejna linijka to dokładnie słowa Dumbledore’a, że nikt prócz niepełnoletnich czarodziei nie może dostać się do środka.
- To Już wiemy Granger lepiej przejdźmy do tej drugiej części o krwi.
- Jak jesteś taki mądry Malfoy to sam spróbuj to rozszyfrować – zdenerwowała się brunetka odchodząc kilka kroków od marmurowej tabliczki, tym samym zwalniając miejsce blondynowi, który bez zawahania podszedł do bliżej i ponownie przeczytał drugą cześć zagadki.
- Granger, powiedz że jesteś dziewicą.
Gryfonka wyglądała jakby chłopak stojący przed nią nagle oznajmił światu, że zostaje gejem a jego codziennym najukochańszym zajęciem będzie wróżenie z herbacianych fusów.
- Że co proszę?
- Druga część zagadki odnosi się do ofiary starej jak świat, czyli złożonej z krwi, a ostatnia linijka tyczy się niewinności, czyli najprawdopodobniej dziewictwa.
Dziewczyna znacząco pobladła, ponieważ słowa blondyna układały się w logiczna całość, a wzmianka o ofierze z krwi wcale jej się nie uśmiechała.
- Nie martw się Granger, upuścimy jej tylko troszeczkę – odezwał się Ślizgon z zadziornym uśmieszkiem, robiąc krok w kierunku dziewczyny.
- Ja nie chcę, spuśćmy ją tobie. – cofnęła się o krok dotykając plecami wilgotnej skały.
- Tak się składa Granger, że ja niewinny to już od dawna nie jestem.
Na te słowa dziewczyna nieznacznie się zarumieniła i spojrzała na chłopaka z wyrzutem.
- Dobra, tylko zrób to szybko – wyciągnęła prawą rękę w kierunku chłopaka, a drugą przysłoniła oczy.
Draco delikatnie, jakby obchodząc się z kruchym naczyniem ujął drobną rękę Hermiony, była ciepła pomimo panującego na dworze chłodu. Przejechał opuszkami swojej drugiej ręki po nadgarstku brązowookiej. Powtórzył czynność kilkakrotnie, wpatrując się przy tym w wyraz twarzy swojej towarzyszki. Z każdymi kolejnymi relaksującymi ruchami jego dłoni dziewczyna nieco szybciej oddychała, a po strachu nie było już śladu.
Arystokrata zaprzestał masażu i sięgnął po oparty o skałę tajemniczy miecz. Zanim wykonał decydujący ruch mruknął do Gryfonki uspokajająco, że nie będzie boleć, po czym przyłożył ostrze do wnętrza jej dłoni i pociągnął lekko nacinając miękką skórę.
- Auć… - Wydała z siebie cichy syk bólu i porwała zranioną dłoń z uścisku blondyna.
- Dalej Granger, wiesz co robić, nie mamy byt wiele czasu – jego ton na powrót stał się zimny i władczy, nie było w nim nic z delikatności jaką okazał jeszcze przed paroma chwilami Gryfonce.
Dziewczyna zbliżyła się do marmurowej tabliczki i z widocznym wyrazem bólu, malującym się na jej młodej twarzy wyciągnęła krwawiąca dłoń w jej kierunku. Wahając się dosłownie sekundę dotknęła przeciągła ręką po całej długości napisu umazując go krwią. Odsunęła się.
W tej samej chwili rozległ się przerażający dźwięk tłuczonej skały, a oczom nastolatków ukazało się niewielkie przejście prowadzące w głąb jaskini.
- Udało nam się Granger. Teraz tylko pozostało odnaleźć badyla i biegiem do Hogwartu – odezwał się chłopak wymijając przerażoną Gryfonkę i zaglądając do wnętrza jaskini. – Granger? – zapytał, ale odpowiedziała mu cisza.

- Granger co jest do jasnej… - przerwał odwracając się w kierunku towarzyszki, bo widok jaki zastał znacząco go sparaliżował. 



*******

No i jest Wasz upragniony rozdział opisujący misję Hermiony i Draco, a raczej jej pierwszą część.
Postanowiłam napisać ich przygody w dwóch rozdziałach, mam nadzieję, że się nie obrazicie za to na mnie, Doszłam do wniosku, że tak po prostu będzie lepiej.

Przepraszam również za dłuższą nieobecność, spowodowaną brakiem weny i obecnym przeziębieniem :/ Nie ma lekko.
Ale udało się napisać kolejny rozdział i tego się trzymajmy, byle do kolejnego.

Kończę już te moje wywody, bo chyba plotę głupoty, to pewnie przez gorączkę.

Na zakończenie życzę Wam miłego czytania, przepraszam za błędy które na pewno są i zachęcam do komentowania. :) 

:******