Tym razem dedykacja dla, Madzik M
która również mnie nie opuściła
po tak długiej przerwie
"Człowiek jest tak cudownie
skonstruowany,
że zawsze zrzuca winę na innych.
Albo przynajmniej wynajduje
sobie
okoliczności łagodzące."
Poniedziałkowego
ranka, dokładnie około godziny siódmej rano rozległ się przeraźliwy dźwięk w
dormitorium na czwartym pierze. Był to niewielki budzik leżący na szafeczce
przy łóżku brązowookiej. W tym momencie była to rzecz najbardziej znienawidzona
przez dziewczynę. Wyrwana ze spokojnego snu Gryfonka nie mogąc poradzić sobie z
budzikiem, już po paru chwilach boleśnie wylądowała na twardej podłodze, no
może dywan trochę zamortyzował upadek. Rozwścieczona i już całkowicie
rozbudzona, podniosła się na równe nogi i z morderczym wyrazem twarzy podeszła,
do cały czas dzwoniącego przeraźliwie przedmiotu.
- Ty mały, wredny zakłócaczu
spokojnego snu, doigrałeś się!
Krzyczała na mały przedmiot, który w
dalszym ciągu nie chciał się uciszyć. Zdenerwowana do granic możliwości, cisnęła
z całych swoich sił budzikiem dokładnie w stronę łazienkowych drzwi, które w
tym samym momencie zostały otwarte od drugiej strony. Mało brakowało a
blondwłosy chłopak straciłby swoją śliczną główkę. W ostatnim momencie z
zaskoczeniem w oczach uchylił się przed nadlatującym przedmiotem, w myślach
dziękując za to, że quidditch wyrobił w nim tak dobry refleks, nawet o siódmej
rano po nie przespanej nocy.
Za plecami chłopaka rozległ się głośny
huk, a następnie można było usłyszeć dźwięk opadającego tłuczonego szkła.
Gryfonka widząc swojego sąsiada w dość dziwnej w tym momencie pozie, z groźną
miną nie zwiastującą nic dobrego, w
dodatku w samych spodenkach, które prawdopodobnie służyły mu za piżamę, miała
ochotę uciec pod łóżko, albo najlepiej wyskoczyć przez okno, cokolwiek byle
tylko znaleźć się jak najdalej od rozwścieczonego arystokraty. Dopiero po paru
chwilach zdała sobie sprawę z tego, że ona sama również nie posiadała na sobie
zbyt dużo materiału. Jej piżamka składała się z fioletowej cienkiej koszulki na
ramiączkach i bardzo króciutkich spodenek. Hermiona zaczerwieniła się jak
dojrzały burak, spuściła wzrok na swoje stopy i czekała na reakcję chłopaka.
- Granger! Ocipiałaś?! – Zaczął
wrzeszczeć, lecz brunetka mu przerwała.
- Wyrażaj się! – Zwróciła mu automatycznie
uwagę za wulgarny język, czego pożałowała po następnych słowach.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić!
Nie po tym jak próbowałaś z samego rana mnie zabić! Zaraz mnie popamiętasz
Granger. Następnym razem się zastanowisz dziesięć razy zanim zrobisz coś
głupiego, lub zaplanujesz zamach na moją niewinną, wybitnie zdolną osobę.
Kolejne zdarzenia potoczyły się bardzo
szybko. Rozjuszony do granic możliwości Draco Malfoy machną swoją drewnianą
różdżką, którą cały czas trzymał w prawej dłoni, co umknęło wcześniej młodej
Gryfonce.
Kilka sekund później w jego ręce
spoczęła miotła wyścigowa i czarna sportowa bluza. Bluzę założył, miotły
dosiadł, okno otworzył zaklęciem, i nim Hermiona zdążyła choćby wydać pisk
przerażenia, lub pomyśleć o ucieczce, to już szybowała razem ze swoim
odwiecznym wrogiem nad błoniami, jakieś kilkanaście metrów nad ziemią, w samej
przewiewnej piżamce. Na dworze panowało niesamowite zimno, było pochmurnie i
lada chwila mogło zacząć padać. Dziewczyna trzęsła się jak galareta i nie
wiadomo, czy bardziej z zimna, czy ze strachu.
- I co Granger? Fajne widoki? –
zapytał z sarkazmem blondyn, który na własnej skórze odczuwał zimne podmuchy
wiatru, ale nie był, aż tak roznegliżowany jak dziewczyna.
- Mm..Mmmaaaalllfffooyyy……- zdołała
tylko wydukać zanim zamknęła oczy i obróciła się w taki sposób, że swoje
półdługie paznokcie wbijała boleśnie w jego klatkę piersiową, bez problemu
przebiła się przez jego ciepłą bluzę. Dodatkowo schowała głowę w jego
ramionach, dygocząc tak jakby zaraz miała spaść.
- Tego jeszcze nie było. Granger się
do mnie łasi. – zaśmiał się – Co ty się ze swoim sierściuchem na mózg
zamieniłaś? – zapytał już nieco łagodniej i żartobliwiej, kiedy zrozumiał, że
dygotanie dziewczyny wywołane jest bardziej strachem niż zimnem. – Ty żyjesz
Granger?
Na dźwięk swojego imienia, tym razem
łagodniejszy, drgnęła delikatnie i wydukała tylko tyle, na ile było ją w tej
chwili stać.
- Naaaa dółłł… prooooszę.
- Ahh, chcesz na dół Granger, tak?
Wiesz, ja preferuję zostać, tutaj w górze, ale mogę zrobić dla ciebie dobry
uczynek i pomóc ci zejść. – zaczął miło, lecz wcale nie to miał na myśli. –
Gotowa? Uwaga, zrzucam. – to powiedziawszy przechylił miotłę tak, że przerażona
Gryfonka zaczęła się powoli zsuwać w dół. Arystokrata po prawdzie chciał tylko
nastraszyć biedną dziewczynę, nie miał pojęcia jednak, że miotły, latanie i
duża wysokość, to największy strach Hermiony.
W ostatniej chwili, kiedy brunetka
miała się już całkiem zsunąć, złapał ją w pasie i poleciał z powrotem do
ciepłego dormitorium. Wylądował miękko na dywanie i niemal siłą odkleił od
siebie dziewczynę. Kiedy to zrobił, to ze strachem stwierdził, że Granger ma
posklejane od drobnych łez rzęsy. Nawet nie przypuszczał, że aż tak bardzo
mogła się bać. Jego kara miała bardziej polegać na ochłodzeniu dziewczyny, niż
na niemal śmiertelnym jej przestraszeniu. Właśnie obmyślał w swojej niezbyt
współczującej głowie, co powinien sensownego powiedzieć, lecz nie dane było mu
cokolwiek wyowiedzieć, gdyż Hermiona powróciła do świata żywych.
W sypialni rozpętało się istne piekło.
Przedmioty które znajdowały się najbliżej pierwsze poszły w ruch, za nimi
kolejne i kolejne, a do tego milion obelg wyrzucanych, przez zazwyczaj słodkie
usteczka pani Prefekt.
-Ty chory psychicznie, zapatrzony w
siebie arystokrato! Ty skretyniała imitacjo człowieka! Nienormalny,
sadystyczny, porąbany imbecylu, dla ciebie leczenie w Mungu, to za mało. Bo tak
ciężkiego przypadku kretynizmu nie da się wyleczyć!!! – wrzeszczała rzucając w
swojego oprawcę coraz cięższymi książkami jakie znalazła na biurku. Draco
widząc ten wybuch i jednocześnie chcąc uniknąć ciężkich obrażeń, w jednej
chwili czmychnął do swojego pokoju, barykadując przy tym drzwi, najróżniejszymi
zaklęciami. – Tak! Uciekaj ty nie znająca uczuć świnio!
Kończąc swoją wiązankę wyzwisk, upadła
zmęczona na podłogę, podkuliła nogi pod brodę i tym razem mniej żywiołowo dała
upust emocjom. Łkała cichutko w kawałek swojej skąpej koszulki.
*
Po porannej akcji i miliardzie
wypłakanych przez dziewczynę łez, dwójka Prefektów starała się za wszelka cenę
siebie unikać. Nie mieli ochoty na konfrontację. Hermionie złość jeszcze nie
minęła i nie zapowiadało się by miała minąć, a Draco na myśl o Gryfonce
odczuwał takie dziwne, niewygodne wibrację w okolicy brzucha. Już na drugiej
lekcji stwierdził, że te jego dolegliwości muszą być spowodowane jakimś
szczególnie uciążliwym zapaleniem żołądka. Jeszcze przed obiadem wybrał się do
skrzydła szpitalnego po jakieś kojące specyfiki. Biedny chłopak nie wiedział,
że na poczucie winy nie ma lekarstwa.
Hermiona właśnie siedziała na obiedzie
przy stole Gryffindoru i z cierpiącym wyrazem twarzy, leniwie grzebała widelcem
po kurczaku z ryżem, przywołując tym samym zaciekawione spojrzenia swoich
przyjaciół.
- Co z tobą Hermiono? Nawet nie
tknęłaś obiadu. – zmartwił się Harry.
- Nooo wasne… a jet pysny… - zamlaskał
mało zrozumiale Ron.
Dziewczyna jednak nic się nie
odezwała, tylko nadal w zamyśleniu przesuwała widelcem po talerzu.
- Co się stało? Powiedz, może będziemy
mogli ci jakoś pomóc. – spróbował ponownie brunet. Tym razem Gryfonka
odpowiedziała, nieistotne że jednym słowem, bo było to słowo, które wszystko
wyjaśniało.
- Malfoy…
- A to wredna świnia, chcesz żebym się
do niego przeszedł? – Zapytał rudzielec, kiedy już przełknął przeżuwany kawałek
mięsa. – A po co ja pytam. Idę teraz. – Stwierdził i zaczął wstawać, na co
Harry zareagował natychmiastowo i pociągnął przyjaciela za ramię z taką siłą,
że ten na powrót zajął miejsce przy stole.
- Nigdzie nie idziesz Ron, dopóki Hemiona
nas nie poprosi.
- Poprosi? O co poprosi? Kto poprosi?
Czy ja słyszałam nazwisko Malfoy? – nowoprzybyła dziewczyna zaczęła wyrzucać ze
swych ust potok słów.
- To nie twoja sprawa Ginny.
- Nie moja? Przecież widzę, że
Hermiona jest smutna, ty rozwścieczony, Harry zatroskany, a Malfoy właśnie
wchodzi do Sali ze wzrokiem, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek. –
zaczęła wymieniać, a trójka przyjaciół z każdym słowem rudej, wpatrywała się w
nią z coraz większym zdumieniem. – No co? Spostrzegawcza jestem.
Kiedy mózg brunetki przetrawił słowa takie
jak „Malfoy, „idzie” i „bazyliszek”, momentalnie zerwała się z
miejsca i wybiegła z Sali, nie chcąc oglądać jego zarozumiałej, narcystycznej
gęby.
- Co on jej zrobił?! Doigrał się!
- Ron, proszę cię usiądź, nawet nie
wiesz o co poszło. – zaczął Harry. – Ginny?
- Tak?
- Możesz sprawdzić co się stało?
- No pewnie, przecież wiesz, że
wtykanie nosa w cudze spawy, to moja specjalność. – to powiedziawszy, mrugnęła
do bruneta. Złapała jabłko do ręki i pognała za przyjaciółką.
Biegła za dziewczyną dosyć długo, bo
ta nawet po głośnych nawoływaniach, nie miała zamiaru się zatrzymać. Dopiero po
pokonanych kilku piętrach zastała Hermionę opierającą się o jakąś balustradę,
zdyszaną i zapłakaną. Ginny poważnie się zmartwiła, bo po prawdzie Hermiona była silną, młodą
kobietą i ciężko było ją wyprowadzić z równowagi.
- Hermi, co się dzieje? – zapytała z
troską.
- Nic Ginny, zupełnie nic… chlip… -
zapłakała.
- Hermiona. Litości, przecież widzę,
że coś się stało.
Brunetka otwierała już swoje smutne
usta, by opowiedzieć rudej o całym porannym zajściu z Malfoy’em, ale pech
chciał, że nagle jakiś młodszy uczeń z zaciekawionym i nieskrępowanym
spojrzeniem wyminął stojące na schodach dziewczyny. Hermiona się spłoszyła i na
powrót zamknęła usta.
- Nie tutaj proszę…
- Ok. Ale nie zdążymy dojść do twojego
dormitorium i z powrotem przed rozpoczęciem kolejnych zajęć, a mam eliksiry ze
Snape’em. A wiesz jaki on jest.
- To co proponujesz? – zapytała
smutno, powstrzymując się od łez.
- Za zakrętem jest łazienka Jęczącej
Marty. Tam nikt nie przychodzi, będziemy miały spokój.
Starsza Gryfonka przytaknęła lekko
głową na propozycję przyjaciółki i obie dziewczyny udały się do łazienki.
Ginny miała rację, nie było tutaj
nikogo, jak zwykle. Trzeba przyznać, Marta była w czymś naprawdę świetna.
Bardzo dobrze odstraszała od siebie tak samo żywych, jak i umarłych.
Usiadły na zimnym parapecie, a
Hermiona powiodła zmęczonym wzrokiem na widok za oknem. Nie kwapiła się by
rozpocząć rozmowę.
- Więc? – zapytała ruda.
- Nie zaczyna się zdania od więc. –
zwróciła uwagę przyjaciółce.
- Och! Hermiono Jane Granger, powiesz
w końcu co do cholery się stało? – Gin nieco podniosła głos, nie miała zamiaru
się wściekać, ale Hermiona czasami potrafiła być bardzo irytująca.
- Malfoy się stał, jeśli musisz
wiedzieć. – Wydusiła po krótkiej ciszy.
- Tak Hermi, Malfoy się stał jakieś
siedemnaście lat temu. – odpowiedziała z sarkazmem, zniecierpliwiona. Chciała
tylko pomóc, zrozumieć przyjaciółkę, ale zniecierpliwienie brało górę.
- Tak to wiem, stał się by uprzykrzać
innym życie, ale nie o to mi chodziło. – zawahała się. – Stało się to dzisiaj
rano. Miałam straszny problem z wyłączeniem budzika, który dzwonił przeraźliwie
głośno i to tak jakby był jakiś opętany. I z tego wszystkiego wkurzyłam się i
cisnęłam nim z całej siły w bliżej nieokreślonym kierunku. Pech chciał, że były
to drzwi od łazienki, którą dzielę z tlenioną fretką. Ginny, jestem taka zła na
niego z jednej strony, a z drugiej czuje się winna. Wystarczyło, by się nie
uchylił, a teraz leżałby w skrzydle szpitalnym z roztrzaskaną głową i to była
by moja wina. – opowiadała zawzięcie.
- Przecież nic się nie stało, wszyscy
są cali i zdrowi. Mogło się stać ale jest ok. – Pocieszyła brunetkę, lecz miała
przeczucie, że to nie koniec opowieści. A było to słuszne przeczucie.
- Wiem, ale po tej akcji on się
wkurzył. I powiedział, ze tego popamiętam. A zaraz potem przywołał swoją miotłę
i siłą mnie na nią wciągnął w samej letniej piżamie. Byłam taka przerażona.
Nigdy nie widziałam w jego oczach takiej złości. Naprawdę myślałam, że mnie
zrzuci…Ba nawet to zainsynuował. Wiesz jak boję się latania i ogólnie
wysokości, to było straszne Ginny. Ale najgorsze było chyba to, że z tego
strachu nie panowałam nad sobą i wtuliłam się w niego niczym małe bezbronne
dziecko. To było takie upokarzające.
- Hermi, Malfoy jest jaki jest, ale
nie zrobiłby ci krzywdy.
- Nie wiesz tego! Tak strasznie się
bałam. Nie chciałabym go więcej widzieć na oczy. Wiesz, myślałam że się chociaż
trochę zmienił, chodź ociupinkę, ale on jest jeszcze gorszy niż przedtem.
- Postaraj się o tym nie myśleć, a ja
spróbuję jakoś rozwiązać tą sprawę. Hermi, w gruncie rzeczy nic się nikomu nie
stało. – zakończyła swoją wypowiedź łagodnie. Wiedziała że musi coś zaradzić,
bo jej przyjaciółka może się nerwowo wykończyć przez tą chodzącą, platynową
kulę głupoty.
Kiedy spojrzała na zegarek, zdała
sobie sprawę, że zaraz spóźni się na eliksiry. Poinstruowała Hermionę, że muszą
się śpieszyć. Kiedy podążyały do wyjścia, nagle tuż przed starszą z dziewczyn
pojawiła się dziwnie gęsta przeźroczysta mgła, która jak się okazało, była
duchem Jęczącej Marty.
- Czeeść dziewczyny. – zaczęła
piskliwie Marta.
- Yyy… Cześć Marto – odpowiedziała
Hermiona.
- O kim too taak rozmawiaałyścieee?
Czy to jakiś przystojniaak? – zapytała przeciągając niektóre samogłoski.
- Spieszymy się bardzo, jakbyś mogła
nie teraz. – Poprosiła grzecznie Gin.
- Odpowiedzciee – nalegała.
- Żaden przystojniak, raczej chodzący
iloraz głupoty i narcyzmu. – wściekła się brunetka na samą myśl, że ktoś mógłby
widzieć w Malfoy’u coś więcej, prócz tego co wymieniła.
- Ty go nie lubisz, twoja ocena więc
będzie mało wiarygodnaaa.
- To Malfoy. Mówiłyśmy o Draco
Malfoy’u. – odpowiedziała pośpiesznie Ginny wiedząc, że jest już spóźniona na
lekcję z najgorszym nauczycielem wszechczasów. – Przepuścisz nas teraz?
- Draco Malfoy – powtórzyła z uwielbieniem
Marta. – Przecież to ten cudowny Prefekt, który dość często przesiaduję w
Łazience Prefektów. Ciasteczko. – westchnęła – Wiecie, czasem tak sobie siedzę
w rurach i obserwuję. Raz to prawie wszystkie bąbelki zniknęły. – zachichotała
jak nastolatka i odleciała rozmarzona gdzieś w kierunku drugiej kabiny.
Dziewczyny ciesząc się, że Marta w
miarę szybko dała im spokój, popędziły ile sił w nogach na zajęcia.
- Cholerny Malfoy, nawet ducha potrafi
podniecić. – pomyślała brunetka zanim weszła spóźniona o sali transmutacji.
Reszta dnia minęła spokojnie, zero
widoku blondwłosej czupryny, zero dziwacznych pytań ze strony przyjaciół. Gdyby
nie małe kazanie od opiekunki jej domu, że Prefektowi Naczelnemu nie wolno się
spóźniać, że powinna świecić przykładem, to resztę dzisiejszego dnia nazwała by
w miarę znośną. Zadane wypracowania napisała, a nawet zrobiła trochę notatek na
temat obrony przed dziwnymi, droźnymi zwierzętami. Po tej kłótni z Malfoy’em
musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Chłopaka nie miała zamiaru przepraszać, i
takich przeprosin również ze strony blondyna się nie spodziewała, bo on pewnie
nawet nie wiedział co to jest.
*
Wieczorem tuż po kolacji, jedną z
pustych klas wypełniały istne wrzaski młodej Gryfonki. Stała nad swoim czarnoskórym
chłopakiem i krzyczała zawzięcie. Aż dziw bierze jak w takim małym ciałku
mieściło się tyle energii. Chłopak oskarżany był o wszystko, głownie o to czego
nie zrobił, a nawet nie miał pojęcia, że do czegoś takiego doszło.
- Ginny kochanie, proszę... Odpuść
już.
- Nie, nie odpuszczę Blaise. To twój
przyjaciel. Na pewno masz na niego jakiś wpływ, musisz mieć. Zrób coś w tej
sprawie, porozmawiaj z nim, takie akcje z jego strony, w stosunku do Hermiony,
są nie poprawne. Ona wypłakuje przez niego oczy.
- Gin…
- Nie Ginnuj mi tu, albo coś z tym
zrobisz, albo nie masz czego u mnie szukać przez najbliższe dni. – Gryfonka
trzeba przyznać umiała stawiać warunki. Uwielbiała osiągać wcześniej obrany
cel. Była mistrzynią intrygi. Popatrzyła na swojego chłopaka z miną nieznającą
sprzeciwu. Po czym opuściła pomieszczenie bez pożegnania.
- Malfoy, zawsze musi coś spieprzyć. –
mruknął do siebie i powlókł nogami na czwarte piętro im szybciej załatwi ta
sprawę tym lepiej.
Dracona zastał w pozycji półleżącej z
jakąś książką w ręku.
- Siema stary. – przywitał się, po
czym zajął miejsce na wygodnej sofie.
- Co cię sprowadza Blaise? Czyżbyś
miał problem z małym wrednym rudzielcem? – zapytał z przekąsem zamykając
czytaną książkę.
- Poniekąd… - Mruknął. - A poniekąd z tobą.- Dodał w myślach.
- Do takiej rozmowy trzeba zastosować
pewne środki znieczulające. To powiedziawszy wyciągnął z barku butelkę ognistej
whisky.
- Zawsze wiesz co dobre Smoku.
Rozlał mocnej cieczy do dwóch szklanek
i pierwszy pociągnął spory łyk ostrego płynu, a poczuł przy tym lekką ulgę.
Może jak się spiję to te dziwne wibracje w
okolicy brzucha mi przejdą. - Pomyślał, bo leki od pielęgniarki nic nie
pomagały.
- Opowiadaj – polecił.
- Nie wiem nawet jak zacząć,
posprzeczaliśmy się trochę z rudzielcem. Głównie to ona wrzeszczała. – Zwierzał
się brunet.
- Blaise, chłopie co z tobą? Nie daj
się tej małej wiewiórce.
- To nie tak, ona tylko broni swojej
przyjaciółki. – wyrzucił z siebie, ale widząc groźną minę przyjaciela dodał
szybko – tak jak ja broniłbym ciebie. W końcu jesteśmy kumplami.
Znowu ta Granger, i znowu ten brzuch. Co do
cholery jest grane?
-
Przejdź do rzeczy. – nakazał i rozlał drugą kolejkę ognistej.
- To co dzisiaj zrobiłeś Hermionie,
nie pochwalam tego. Ponoć była przerażona. – Opróżnił duszkiem całą zawartość
szklanki.
- Po pierwsze to ona się nazywa
Granger, a nie He… Her… no wiesz co mam na myśli. Po drugie musiała dostać
nauczkę, prawie mnie zabiła. – oburzył się Draco i również opróżnił szklankę.
Tym razem Zabini rozlał trzecią kolejkę.
- No właśnie prawie. Jak widzę jesteś
cały i zdrowy.
- Mało brakowało.
- Nie rozczulaj się nad sobą, jak mała
księżniczka Draco.
- Nigdy nie nazywaj mnie księżniczką.
– zagroził wymachując butelką i rozlewając czwarta kolejkę.
- Nie będę jak przestaniesz się tak
zachowywać.
- Ty coś za bardzo lubisz mnie obrażać
po alkoholu.
- Przeproś ją Draco.
- Chyba na głowę upadłeś. Ty już nie
pijesz. – Ogłosił blondyn po czym polał piąta kolejkę.
Apsik… -
dobiegło zza ściany.
- O wilku mowa. – Uśmiechnął się
czarnoskóry. – Chyba nieźle ją dzisiaj przewietrzyłeś. Jak nic będzie chora.
Jak na potwierdzenie tych słów
dobiegło do ich uszu kilka kolejnych „apsik” Gryfonki.
Może i Draco znowu doznał lekkiego
ukłucia w okolicy brzucha, ale nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Zabini
posiedział jeszcze chwilę w prywatnym dormitorium przyjaciela, przez cały ten
czas próbując nakłonić go do przeprosin Gryfonki. Na nic się jednak to zdało,
Blondyn pozostawał niewzruszony. Nie zwracał nawet uwagi na kaszlącą i
kichającą na przemian zza ściany dziewczynę.
Po krótkim czasie opróżnili butelkę do
końca, a Blaise na chwiejnych nogach opuścił swojego kumpla życząc mu
szczęśliwej nocy, bo sam był bardzo szczęśliwy.
Draco Malfoy, na którego alkohol nie
wpłynął w tak dużym stopniu, jak na jego czarnoskórego przyjaciela, rzucił się
na łóżko z nadzieją szybkiego uśnięcia.
Nic bardziej mylnego, ciągłe, głośne
pochlipywanie nosem i kichanie dobiegające z pokoju obok, nieźle utrudniało mu
odpłyniecie do krainy Morfeusza. Po kolejny mijających bezsennych minutach i rozgrywającej
bitwie w myślach Dracona, w końcu zdecydował się zajrzeć do Gryfonki. Czyżby
wyrzuty sumienia?
- Ja nie miewam wyrzutów sumienia. –
Mruknął do siebie.
Hermiona zakatarzona i rozpalona
leżała w swoim łożu szczelnie okryta kołdrą, a towarzyszyła jej przy tym paczka
chusteczek. Kiedy zobaczyła wchodzącego do jej pokoju Malfoy’a, po raz setny
dzisiaj miała ochotę uciec gdzie pieprz rośnie.
- Czego chcesz? – Zapytała tonem mocno
wypłukanym ze wszelkich uczuć.
- A jak myślisz? Twoje pociąganie
nochalem i cosekundowe kichanie, nie daje mi spać. – odpowiedział jej takim
samym tonem, dodając do tego tylko swoje zimne spojrzenie.
- Och… przepraszam, jak ja śmiem
zakłócać ciszę nocną wielkiemu Malfoy’owi. – kpiła patrząc prosto w te stalowe
tęczówki.
- Nie denerwuj mnie Granger i przestań
kichać, bo to jest nie do zniesienia. – lekko, ale to bardzo leciutko kręciło
mu się w głowie.
- Myślisz, że tak się da? Na
zawołanie? Nie byłabym chora, gdyby nie twoje wypaczone poczucie humoru.
- Czyli to moja wina? Świetnie, po
prostu wspaniale. Zasmarkana Granger, tego mi jeszcze było trzeba. – po tych
sowach zapadła krótka cisza. – Wyskakuj z łóżka.
- Że co proszę?
- Idziemy do skrzydła szpitalnego.
-Nigdzie nie idę. – Zaprotestowała -
Nie jestem umierająca, tylko przeziębiona.
- I uparta jak osioł, zapomniałaś
dodać. Co ja z tobą mam. – Westchnął – Będę się szlajał o północy po zamku.
- Na własne życzenie Malfoy. A po za
tym to nic nie musisz robić. Nikt ci nie karze.
- Nie? I całą noc mam wysłuchiwać twoje
jęki, nie dziękuję. Idę po jakieś leki.
Zniknął za drzwiami. Zostawiając
zakatarzoną Dziewczynę samej sobie. Idąc tak korytarzami w stronę skrzydła
szpitalnego zastanawiał się, dlaczego właściwie to robi? Mógł rzucić zwykłe
zaklęcie wyciszające na całe dormitorium i byłoby po kłopocie. Ale nie, nie
zrobił tego. Najwidoczniej młodego arystokratę na prawdę zżerało jakieś
poczucie winny, ale nie skłonny był do wypowiedzenia słowa „przepraszam”. On
musiał ukazać skruchę na własny pokręcony sposób. Sam nie mając o tym pojęcia.
Po dwudziestu minutach wrócił do
Gryfonki z kilkoma flakonami eliksirów. Położył je na łóżku dziewczyny
informując by wypiła ten na katar i na gorączkę, a na końcu ten słodkiego snu.
Nic więcej nie mówiąc wyszedł z
pomieszczenia. Podając jej leki odczuł jakąś wewnętrzną ulgę. Zasnął niemal
momentalnie. Nie wiedział tylko, że następnego dnia z dziewczyną może być
jeszcze gorzej.
Tradycyjnie buźki :***
trafiłam przypadkiem na Twojego bloga i zakochałam się.
OdpowiedzUsuńŚwietna historia, inna niż wszystkie. Wszystko dzieje się powoli, dzięki czemu widać przemianę w Mionie i Draco.
Nie przeczytałam tylko jednej Twoje miniaturki, tej pierwszej. Miała tak małą czcionkę, że mimo okularów nie byłam wstanie przeczytać nic.
Czekam na kolejny rozdział
dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com
Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńLiterki w miniaturce już poprawione :D
Łooo czyżby przeziębienie Hermiony rozwineło się w jakąś groźniejszą chorobę? Jeżeli tak to Malfoy dopiero teraz poczuje prawdziwe wyrzuty sumienia:-)
OdpowiedzUsuńMusze przyznać, że walka Draco aby je stłumić była naprawdę zabawna.
Teraz czekam na dalszy rozwój wydarzeň. Już nie mogę się doczekać co zaplanowałaś dla tej dwójki. Pozdrawiam
W jeden dzień przeczytałam tego bloga i zostałam twoją fanką, bardzo ładnie piszesz, aż mi serduszko wali jak go czytam boski, boski i jeszcze raz boski *_*
OdpowiedzUsuń45 yr old Programmer Analyst I Sigismond Vowell, hailing from Bow Island enjoys watching movies like Class Act and Basketball. Took a trip to Phoenix Islands Protected Area and drives a Eldorado. Najwiecej artykul
OdpowiedzUsuń