piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 2

"Prawdziwa przyjaźń to doskonała harmonia tego,

co ludzkie z tym, co bliskie"


Hermiona już drugi raz przeglądała zawartość swojej czarnej torebki, trochę pieniędzy, różdżka dla bezpieczeństwa, wszystko było spakowane. Nic więcej nie potrzebowała, w końcu wybierała się do Nory tylko na jeden dzień. Zwykłe spotkanie z przyjaciółmi, krótka pogawędka z rodzicami Rona. Już nie mogła się doczekać, tak bardzo za nimi tęskniła przez ten miesiąc. Wyjęła z szuflady biurka niewielkie pudełeczko i popędziła do salonu.
- Mamo, wychodzę! Nie czekaj na mnie, mogę wrócić późno. – krzyknęła w przestrzeń i nie czekając na odpowiedź weszła do kominka odkręcając pudełeczko, które ze sobą przyniosła. Jak się można domyślić był to proszek fiuu. Wzięła jedna garść, rzuciła pod stopy i krzyknęła głośno NORA.
Dostrzegła, że jej stopy odrywają się od podłoża, a ona sama poczuła szarpnięcie, zawirowała, obróciła się, a po paru sekundach wylądowała, a dokładniej wyleciała z dużego kominka Weasleyów.
- Auć! – Krzyknęła krótko i nadal siedząc na podłodze zaczęła rozmasowywać swoja kość ogonowa na której boleśnie wylądowała. Nie minęła nawet minuta, gdy w pomieszczeniu pojawiła się Pani Weasley, a za nią słychać było inne nadbiegające osoby.
- Kochana Hermiono – jak – dobrze – że – już – Jesteś – Zaszczebiotała pomiędzy obcałowywaniem dziewczyny.
- Mnie też miło Panią widzieć – Starała się być miła, chociaż ciężko się mówi, gdy zaczyna brakować tlenu.
- Mamo no, puść Hermionę, inni też chcą się z nią przywitać. – powiedział nieco zawstydzony Ron.
- Tak…tak. Proszę Hermiono, czuj się jak u siebie. – To mówiąc puściła dziewczynę i wróciła do przerwanego zajęcia.
Brązowooka nie miała nawet chwili wytchnienia, bo dwójka jej najlepszych przyjaciół, uwiesiła się na jej szyi, jak gdyby nie widzieli się z 5 lat.
- Hermi, tak dobrze Cię widzieć – odezwał się pierwszy wybraniec.
- Yy… tak, dobrze że jesteś – wybełkotał elokwentnie Ron, gdy wreszcie oderwał się od dziewczyny.
- Kochani, ja też za wami tęskniłam. – odpowiedziała radośnie – a gdzie zgubiliście Ginny?
Ron widocznie zrobił się spięty na wspomnienie o jego siostrze.
- Pewnie siedzi zamknięta w sypialni, i romansuje z tym swoim kochasiem – burknął lekko poczerwieniały Ron. A Hermiona dostrzegła, że Harrego w tym samym momencie zainteresowała jakaś stara dziura w suficie.
- Ginny kogoś ma? A to kłamczucha, nic mi nie powiedziała. – Nic więcej nie dodała, chodź miała na to wielką ochotę, ale widząc spięcie w oczach obu chłopaków, postanowiła im darować i zmienić temat. – A ty Harry, kiedy przyjechałeś?
Jej przyjaciel nawet nie zdążył odpowiedzieć, gdyż Pani Weasley ponownie wtrąciła się w rozmowę, a dokładniej krzyczała z kuchni na dzieciaki.
- Może macie ochotę na naleśniki?! Przygotowałam całą stertę.! Hermiona na pewno jest bardzo głodna!
Wymieniona wcześniej uśmiechnęła się na samą myśl o przepysznych naleśnikach z syropem klonowym. Ronowi rozbłysły oczy, jak zawsze na wzmiankę o jedzeniu, a Harry zaśmiał się głośno z miny swojego przyjaciela.
- No co? Jestem głodny, to nie jest śmieszne. – oburzył się rudzielec.
- Tylko ty zawsze jesteś głodny i nie ma dnia… Zaczęła Miona
- …ani godziny, żeby było inaczej. – Dokończył za nią Harry nie hamując szerokiego uśmiechu  i wszyscy włącznie z naburmuszonym, mruczącym coś pod nosem Ronem, ruszyli do kuchni.
Rozsiedli się wygodnie przy ogromnym stole, a Rudzielec jako pierwszy sięgnął po naleśniki, za jednym zamachem nałożył sobie pięć i zaczął obficie polewać je syropem klonowym, aż zamoczyły się po same brzegi. Pozostała dwójka przyjaciół patrzyła na całą tą akcje z lekkim obrzydzeniem, bo wiedzieć że Ron je jak świnia to jedno, a widzieć to, to druga kwestia. Zapominając o głodzie, przepysznych naleśnikach, tępo śledzili poczynania kolegi, który teraz usiłował pokazać światu, że jest w stanie wepchnąć sobie do ust jednego z nich, całego oblepionego syropem klonowym. O zgrozo!! Udało mu się to.
- Ronaldzie Weasley, niedobrze mi jak na Ciebie patrzę. Nie jesteś dzieckiem, chyba dobrze wiesz jak poprawnie zjeść posiłek? – Oburzyła się brązowowłosa.
- le o cho chosi si hesiono? – Wybełkotał.
- Ronald!  Jeśli zaraz nie zaczniesz jeść jak człowiek, to ja wychodzę! – Wykrzyczała – To takie obrzydliwe – Dodała już nieco ciszej. – A ty Harry przestań się tak śmiać, bo zaraz z krzesła spadniesz! Grrr… z kim ja się zadaje?
- Hermi, to cały nasz Ron, jego nie zmienisz. – szepnął Harry, tak że tylko ona mogła go usłyszeć.
Rudzielec widząc jej poważna minę, zaczął bardzo szybko przeżuwać jedzenie. Był na tyle mądry by wiedzieć, że jeżeli jeszcze raz chociaż spróbuje powiedzieć coś z pełnymi ustami, to Hermiona jest w stanie zabić go na miejscu.
W oczekiwaniu, aż Ron przełknie to co ma w ustach, pozostali nałożyli sobie po jednej porcji i zajęli  się konsumowaniem.
- Hermi, przep… - nie dane mu było skończyć, bo Hermiona musiała się wtrącić.
- Ooo odzyskałeś głos, no brawo. Może teraz przyjrzysz się mi i Harryemu i weźmiesz z nas przykład.
- No nie bądź taka, Miona. – Odpowiedział z miną zbitego psiaka. Może ciężko uwierzyć, ale samej Gryfonce widząc ten wyraz twarzy, złość nieco przeszła, więc postanowiła odpuścić przyjacielowi i kolejny raz tego dnia zmienić temat.
- To co planujecie robić przez resztę wakacji?
- Nie mamy jakichś konkretnych planów, pewnie parę partyjek szachów, gry w Quiddicha, normalka, ale mama Rona pewnie zapędzi nas do robienia porządków, jak co roku. – To ostatnie zdanie wypowiedziane było ledwie słyszalnym szeptem.
- Co tak sobie szeptacie?
Ten głos należał do najmłodszej z Weasleyów, która wkroczyła sprężystym i radosnym krokiem do kuchni. Z roku na rok stawała się coraz piękniejsza. Nie była wysoka, ale dzięki swoim półdługim ognisto rudym włosom, układającym się w miękkie fale i lekko opadającym na ramion, wyróżniała się wszędzie. Miała delikatne rysy twarzy, bardzo dziewczęce, ale nie dziecinne. Trzeba też wspomnieć, że twarz była zasypana sporą ilością piegów, których wręcz nienawidziła, a to właśnie one dodawały jej niesamowitego uroku i pewnej oryginalności. Połowa Facetów w szkole zaczynając od czwartego roku, a kończąc na ostatnim, przechodząc obok nie mogła odmówić sobie ukradkowych spojrzeń w jej kierunku.
- Ginny! Wreszcie Cię widzę. – Krzyknęła Hermiona i przytuliła swoją najlepszą przyjaciółkę.
- ja też się stęskniłam. Może masz ochotę wybrać się ze mną na pokątną? Jakiś spacerek, mała kawa, albo babskie zakupy?
- zakupy? Hermiona?? – Zapytał zdziwiony Ron.
- O co ci znowu chodzi Ron? – Zapytała nieco podirytowana i wkurzona już wcześniejszą rozmową.
- no bo, ten tego – gubił się rudzielec
- no wykrztuś to w końcu!
- To ty chodzisz na zakupy?
Oczy gryfonki zwęziły się niebezpiecznie, a każdy kto ją znał chyba wiedział, że zwiastuje to kłopoty.
- a tak się składa Ronaldzie, że jestem dziewczyną!! A dziewczyny lubią chodzić na zakupy! Ba, a nawet kupować ubrania! A ja jakbyś nie zauważył, nie latam sobie nago na co dzień, więc musiałam gdzieś kupić te ciuchy. – z każdym jej słowem Ron robił się coraz bardziej czerwony. - a teraz przepraszam bardzo – tutaj zamaszyście wstała z miejsca – ale udam się teraz z Ginny na ZAKUPY, i sobie coś kupię!
Skończywszy mówić złapała rozchichotaną przyjaciółkę pod rękę i ruszyły w kierunku schodów. Za plecami usłyszała jedno zdanie zaadresowane do Rona przez ich wspólnego przyjaciela.
- aleś się popisał, tak łatwo ci teraz nie odpuści.
Hermiona usiadła na brzegu łóżka w pokoju młodszej koleżanki, gdy ta krzątała się po pomieszczeniu zbierając drobne rzeczy i pchając je do niewielkiej, zaczarowanej torebeczki.
- Gin, czy dowiem się dlaczego mnie okłamałaś, kiedy zapytałam czy kogoś masz? – na twarzy młodszej zaczęło pojawiać się lekkie zdenerwowanie, a wzrok powędrował gdzieś w kierunku okna.
- Bo…ja. No wiesz nie powiedziałam Ci, bo to nie było jeszcze pewne – plątała się.
- Ty, Ginerwa Weasley najbardziej wyszczekana, zahartowana życiem wśród samych facetów, zawsze stawiając na swoim, czerwienisz się na wzmiankę o jakimś chłopaku? – zaśmiała się. – wow to musi być ktoś.
- To nie tak! To nie jest mój chłopak! I wcale się nie czerwienie! – naskoczyła na nią ruda.
- Nie no co ty, wyglądasz jak burak! Ale nie, to nie jest czerwienienie. –zażartowała. – to kto jest tym szczęściarzem?
Granger nie należała do tych osób, które łatwo dają za wygraną, oj nie. Będzie dotąd pytać i męczyć aż ruda przyjaciółka się wygada.
- No daj spokój, powiem ci w swoim czasie. Ja… nie mogę.
- A ja myślałam, że się przyjaźnimy… - starała się podejść rudzielca Granger-ja-wiem-wszystko-tylko-nie-to-z-kim-chodzi-moja-najlepsza-przyjaciółka.
- Dobra, już. Powiem Ci, ale jak wrócimy z Pokątnej, wole nie popsuć nam babskiego wypadu.
-Niech Ci będzie – odpowiedziała zadowolona, że prawie dopięła swego. Od teraz w jej głowie zaczęły pojawiać się najróżniejsze pomysły tłumaczące przyjaciółkę.

Może on nie jest z Hogwartu, albo jest starszy. Nie.. to raczej niemożliwe. Może to znowu Harry? Nie, nie, to też odpada, dopiero co ze sobą zerwali. No kurczaki, kto to może być?


Ulica Pokątna jak zwykle tętniła życiem. Czarodzieje odwiedzali ja po pracy, by spędzić miło popołudnie przy kawie z przyjaciółmi, rodziną, lub po prostu zrobić zakupy. Dziewczyny szły radośnie w kierunku nowo otwartego ekskluzywnego butiku z kreacjami wieczorowymi.
- Tak fajnie, że przyjechałaś. Może zostałabyś u nas na parę dni?
- Bardzo bym chciała Gin, ale nie zabrałam niczego z domu. Poza tym po dzisiejszym przedpołudniu, nie wiem czy wytrzymałabym spokojnie z Ronem w jednym domu,  co dopiero w jednym pokoju.
- Przecież możemy przenieść się do ciebie, spakować rzeczy i wrócić. A moim bratem się nie przejmuj, on tak już ma.
- Gin, ty nie rozumiesz, to nie był pierwszy raz. Strasznie mnie to denerwuje, czasami wydaje mi się, że jestem tylko ich osobista maszynka, do odrabiania prac domowych.
- Ja tak nie uważam, przyjaźnicie się. O zobacz, nie ma kolejek. – Zawołała Ginny i przyspieszyła kroku.
Hermiona narzuciła szybsze tępo, by nadążyć za przyjaciółką. Otwierając drzwi butique poczuły delikatną woń kwiatowych perfum. Wnętrze urządzone zostało perfekcyjnie, przeważały delikatne błękitne i kremowe kolory. Sukienki były bajkowe, można było tu dostrzec wszystkie kolory tęczy, suknie balowe, wieczorowe, krótkie, długie, każdy znalazłby coś dla siebie. Dziewczyny wpatrywały się w lokal z zachwytem. Cisze przerwała młoda dziewczyna. Wyglądała jakby dopiero co skończyła naukę w Hogwarcie.
- Jestem Ann. W czym mogę wam pomóc? – zapytała uprzejmie.
- Szukamy sukienek balowych, najlepiej nie z tej ziemi. – Pierwsza odpowiedziała Ginny.
- Na pewno coś się znajdzie. Jakieś specjalne życzenia co do koloru, kroju?
Przyjaciółki spojrzały na siebie, wymieniły jedno spojrzenie i zgodnie odpowiedziały.
- Chętnie zobaczymy wszystkie.
Ann obdarzyła je szerokim uśmiechem i zgrabnym ruchem ręki poprowadziła do przymierzalni, gdzie oznajmiła by na nią zaczekały.
- To miejsce jest nieziemskie, niesamowite, bajkowe, przepiękne. Aż mi słów brakuje, żeby je opisać. – Zachwycała się Hermiona.
- Wie się co dobre. Szkoda tylko, że ceny też są nieźle wygórowane. Ale odkładałam cały rok, żeby móc sobie kupić wymarzona kieckę.
- Wygórowane? Boje się nawet pomyśleć.
Blondynka wróciła bardzo szybko, lewitując po trzy sukienki dla każdej z dziewczyn.
- Proszę to dla was, gdyby coś to wołajcie. – powiedziała i przeszła jedną przymierzalnie dalej.
-Ginny, koniecznie przymierz tą czerwoną, czuje, że będzie idealna.
- A ty błękitną. Aaa to wychodzimy równo. – Krzyknęła i zniknęła za parawanem
Hermiona poszła w jej ślady. Przyjrzała się trzem długim sukienką jedna była na ramiączkach a dwie kończyły się wbudowanym gorsetem. Analizując wszystkie detale ostatecznie zdecydowała się na błękitną delikatną, ale jednocześnie trochę bajkową sukienkę. Brązowowłosa dziewczyna nie była zbytnia fanką sukienek bez rękawów, czy ramiączek, ale ta o dziwo idealnie dopasowała się do jej sylwetki. Już chciała powiedzieć Ginny, że jest gotowa i mogą wyjść, gdy usłyszała znajome głosy za zasłoną. Wiedziała, że zna tych dwóch facetów, ale nie mogła sobie przypomnieć kim są. Nie czekając na koleżankę, ciekawa kto jest po drugiej stronie, odchyliła zgrabnie kotarę. A to kogo tam ujrzała wprowadziło, ją w osłupienie.

Może jeszcze mnie nie zauważyli. Mam szanse się cofnąć i schować. To nie może być prawda. Jeszcze ich tu brakowało.

Niestety nie zdążyła wprowadzić swojego planu w życie, bo ktoś inny zdradził ich pozycję.
- Hermi miałaś na mnie poczekać. Głupi zamek, miałam mały prob… o Cholera! – zamilkła w pół zdani, jak zobaczyła kto odwraca się w ich stronę.
-No proszę, proszę. Kto by się spodziewał. Szlama-wiem-to-wszystko-Granger i rudy karzeł Weasley. – przemówił ten nieco wyższy.
- Co tu robisz Malfoy? Jakbyś nie zauważył, to damski boutique. – odszczekała się Hermiona
- Jestem Draco Malfoy i mogę wchodzić gdzie chce i kiedy chce, a tobie nic do tego Granger. – młody arystokrata przyjrzał się nieco dokładniej wyższej z gryfonek. Miała na sobie delikatna sukienkę, ładnie opinającą biust i talię, a jej kolor pięknie wyglądał, na delikatnej opaleniźnie dziewczyny. Jej lekkie brązowe fale opadały zgrabnie na ramiona.

Granger w tej kiecce wygląda całkiem, całkiem – Pomyślał blondyn – Nie! Stop! Wróć! Draco to szlama, jak możesz tak myśleć? – skarcił się w myślach arystokrata. – A tak w ogóle to gdzie się podziała ta jej sucha szopa?

- Słuchaj ty narcystyczny dupku, myślisz, ze przejmę się obelgami z ust kogoś takiego jak ty? To jest śmieszne. A teraz zamkniesz te swoje nadęte usteczka, albo zmienię cię w tlenioną fretkę. – odpyskowała i dumna z siebie powiodła wzrokiem w kierunku rudej przyjaciółki. Która teraz wyglądała na nieco rozdartą pomiędzy, „wycofać się” albo „wiać”. Było to nieco nie zrozumiałe, gdyż młodsza kochała, te ich już epickie konfrontacje.
- Nie zadzieraj ze mną, wiem-to-wszystko-bo-spędziłam-całe-życie-w-bibliotece-Granger, bo mogę ci zrobić krzywdę. – Syknął
- Ha ha ha. Krzywdę? Ty? – zaśmiała się gryfonka – Może przypomnieć ci incydent z trzeciej klasy, tak to moja pięść popieściła twój przydługawy nochal?
- Draco, odpuść. Nie chciałbym cię znowu ratować, ostatnio zalałeś mi krwią pół koszuli. – zażartował Zabini – a Ty Granger masz niezły cios, jako jedyna się odważyłaś.
Śmiać się, czy złościć? Dziewczyna była nieco zdezorientowana.
- Nie wymagało to zbytniej odwagi, a tak poza tym to tacy frajerzy powinni dostawać częściej, a Malfoy to już w szczególności.
- Granger, nie pozwalaj sobie! – Blondyn Mocno zacisnął pięści ze złości.
- Odpuść fretko, robisz z siebie tylko pośmiewisko – słusznie spostrzegła, gdyż kilkoro klientów i personel zaciekawieni czekali na dalszy rozwój akcji. Takie występki nie były tu częste.
- Tleniony baranie, zostaw moja przyjaciółkę i spłyń – Nareszcie ruda otrząsnęła się z zaskoczenia i przemówiła
- Wiewióra stul dziób, jak dorośli rozmawiają. – zgasił ją jednym zdaniem i podszedł niebezpiecznie blisko Hermiony. Ścisnął mocno jej lewy nadgarstek, przysunął swoje usta do  ucha dziewczyny i wyszeptał, tak aby tylko ona mogła go usłyszeć.
- Tym razem ci odpuszczę, ze względu na tych gapiów – tudzież skinął głową w kierunku wejścia – ale następnym razem nie będę taki miły. -  Po tych słowach obrócił się na pięcie i skierował do wyjścia, a w ślad za nim poszedł Zabini obrzucając ostatnim, nieco przepraszającym? Spojrzeniem rudą istotę, która teraz wyglądała na nieco przybitą i zawiedzioną.
-Co to miało być? Ginny czemu mnie nie wsparłaś? Co z tobą?

- Hermi, chyba muszę ci o czymś powiedzieć. Nie będziesz szczęśliwa…




***

No hej! 

Jak wam się podobało, drugi rozdział nieco dłuższy, powoli się rozkręcam.
Ze względu, że są wakacje to rozdziały będę dodawać tak średnio co 3 dni.
Bardzo chętnie przyjmę jakieś wasze sugestie, co ewentualnie mogę poprawić.

Prawdopodobnie jest też mniej błędów tym razem, gdyż poprosiłam o sprawdzenie całej notki moja dobrą koleżankę Weronikę. Dziękuję ci kochana :)

Dzięki za za wejścia, buziaki :*


2 komentarze:

  1. Brak komentarzy ? Nie wierzę :o
    Rozdział długi i ciekawy :) Draco dotknął "szlamy" uuu :) uroczo <3 czuje ze między Ginny a Zabinim coś jest :D dowiem się w dalszym rozdziale!

    Zwróć uwagę, jak rozpoczynasz wypowiedź bohaterów. Większość jest z malej litery :) błędów nie zauważyłam wiec jest pięknie c;

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówiłam, że bardzo wolno będę czytać bloga. No i nie myliłam się :D
    Ogólnie tekst fajny, trzyma się całości. Molly zawsze mnie rozwala, taka mamusia dla każdego;) Ale mimo to jest urocza.
    Pozdrawiam
    Arabella

    OdpowiedzUsuń