sobota, 5 marca 2016

Rozdział 15

Tym razem dedykacja dla, Madzik M
która również mnie nie opuściła
po tak długiej przerwie

"Człowiek jest tak cudownie skonstruowany,
 że zawsze zrzuca winę na innych.
 Albo przynajmniej wynajduje sobie 
okoliczności łagodzące."


Poniedziałkowego ranka, dokładnie około godziny siódmej rano rozległ się przeraźliwy dźwięk w dormitorium na czwartym pierze. Był to niewielki budzik leżący na szafeczce przy łóżku brązowookiej. W tym momencie była to rzecz najbardziej znienawidzona przez dziewczynę. Wyrwana ze spokojnego snu Gryfonka nie mogąc poradzić sobie z budzikiem, już po paru chwilach boleśnie wylądowała na twardej podłodze, no może dywan trochę zamortyzował upadek. Rozwścieczona i już całkowicie rozbudzona, podniosła się na równe nogi i z morderczym wyrazem twarzy podeszła, do cały czas dzwoniącego przeraźliwie przedmiotu.
- Ty mały, wredny zakłócaczu spokojnego snu, doigrałeś się!
Krzyczała na mały przedmiot, który w dalszym ciągu nie chciał się uciszyć. Zdenerwowana do granic możliwości, cisnęła z całych swoich sił budzikiem dokładnie w stronę łazienkowych drzwi, które w tym samym momencie zostały otwarte od drugiej strony. Mało brakowało a blondwłosy chłopak straciłby swoją śliczną główkę. W ostatnim momencie z zaskoczeniem w oczach uchylił się przed nadlatującym przedmiotem, w myślach dziękując za to, że quidditch wyrobił w nim tak dobry refleks, nawet o siódmej rano po nie przespanej nocy.
Za plecami chłopaka rozległ się głośny huk, a następnie można było usłyszeć dźwięk opadającego tłuczonego szkła. Gryfonka widząc swojego sąsiada w dość dziwnej w tym momencie pozie, z groźną miną nie zwiastującą nic dobrego,  w dodatku w samych spodenkach, które prawdopodobnie służyły mu za piżamę, miała ochotę uciec pod łóżko, albo najlepiej wyskoczyć przez okno, cokolwiek byle tylko znaleźć się jak najdalej od rozwścieczonego arystokraty. Dopiero po paru chwilach zdała sobie sprawę z tego, że ona sama również nie posiadała na sobie zbyt dużo materiału. Jej piżamka składała się z fioletowej cienkiej koszulki na ramiączkach i bardzo króciutkich spodenek. Hermiona zaczerwieniła się jak dojrzały burak, spuściła wzrok na swoje stopy i czekała na reakcję chłopaka.
- Granger! Ocipiałaś?! – Zaczął wrzeszczeć, lecz brunetka mu przerwała.
- Wyrażaj się! – Zwróciła mu automatycznie uwagę za wulgarny język, czego pożałowała po następnych słowach.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić! Nie po tym jak próbowałaś z samego rana mnie zabić! Zaraz mnie popamiętasz Granger. Następnym razem się zastanowisz dziesięć razy zanim zrobisz coś głupiego, lub zaplanujesz zamach na moją niewinną, wybitnie zdolną osobę.
Kolejne zdarzenia potoczyły się bardzo szybko. Rozjuszony do granic możliwości Draco Malfoy machną swoją drewnianą różdżką, którą cały czas trzymał w prawej dłoni, co umknęło wcześniej młodej Gryfonce.
Kilka sekund później w jego ręce spoczęła miotła wyścigowa i czarna sportowa bluza. Bluzę założył, miotły dosiadł, okno otworzył zaklęciem, i nim Hermiona zdążyła choćby wydać pisk przerażenia, lub pomyśleć o ucieczce, to już szybowała razem ze swoim odwiecznym wrogiem nad błoniami, jakieś kilkanaście metrów nad ziemią, w samej przewiewnej piżamce. Na dworze panowało niesamowite zimno, było pochmurnie i lada chwila mogło zacząć padać. Dziewczyna trzęsła się jak galareta i nie wiadomo, czy bardziej z zimna, czy ze strachu.
- I co Granger? Fajne widoki? – zapytał z sarkazmem blondyn, który na własnej skórze odczuwał zimne podmuchy wiatru, ale nie był, aż tak roznegliżowany jak dziewczyna.
- Mm..Mmmaaaalllfffooyyy……- zdołała tylko wydukać zanim zamknęła oczy i obróciła się w taki sposób, że swoje półdługie paznokcie wbijała boleśnie w jego klatkę piersiową, bez problemu przebiła się przez jego ciepłą bluzę. Dodatkowo schowała głowę w jego ramionach, dygocząc tak jakby zaraz miała spaść.
- Tego jeszcze nie było. Granger się do mnie łasi. – zaśmiał się – Co ty się ze swoim sierściuchem na mózg zamieniłaś? – zapytał już nieco łagodniej i żartobliwiej, kiedy zrozumiał, że dygotanie dziewczyny wywołane jest bardziej strachem niż zimnem. – Ty żyjesz Granger?
Na dźwięk swojego imienia, tym razem łagodniejszy, drgnęła delikatnie i wydukała tylko tyle, na ile było ją w tej chwili stać.
- Naaaa dółłł… prooooszę.
- Ahh, chcesz na dół Granger, tak? Wiesz, ja preferuję zostać, tutaj w górze, ale mogę zrobić dla ciebie dobry uczynek i pomóc ci zejść. – zaczął miło, lecz wcale nie to miał na myśli. – Gotowa? Uwaga, zrzucam. – to powiedziawszy przechylił miotłę tak, że przerażona Gryfonka zaczęła się powoli zsuwać w dół. Arystokrata po prawdzie chciał tylko nastraszyć biedną dziewczynę, nie miał pojęcia jednak, że miotły, latanie i duża wysokość, to największy strach Hermiony.
W ostatniej chwili, kiedy brunetka miała się już całkiem zsunąć, złapał ją w pasie i poleciał z powrotem do ciepłego dormitorium. Wylądował miękko na dywanie i niemal siłą odkleił od siebie dziewczynę. Kiedy to zrobił, to ze strachem stwierdził, że Granger ma posklejane od drobnych łez rzęsy. Nawet nie przypuszczał, że aż tak bardzo mogła się bać. Jego kara miała bardziej polegać na ochłodzeniu dziewczyny, niż na niemal śmiertelnym jej przestraszeniu. Właśnie obmyślał w swojej niezbyt współczującej głowie, co powinien sensownego powiedzieć, lecz nie dane było mu cokolwiek wyowiedzieć, gdyż Hermiona powróciła do świata żywych.
W sypialni rozpętało się istne piekło. Przedmioty które znajdowały się najbliżej pierwsze poszły w ruch, za nimi kolejne i kolejne, a do tego milion obelg wyrzucanych, przez zazwyczaj słodkie usteczka pani Prefekt.
-Ty chory psychicznie, zapatrzony w siebie arystokrato! Ty skretyniała imitacjo człowieka! Nienormalny, sadystyczny, porąbany imbecylu, dla ciebie leczenie w Mungu, to za mało. Bo tak ciężkiego przypadku kretynizmu nie da się wyleczyć!!! – wrzeszczała rzucając w swojego oprawcę coraz cięższymi książkami jakie znalazła na biurku. Draco widząc ten wybuch i jednocześnie chcąc uniknąć ciężkich obrażeń, w jednej chwili czmychnął do swojego pokoju, barykadując przy tym drzwi, najróżniejszymi zaklęciami. – Tak! Uciekaj ty nie znająca uczuć świnio!
Kończąc swoją wiązankę wyzwisk, upadła zmęczona na podłogę, podkuliła nogi pod brodę i tym razem mniej żywiołowo dała upust emocjom. Łkała cichutko w kawałek swojej skąpej koszulki.


*

Po porannej akcji i miliardzie wypłakanych przez dziewczynę łez, dwójka Prefektów starała się za wszelka cenę siebie unikać. Nie mieli ochoty na konfrontację. Hermionie złość jeszcze nie minęła i nie zapowiadało się by miała minąć, a Draco na myśl o Gryfonce odczuwał takie dziwne, niewygodne wibrację w okolicy brzucha. Już na drugiej lekcji stwierdził, że te jego dolegliwości muszą być spowodowane jakimś szczególnie uciążliwym zapaleniem żołądka. Jeszcze przed obiadem wybrał się do skrzydła szpitalnego po jakieś kojące specyfiki. Biedny chłopak nie wiedział, że na poczucie winy nie ma lekarstwa.
Hermiona właśnie siedziała na obiedzie przy stole Gryffindoru i z cierpiącym wyrazem twarzy, leniwie grzebała widelcem po kurczaku z ryżem, przywołując tym samym zaciekawione spojrzenia swoich przyjaciół.
- Co z tobą Hermiono? Nawet nie tknęłaś obiadu. – zmartwił się Harry.
- Nooo wasne… a jet pysny… - zamlaskał mało zrozumiale Ron.
Dziewczyna jednak nic się nie odezwała, tylko nadal w zamyśleniu przesuwała widelcem po talerzu.
- Co się stało? Powiedz, może będziemy mogli ci jakoś pomóc. – spróbował ponownie brunet. Tym razem Gryfonka odpowiedziała, nieistotne że jednym słowem, bo było to słowo, które wszystko wyjaśniało.
- Malfoy…
- A to wredna świnia, chcesz żebym się do niego przeszedł? – Zapytał rudzielec, kiedy już przełknął przeżuwany kawałek mięsa. – A po co ja pytam. Idę teraz. – Stwierdził i zaczął wstawać, na co Harry zareagował natychmiastowo i pociągnął przyjaciela za ramię z taką siłą, że ten na powrót zajął miejsce przy stole.
- Nigdzie nie idziesz Ron, dopóki Hemiona nas nie poprosi.
- Poprosi? O co poprosi? Kto poprosi? Czy ja słyszałam nazwisko Malfoy? – nowoprzybyła dziewczyna zaczęła wyrzucać ze swych ust potok słów.
- To nie twoja sprawa Ginny.
- Nie moja? Przecież widzę, że Hermiona jest smutna, ty rozwścieczony, Harry zatroskany, a Malfoy właśnie wchodzi do Sali ze wzrokiem, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek. – zaczęła wymieniać, a trójka przyjaciół z każdym słowem rudej, wpatrywała się w nią z coraz większym zdumieniem. – No co? Spostrzegawcza jestem.
Kiedy mózg brunetki przetrawił słowa takie jak „Malfoy,  „idzie” i  „bazyliszek”, momentalnie zerwała się z miejsca i wybiegła z Sali, nie chcąc oglądać jego zarozumiałej, narcystycznej gęby.
- Co on jej zrobił?! Doigrał się!
- Ron, proszę cię usiądź, nawet nie wiesz o co poszło. – zaczął Harry. – Ginny?
- Tak?
- Możesz sprawdzić co się stało?
- No pewnie, przecież wiesz, że wtykanie nosa w cudze spawy, to moja specjalność. – to powiedziawszy, mrugnęła do bruneta. Złapała jabłko do ręki i pognała za przyjaciółką.
Biegła za dziewczyną dosyć długo, bo ta nawet po głośnych nawoływaniach, nie miała zamiaru się zatrzymać. Dopiero po pokonanych kilku piętrach zastała Hermionę opierającą się o jakąś balustradę, zdyszaną i zapłakaną. Ginny poważnie się zmartwiła, bo  po prawdzie Hermiona była silną, młodą kobietą i ciężko było ją wyprowadzić z równowagi.
- Hermi, co się dzieje? – zapytała z troską.
- Nic Ginny, zupełnie nic… chlip… - zapłakała.
- Hermiona. Litości, przecież widzę, że coś się stało.
Brunetka otwierała już swoje smutne usta, by opowiedzieć rudej o całym porannym zajściu z Malfoy’em, ale pech chciał, że nagle jakiś młodszy uczeń z zaciekawionym i nieskrępowanym spojrzeniem wyminął stojące na schodach dziewczyny. Hermiona się spłoszyła i na powrót zamknęła usta.
- Nie tutaj proszę…
- Ok. Ale nie zdążymy dojść do twojego dormitorium i z powrotem przed rozpoczęciem kolejnych zajęć, a mam eliksiry ze Snape’em. A wiesz jaki on jest.
- To co proponujesz? – zapytała smutno, powstrzymując się od łez.
- Za zakrętem jest łazienka Jęczącej Marty. Tam nikt nie przychodzi, będziemy miały spokój.
Starsza Gryfonka przytaknęła lekko głową na propozycję przyjaciółki i obie dziewczyny udały się do łazienki.
Ginny miała rację, nie było tutaj nikogo, jak zwykle. Trzeba przyznać, Marta była w czymś naprawdę świetna. Bardzo dobrze odstraszała od siebie tak samo żywych, jak i umarłych.
Usiadły na zimnym parapecie, a Hermiona powiodła zmęczonym wzrokiem na widok za oknem. Nie kwapiła się by rozpocząć rozmowę.
- Więc? – zapytała ruda.
- Nie zaczyna się zdania od więc. – zwróciła uwagę przyjaciółce.
- Och! Hermiono Jane Granger, powiesz w końcu co do cholery się stało? – Gin nieco podniosła głos, nie miała zamiaru się wściekać, ale Hermiona czasami potrafiła być bardzo irytująca.
- Malfoy się stał, jeśli musisz wiedzieć. – Wydusiła po krótkiej ciszy.
- Tak Hermi, Malfoy się stał jakieś siedemnaście lat temu. – odpowiedziała z sarkazmem, zniecierpliwiona. Chciała tylko pomóc, zrozumieć przyjaciółkę, ale zniecierpliwienie brało górę.
- Tak to wiem, stał się by uprzykrzać innym życie, ale nie o to mi chodziło. – zawahała się. – Stało się to dzisiaj rano. Miałam straszny problem z wyłączeniem budzika, który dzwonił przeraźliwie głośno i to tak jakby był jakiś opętany. I z tego wszystkiego wkurzyłam się i cisnęłam nim z całej siły w bliżej nieokreślonym kierunku. Pech chciał, że były to drzwi od łazienki, którą dzielę z tlenioną fretką. Ginny, jestem taka zła na niego z jednej strony, a z drugiej czuje się winna. Wystarczyło, by się nie uchylił, a teraz leżałby w skrzydle szpitalnym z roztrzaskaną głową i to była by moja wina. – opowiadała zawzięcie.
- Przecież nic się nie stało, wszyscy są cali i zdrowi. Mogło się stać ale jest ok. – Pocieszyła brunetkę, lecz miała przeczucie, że to nie koniec opowieści. A było to słuszne przeczucie.
- Wiem, ale po tej akcji on się wkurzył. I powiedział, ze tego popamiętam. A zaraz potem przywołał swoją miotłę i siłą mnie na nią wciągnął w samej letniej piżamie. Byłam taka przerażona. Nigdy nie widziałam w jego oczach takiej złości. Naprawdę myślałam, że mnie zrzuci…Ba nawet to zainsynuował. Wiesz jak boję się latania i ogólnie wysokości, to było straszne Ginny. Ale najgorsze było chyba to, że z tego strachu nie panowałam nad sobą i wtuliłam się w niego niczym małe bezbronne dziecko. To było takie upokarzające.
- Hermi, Malfoy jest jaki jest, ale nie zrobiłby ci krzywdy.
- Nie wiesz tego! Tak strasznie się bałam. Nie chciałabym go więcej widzieć na oczy. Wiesz, myślałam że się chociaż trochę zmienił, chodź ociupinkę, ale on jest jeszcze gorszy niż przedtem.
- Postaraj się o tym nie myśleć, a ja spróbuję jakoś rozwiązać tą sprawę. Hermi, w gruncie rzeczy nic się nikomu nie stało. – zakończyła swoją wypowiedź łagodnie. Wiedziała że musi coś zaradzić, bo jej przyjaciółka może się nerwowo wykończyć przez tą chodzącą, platynową kulę głupoty.
Kiedy spojrzała na zegarek, zdała sobie sprawę, że zaraz spóźni się na eliksiry. Poinstruowała Hermionę, że muszą się śpieszyć. Kiedy podążyały do wyjścia, nagle tuż przed starszą z dziewczyn pojawiła się dziwnie gęsta przeźroczysta mgła, która jak się okazało, była duchem Jęczącej Marty.
- Czeeść dziewczyny. – zaczęła piskliwie Marta.
- Yyy… Cześć Marto – odpowiedziała Hermiona.
- O kim too taak rozmawiaałyścieee? Czy to jakiś przystojniaak? – zapytała przeciągając niektóre samogłoski.
- Spieszymy się bardzo, jakbyś mogła nie teraz. – Poprosiła grzecznie Gin.
- Odpowiedzciee – nalegała.
- Żaden przystojniak, raczej chodzący iloraz głupoty i narcyzmu. – wściekła się brunetka na samą myśl, że ktoś mógłby widzieć w Malfoy’u coś więcej, prócz tego co wymieniła.
- Ty go nie lubisz, twoja ocena więc będzie mało wiarygodnaaa.
- To Malfoy. Mówiłyśmy o Draco Malfoy’u. – odpowiedziała pośpiesznie Ginny wiedząc, że jest już spóźniona na lekcję z najgorszym nauczycielem wszechczasów. – Przepuścisz nas teraz?
- Draco Malfoy – powtórzyła z uwielbieniem Marta. – Przecież to ten cudowny Prefekt, który dość często przesiaduję w Łazience Prefektów. Ciasteczko. – westchnęła – Wiecie, czasem tak sobie siedzę w rurach i obserwuję. Raz to prawie wszystkie bąbelki zniknęły. – zachichotała jak nastolatka i odleciała rozmarzona gdzieś w kierunku drugiej kabiny.
Dziewczyny ciesząc się, że Marta w miarę szybko dała im spokój, popędziły ile sił w nogach na zajęcia.
- Cholerny Malfoy, nawet ducha potrafi podniecić. – pomyślała brunetka zanim weszła spóźniona o sali transmutacji.
Reszta dnia minęła spokojnie, zero widoku blondwłosej czupryny, zero dziwacznych pytań ze strony przyjaciół. Gdyby nie małe kazanie od opiekunki jej domu, że Prefektowi Naczelnemu nie wolno się spóźniać, że powinna świecić przykładem, to resztę dzisiejszego dnia nazwała by w miarę znośną. Zadane wypracowania napisała, a nawet zrobiła trochę notatek na temat obrony przed dziwnymi, droźnymi zwierzętami. Po tej kłótni z Malfoy’em musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Chłopaka nie miała zamiaru przepraszać, i takich przeprosin również ze strony blondyna się nie spodziewała, bo on pewnie nawet nie wiedział co to jest.


*


Wieczorem tuż po kolacji, jedną z pustych klas wypełniały istne wrzaski młodej Gryfonki. Stała nad swoim czarnoskórym chłopakiem i krzyczała zawzięcie. Aż dziw bierze jak w takim małym ciałku mieściło się tyle energii. Chłopak oskarżany był o wszystko, głownie o to czego nie zrobił, a nawet nie miał pojęcia, że do czegoś takiego doszło.
- Ginny kochanie, proszę... Odpuść już.
- Nie, nie odpuszczę Blaise. To twój przyjaciel. Na pewno masz na niego jakiś wpływ, musisz mieć. Zrób coś w tej sprawie, porozmawiaj z nim, takie akcje z jego strony, w stosunku do Hermiony, są nie poprawne. Ona wypłakuje przez niego oczy.
- Gin…
- Nie Ginnuj mi tu, albo coś z tym zrobisz, albo nie masz czego u mnie szukać przez najbliższe dni. – Gryfonka trzeba przyznać umiała stawiać warunki. Uwielbiała osiągać wcześniej obrany cel. Była mistrzynią intrygi. Popatrzyła na swojego chłopaka z miną nieznającą sprzeciwu. Po czym opuściła pomieszczenie bez pożegnania.
- Malfoy, zawsze musi coś spieprzyć. – mruknął do siebie i powlókł nogami na czwarte piętro im szybciej załatwi ta sprawę tym lepiej.

Dracona zastał w pozycji półleżącej z jakąś książką w ręku.
- Siema stary. – przywitał się, po czym zajął miejsce na wygodnej sofie.
- Co cię sprowadza Blaise? Czyżbyś miał problem z małym wrednym rudzielcem? – zapytał z przekąsem zamykając czytaną książkę.
- Poniekąd… - Mruknął. - A poniekąd z tobą.- Dodał w myślach.
- Do takiej rozmowy trzeba zastosować pewne środki znieczulające. To powiedziawszy wyciągnął z barku butelkę ognistej whisky.
- Zawsze wiesz co dobre Smoku.
Rozlał mocnej cieczy do dwóch szklanek i pierwszy pociągnął spory łyk ostrego płynu, a poczuł przy tym lekką ulgę.
Może jak się spiję to te dziwne wibracje w okolicy brzucha mi przejdą.  - Pomyślał, bo leki od pielęgniarki nic nie pomagały.
- Opowiadaj – polecił.
- Nie wiem nawet jak zacząć, posprzeczaliśmy się trochę z rudzielcem. Głównie to ona wrzeszczała. – Zwierzał się brunet.
- Blaise, chłopie co z tobą? Nie daj się tej małej wiewiórce.
- To nie tak, ona tylko broni swojej przyjaciółki. – wyrzucił z siebie, ale widząc groźną minę przyjaciela dodał szybko – tak jak ja broniłbym ciebie. W końcu jesteśmy kumplami.
Znowu ta Granger, i znowu ten brzuch. Co do cholery jest grane?
- Przejdź do rzeczy. – nakazał i rozlał drugą kolejkę ognistej.
- To co dzisiaj zrobiłeś Hermionie, nie pochwalam tego. Ponoć była przerażona. – Opróżnił duszkiem całą zawartość szklanki.
- Po pierwsze to ona się nazywa Granger, a nie He… Her… no wiesz co mam na myśli. Po drugie musiała dostać nauczkę, prawie mnie zabiła. – oburzył się Draco i również opróżnił szklankę. Tym razem Zabini rozlał trzecią kolejkę.
- No właśnie prawie. Jak widzę jesteś cały i zdrowy.
- Mało brakowało.
- Nie rozczulaj się nad sobą, jak mała księżniczka Draco.
- Nigdy nie nazywaj mnie księżniczką. – zagroził wymachując butelką i rozlewając czwarta kolejkę.
- Nie będę jak przestaniesz się tak zachowywać.
- Ty coś za bardzo lubisz mnie obrażać po alkoholu.
- Przeproś ją Draco.
- Chyba na głowę upadłeś. Ty już nie pijesz. – Ogłosił blondyn po czym polał piąta kolejkę.
Apsik… - dobiegło zza ściany.
- O wilku mowa. – Uśmiechnął się czarnoskóry. – Chyba nieźle ją dzisiaj przewietrzyłeś. Jak nic będzie chora.
Jak na potwierdzenie tych słów dobiegło do ich uszu kilka kolejnych „apsik” Gryfonki.
Może i Draco znowu doznał lekkiego ukłucia w okolicy brzucha, ale nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Zabini posiedział jeszcze chwilę w prywatnym dormitorium przyjaciela, przez cały ten czas próbując nakłonić go do przeprosin Gryfonki. Na nic się jednak to zdało, Blondyn pozostawał niewzruszony. Nie zwracał nawet uwagi na kaszlącą i kichającą na przemian zza ściany dziewczynę.
Po krótkim czasie opróżnili butelkę do końca, a Blaise na chwiejnych nogach opuścił swojego kumpla życząc mu szczęśliwej nocy, bo sam był bardzo szczęśliwy.
Draco Malfoy, na którego alkohol nie wpłynął w tak dużym stopniu, jak na jego czarnoskórego przyjaciela, rzucił się na łóżko z nadzieją szybkiego uśnięcia.
Nic bardziej mylnego, ciągłe, głośne pochlipywanie nosem i kichanie dobiegające z pokoju obok, nieźle utrudniało mu odpłyniecie do krainy Morfeusza. Po kolejny mijających bezsennych minutach i rozgrywającej bitwie w myślach Dracona, w końcu zdecydował się zajrzeć do Gryfonki. Czyżby wyrzuty sumienia?
- Ja nie miewam wyrzutów sumienia. – Mruknął do siebie.
Hermiona zakatarzona i rozpalona leżała w swoim łożu szczelnie okryta kołdrą, a towarzyszyła jej przy tym paczka chusteczek. Kiedy zobaczyła wchodzącego do jej pokoju Malfoy’a, po raz setny dzisiaj miała ochotę uciec gdzie pieprz rośnie.
- Czego chcesz? – Zapytała tonem mocno wypłukanym ze wszelkich uczuć.
- A jak myślisz? Twoje pociąganie nochalem i cosekundowe kichanie, nie daje mi spać. – odpowiedział jej takim samym tonem, dodając do tego tylko swoje zimne spojrzenie.
- Och… przepraszam, jak ja śmiem zakłócać ciszę nocną wielkiemu Malfoy’owi. – kpiła patrząc prosto w te stalowe tęczówki.
- Nie denerwuj mnie Granger i przestań kichać, bo to jest nie do zniesienia. – lekko, ale to bardzo leciutko kręciło mu się w głowie.
- Myślisz, że tak się da? Na zawołanie? Nie byłabym chora, gdyby nie twoje wypaczone poczucie humoru.
- Czyli to moja wina? Świetnie, po prostu wspaniale. Zasmarkana Granger, tego mi jeszcze było trzeba. – po tych sowach zapadła krótka cisza. – Wyskakuj z łóżka.
- Że co proszę?
- Idziemy do skrzydła szpitalnego.
-Nigdzie nie idę. – Zaprotestowała - Nie jestem umierająca, tylko przeziębiona.
- I uparta jak osioł, zapomniałaś dodać. Co ja z tobą mam. – Westchnął – Będę się szlajał o północy po zamku.
- Na własne życzenie Malfoy. A po za tym to nic nie musisz robić. Nikt ci nie karze.
- Nie? I całą noc mam wysłuchiwać twoje jęki, nie dziękuję. Idę po jakieś leki.
Zniknął za drzwiami. Zostawiając zakatarzoną Dziewczynę samej sobie. Idąc tak korytarzami w stronę skrzydła szpitalnego zastanawiał się, dlaczego właściwie to robi? Mógł rzucić zwykłe zaklęcie wyciszające na całe dormitorium i byłoby po kłopocie. Ale nie, nie zrobił tego. Najwidoczniej młodego arystokratę na prawdę zżerało jakieś poczucie winny, ale nie skłonny był do wypowiedzenia słowa „przepraszam”. On musiał ukazać skruchę na własny pokręcony sposób. Sam nie mając o tym pojęcia.
Po dwudziestu minutach wrócił do Gryfonki z kilkoma flakonami eliksirów. Położył je na łóżku dziewczyny informując by wypiła ten na katar i na gorączkę, a na końcu ten słodkiego snu.
Nic więcej nie mówiąc wyszedł z pomieszczenia. Podając jej leki odczuł jakąś wewnętrzną ulgę. Zasnął niemal momentalnie. Nie wiedział tylko, że następnego dnia z dziewczyną może być jeszcze gorzej.









 *

Jest i kolejny :)
Może nie przepadam za nim szczególnie, ale trochę rozkręci uczucia naszych bohaterów w kolejnym.
Dajcie znać czy się podobało.
Zapraszam również do przeczytania SOWY  dodanej dzisiaj w południe.  

Ps. Zapraszam w niej na mojego drugiego nowo powstałego bloga, troszeczkę bardziej poważnego :)

Tradycyjnie buźki :***






5 komentarzy:

  1. trafiłam przypadkiem na Twojego bloga i zakochałam się.
    Świetna historia, inna niż wszystkie. Wszystko dzieje się powoli, dzięki czemu widać przemianę w Mionie i Draco.
    Nie przeczytałam tylko jednej Twoje miniaturki, tej pierwszej. Miała tak małą czcionkę, że mimo okularów nie byłam wstanie przeczytać nic.
    Czekam na kolejny rozdział

    dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)
      Literki w miniaturce już poprawione :D

      Usuń
  2. Łooo czyżby przeziębienie Hermiony rozwineło się w jakąś groźniejszą chorobę? Jeżeli tak to Malfoy dopiero teraz poczuje prawdziwe wyrzuty sumienia:-)
    Musze przyznać, że walka Draco aby je stłumić była naprawdę zabawna.
    Teraz czekam na dalszy rozwój wydarzeň. Już nie mogę się doczekać co zaplanowałaś dla tej dwójki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. W jeden dzień przeczytałam tego bloga i zostałam twoją fanką, bardzo ładnie piszesz, aż mi serduszko wali jak go czytam boski, boski i jeszcze raz boski *_*

    OdpowiedzUsuń
  4. 45 yr old Programmer Analyst I Sigismond Vowell, hailing from Bow Island enjoys watching movies like Class Act and Basketball. Took a trip to Phoenix Islands Protected Area and drives a Eldorado. Najwiecej artykul

    OdpowiedzUsuń