"W ciężkiej chorobie tkwi dobro.
Kiedy ciało słabnie,
silniej czuje się duszę."
Cała
noc była jednym wielkim koszmarem, dla młodej dziewczyny. Nie mogła spać, przez
niekończący się złośliwy kaszel i równie bolesne kłucie w klatce piersiowej.
Eliksiry które w środku nocy dostarczył jej Draco, praktycznie nie przyniosły
żadnej ulgi. Tak samo też eliksir nasenny, niby zadziałał, ale z bardzo dużym
opóźnieniem.
Po przebudzeniu było jeszcze gorzej,
ledwie dała rade mówić, gardło piekło ją niemiłosiernie. Każdemu oddechowi
towarzyszył przeciągły świst, wydobywający się gdzieś z okolic jej klatki
piersiowej. Ogólne osłabienie nie pozwoliło się dziewczynie nawet podnieść z
łóżka. Jedyne co mogła zrobić, to ze złością wpatrywać się w drzwi prowadzące
do łazienki. Gdzieś tam po drugiej stronie pomieszczenia, zapewne smacznie
sobie spał sprawca jej obecnego stanu.
- Przecież ja się zaraz wykończę… -
mruknęła, podejmując kolejną próbę dźwignięcia się z łóżka. Na marne.
Wiedziała, że jej obecny stan, to nie
przelewki. Musiała jak najszybciej dostać się do skrzydła szpitalnego. Ale jak
miała tego dokonać, nie zdolna nawet do oderwania głowy od poduszki?
Malfoy…- Podpowiedział
jej cichy głosik. Ale jak go tu zwabić? - Myśl
Hermiona, myśl… - odezwał się
ponownie.
Po krótkiej chwili zastanowienia,
dostrzegła obok łóżka swoją drewnianą różdżkę.
- I to jest jakiś pomysł… - mruknęła,
na tyle z siebie zadowolona, na ile pozwalała jej choroba.
Z trudem ściągnęła magiczny przedmiot
z małego dębowego stoliczka. Machnęła dwa razy w stronę drzwi, a te otworzyły
się z hukiem. Machnęła ponownie, a drzwi na powrót się zamknęły, mocno przy tym
trzaskając. Powtórzyła czynność jeszcze kilka razy. Przy ostatnim machnięciu,
Draco niemal dostał drzwiami w czoło. W ostatniej chwili odskoczył na
bezpieczną odległość. Ten chłopak na prawdę posiadał świetny refleks.
- Powiesz mi Granger, dlaczego o ósmej
rano starasz się wyrwać drzwi z zawiasów? To taka nowa forma rozrywki, książki
już ci się przejadły?
- Nie musiałabym tego robić, gdybyś
nie był takim idiotą.
- Dlaczego wszystko sprowadza się do
tego, że nazywasz mnie idiotą, Granger?
- Bo może nim jesteś? – wychrypiała.
- Radze oszczędzać głosik, bo z tego co słyszę już z nim jest kiepsko.
Albo… Perspektywa milczącej Granger jest bardzo kusząca. Więc jak ci minęła noc?
– zaśmiał się przeciągle.
- Nie prowokuj mnie. – zagroziła, ale dość słabo jej to wyszło. –
Eliksiry na mnie nie działają, jestem osłabiona. Mógłbyś iść do skrzydła
szpitalnego i załatwić mi coś mocniejszego? – zapytała z nadzieją w głosie.
- Trzeba było tak od razu, coś
mocniejszego, to ja mam w barku. Wystarczy tylko poprosić.
- Malfoy. Jak ty mnie dener… -
niespodziewanie w połowie zdania głos Gryfonki zamilkł. Było to nieco komiczne,
gdyż dziewczyna bezdźwięcznie poruszała ustami. Wyglądała jak ryba pozbawiona
wody. Przerażenie pojawiło się na jej pobladłej twarzy.
- Dzięki ci Merlinie! – Uradował się
chłopak . – doigrałaś się, teraz przynajmniej będę miał spokój.
Blondyn wprost umierał ze szczęścia,
cisza, spokój. Granger w końcu zaniemówiła. Mógłby się tak radować bez końca,
gdyby nie powracające dziwne ukłucie w brzuchu. Wyrzuty sumienia ponownie dały
o sobie znać. Obecna sytuacja dziewczyny była tylko i wyłącznie winą
nierozsądnego zachowania Ślizgona.
Hermiona jedyne co mogła zrobić to
złożyć dłonie w geście prośby i dodać do tego smutną minkę. Przecież na każdego
działały te sztuczki. Lecz Malfoy, to był Malfoy. Niewzruszony skrzyżował ręce
na piersi i z politowaniem przyglądał się młodej, schorowanej dziewczynie.
- Co by tu z tobą zrobić? – pytanie
skierował bardziej do samego siebie. – Pójdę ci po te leki Granger, jeśli
przyrzekniesz, że nie wyjawisz powodu swojej nagłej choroby. Nie chce kłopotów.
Dziewczyna nie wierzyła, że to jest
jedyny warunek jaki musi spełnić, by chłopak jej pomógł. Kiwnęła głową na znak
zgody.
- A i napiszesz mi ten esej na
eliksiry. Ten co mamy oddać za tydzień. – dodał wiedząc, że w tym momencie
zgodzi się na wszystko.
Gryfonka po tych słowach chłopaka,
zrobiła naburmuszoną minę, ale przytaknęła grzecznie.
- Grzeczna dziewczynka. To ja idę do
skrzydła, a ty siedź cicho, nigdzie nie chodź, najlepiej w ogóle się nie ruszaj.
– Zaśmiał się. – A nie, sorry… i tak nie możesz. – dodał rozbawiony i nie
kwapiąc się zakładaniem jakiegoś przyzwoitego ubrania, wymaszerował w piżamie
na korytarz.
Kiedy drzwi za chłopakiem zatrzasnęły
się z lekkim hukiem, posmutniała dziewczyna złapała się za obolałe gardło. Z
irytacją powiodła wzrokiem do miejsca w którym jeszcze kilka sekund temu stał
jej największy wróg. Wystawiła język w powietrze, co wyglądało bardzo śmiesznie
zważywszy na obecną sytuację.
Wkopała się w pisanie czterostronicowego
wypracowania i to jeszcze na eliksiry. Ale co mogła zrobić, kiedy jej
samopoczucie równało się stwierdzeniu „zaraz umrę”. Dziewczyna będąc chora,
zawsze zaczynała lekko panikować. W tym momencie niemal z wytęsknieniem
oczekiwała powrotu Malfoy’a. Minuty mijały, a chłopaka nie było. Nadzieja na
szybkie zniwelowanie bólu oddalała się od Gryfonki wielkimi krokami.
*
- Haloo, jest tu ktoś?! – Zawołał w
przestrzeń.
- O co chodzi? Co się dzieje? –
Zapytała zaspana kobieta wybiegająca z prywatnych kwater.
- Może mi pani dać coś mocniejszego?
Granger nadal źle się czuje i…
- Ah…To ty. Z wczoraj… - Słusznie
zauważyła pielęgniarka. – Jak zły jest jej stan?
Jak zły jest jej stan??? Tragiczny. To
kujonka, do tego z szopą kłaków na głowie i z tym natrętnym, piszczącym,
przemądrzałym głosem… - Pomyślał.
- Jest rozpalona, leży w łóżku,
świszczy irytująco i wkurza wszystkich dookoła siebie. Aaaaa i straciła głos.
- Nie jest dobrze, nie jest… poczekaj
tutaj pójdę po jakieś leki. – zaniepokoiła się pielęgniarka.
- Mhm.. – Mruknął w odpowiedzi.
*
W końcu po dwudziestu minutach drzwi
do dormitorium zostały otwarte, a do środka wmaszerowały dwie postacie. Jedna bardzo
przejęta stanem dziewczyny, a druga zastanawiała się nad tym, co mogło by na
dobre wykończyć małą Gryfoneczkę.
- Panie Malfoy, proszę wyjść. Muszę
zbadać pannę Granger. Zawołam Pana jak skończymy.
- To nie będzie konieczne. –
Odpowiedział mało uprzejmie.
Kiedy chłopak opuścił pomieszczenie, pielęgniarka
zabrała się za badanie Hermiony. Obejrzała jej dokładnie gardło, sprawdziła
migdałki. Przebadała ją różdżką niemal na wylot, przynajmniej tak stwierdziła w
duchu zmęczona dziewczyna. Podczas całego badania, kobieta mruczała sama do
siebie trzy słowa, „nie jest dobrze”.
- Panno Granger, z przykrością muszę
stwierdzić, że ma pani zapalenie płuc i to bardzo złośliwe. Mało eliksirów na
panią działa. Nie do końca wiem dlaczego. Jednakże jedno jest pewne, musi pani
zostać w łóżku co najmniej przez tydzień. Absolutnie nie sama, jest pani chora,
co jest równoznaczne z potrzebą towarzystwa, ktoś musi panią pilnować. Poproszę
Dyrektora, aby zwolnił panią jak i pana Malfoy’a z lekcji w tym tygodniu. Popilnuje
on panią i pomoże w przyjmowaniu leków.
Hermiona po tych słowach niemal zakrztusiła
się powietrzem. Z przerażeniem w oczach patrzyła na, w tym momencie okrutną
pielęgniarkę.
- Oh.. Widzę, że jesteś szczęśliwa
kochana. To dobrze. Ciekawa jestem tylko gdzie się tak załatwiłaś. Mogłabyś odpowiedzieć
wyczarowując słowa w powietrzu?
Hermiona pochwyciła różdżkę, a tuż
przed oczami kobiety pojawił się napis.
„ Latanie na miotle jest niebezpieczne
również dla organizmu.”
- Wy i ten quidditch. Kto to w ogóle wymyślił,
tylko same kłopoty przez tą grę. – Marudziła pod nosem kobieta. – Zostawiam na
biurku eliksiry i karteczkę z dawkowaniem. – Idę poinformować pana Malfoy’a.
Gdyby coś się działo proszę dawać znać.
Opuściła pomieszczenie, zostawiając zdruzgotaną
Hermionę z natłokiem myśli. Nie było jej jednak dane długo rozpaczać, bo już po
kilku sekundach w jej pokoju stanął nie kto inny jak wielki pan Malfoy.
Gryfonka jęknęła z rozpaczy.
- Wiesz co Granger, To wszystko twoja
wina. Toż to jest wykorzystywanie. Słyszałaś, co to stare wredne próchno
wymyśliło? Że niby mam tu z tobą siedzieć i dotrzymywać ci towarzystwa. Czy ja
wyglądam na towarzyską niańkę?! – Wrzeszczał.
„ To jest tylko i wyłącznie twoja
wina, Malfoy. Ja jestem biedną ofiarą twojego nierozsądnego, porywczego
zachowania.” – Czerwone literki zakołysały się w powietrzu.
- No nie. Znalazłaś sposób żeby mnie
znowu wkurzać, tym swoim nieustannym gadulstwem. – Westchnął wpatrując się w już znikające
zdanie. – Tak się bawić nie będziemy. Jeśli już mam tu siedzieć, to na moich
zasadach, oddawaj różdżkę.
„Nie” – Szkarłatne literki ponownie
zawisły w powietrzu.
- Nie prowokuj mnie Granger. –
Powiedział i jednym zwinnym ruchem wyrwał oburzonej dziewczynie magiczny
przedmiot. – Łap książkę i poszukaj czegoś do projektu.
Rzucił w brunetkę książką o rzadkich
magicznych roślinach, piórem, atramentem i dużymi kurtkami na notatki. Hermina
na szczęście złapała atrament, zanim zdołał się rozlać się na piękną złotą
pościel. Książka i pióro wylądowały dokładnie na jej kolanach, a plik kartek uderzył
ją w głowę. Zdenerwowana, pochwyciła pergamin w rękę i mocząc pióro w atramencie
zaczęła coś gryzmolić zawzięcie.
„ Nie będę odwalać całej roboty za
ciebie i nie rzucaj we mnie czym popadnie, bo ja również nie mam ochoty znosić
twojej obecności w moim pokoju.” – Pojawił się czarny napis na białym papierze.
- Jak miło... – Zamruczał. – Weź się lepiej
do roboty, ja poszukam jakichś zaklęć obronnych przed magicznymi zwierzętami.
No co tak patrzysz? Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie, a kobieta i obrona
przed czarną magią, to zawsze jedna wielka porażka, więc weź się lepiej za
szukanie czegoś o roślinkach.
Sam jesteś roślinka Malfoy. – dodała w myślach, ale zabrała się za
przeglądanie książki.
Czas mijał im w miarę szybko. Dziewczyna
nie dała rady mówić, co niesamowicie ją irytowało, a za co chłopak dziękował
Merlinowi. Notatki blondyna zajmowały już dwie strony pergaminu, kiedy w pokoju
pojawił się zgredek z tacą ze śniadaniem dla dwojga uczniów. Początkowo Draco
nie chciał się podzielić jedzeniem z dziewczyną, ale po kilku oburzonych grymasach
pojawiających się kolejno na jej twarzy postanowił z bólem serca oddać połowę
jajecznicy Gryfonce.
Czas do obiadu minął im w tej samej
ciszy co do śniadania. Około godziny siedemnastej spokój panujący w pokoju
zaczął strasznie przeszkadzać dziewczynie. Stawał się on niemal krępujący. Hermiona
co chwila zerkała to na swoje marne notatki, to na blondyna. Po kilku minutach
wewnętrznej walki podjęła trudną decyzję. Wzięła kawałek pergaminu i naskrobała
na nim kilka słów, po czym zmięła kartkę i rzuciła nią w chłopaka, tak że
oberwał prosto w czubek głowy.
- Co do cholery? – Zapytał odrywając
się od lektury.
„ Nudzi mi się… Zróbmy cos…” –
Przeczytał napis na karteczce. Rozbawiło go to niewinne stwierdzenie
dziewczyny. Cieszył się również, że ta propozycja wyszła z jej strony, bo sam również
zaczynał się niemiłosiernie nudzić.
- To co chcesz robić?
Odpowiedziała mu wzruszeniem ramion.
Mógł się tego spodziewać.
- Dobra oddam ci różdżkę i możemy
zagrać w jakąś czarodziejską planszówkę, co ty na to?
Kiwnęła mu głową na znak zgody. Malfoy
i gry planszowe czarodziejów? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Draco zniknął
za drzwiami łazienki.
Gry planszowe czarodziejów różniły się
nieco od mugolskich. Po pierwsze plansze były ruchome a pionki zazwyczaj miały
swoje humory. Zasady ustalało się zazwyczaj indywidualnie przed rozpoczęciem
gry i rzadko można było oszukiwać. Gdyż do każdej gry dołączony był mały
przedmiot sprawdzający poprawność odpowiedzi.
- Mam nadzieje, że lubisz „Zaginiony
skarb”, bo nie mam zamiaru wracać się po inną grę.
Po prawdzie Hermiona grała tylko w
kilka tego typu gier, zazwyczaj jak Ron, czy Harry nudzili ją pół dnia, by się
do nich przyłączyła.
Przytaknęła głową na słowa blondyna i odebrała
od niego różdżkę. Czuła się nieco lepiej, jak nad ranem. Eliksiry musiały zacząć
działać. Draco zajął miejsce na łóżku, zmuszając Gryfonkę do podkurczenia nóg. Rozłożył
zapierającą dech w piersiach planszę pomiędzy nimi.
Kwadratowa gra wyglądała jak
pomniejszona sceneria jakiejś mugolskiej bajki dla dzieci. Znajdowały się w
niej miejsca takie jak, zamek, rzeka, przerażający las, czy kilka małych
chatek. Wszystkie te scenerie były w trójwymierze i tętniły życiem. Chłopak
położył dwie figurki na jednym z boków planszy, gdzie widniał napis START.
- Ja chce grać blondynką – Wychrypiała
ledwo słyszalnie, jej głos chyba wracał do normy. Wskazała na figurkę, która po
tych słowach zrobiła oburzoną minę i splotła dłonie na piersi.
- Granger! To jest facet, a nie
blondynka! Poza tym coś krótko trwało to twoje zaniemówienie.
Rozbawienie zagościło na twarzy
Gryfonki, za co figurka pokazała jej język.
- Hah, a ciebie ktoś kiedyś pomylił z
ponętną blondynką, Malfoy? – Zapytała szeptem niby to niewinnie.
- Ty chyba masz gorączkę. Nie gramy.
- Nie, nie, nie, żartowałam. – Przy ostatnim
słowie głos ponownie jej się załamał. Najwidoczniej leki dopiero co zaczynały
działać i gardła nie należało za bardzo przeciążać.
- To trochę kiepskie te twoje żarty. –
Wycedził przez zęby i począł się poważnie zastanawiać, czy aby na pewno dobrze
postąpił przynosząc tą grę.
„Jakie są zasady?” – Wyczarowała literki
w powietrzu, z obawy o swój głosik.
Draco uśmiechnął się pod nosem, że jednak nie będzie musiał znosić jej gderania.
- Rzucamy kostką, a figury przesuwają
się o daną liczbę oczek, po czym pojawia się pytanie na które możesz odpowiedzieć
„tak”, lub „nie”. Jeśli odpowiesz poprawnie, to twoja postać zostaje na swoim
miejscu, a jeśli nie, to wraca do poprzedniej pozycji. Proste.
Kiwnęła mu głową na znak, że
zrozumiała.
- Kobiety mają pierwszeństwo.
Zdziwiona tym nagłym zachowaniem
dziewczyna, niepewnie wzięła do ręki niewielką, białą kostkę. Rzuciła okiem na
swoją figurkę. Była to brązowowłosa dziewczyna w kusym stroju.
No tak, ciekawe co jeszcze Malfoy robi z tymi
lalkami. – Uśmiechnęła się do własnych myśli i
wyrzuciła pięć oczek.
Kiedy figurka przesunęła się bliżej w
kierunku lasu, nad planszą pojawił się czarny napis.
„Czy Nicolas Flamel był stwórcą
kamienia filozoficznego?” „TAK” „NIE”
Phii, banał. – Pomyślała i wybrała odpowiedź, „TAK”. – Jak tak będzie przez cały czas, to nie ma
szans żebym przegrała.
Gra była zacięta, początkowo, żadne z
nich się nie myliło. Pytania były raz prostsze, raz trudniejsze. Odnosiły się
do wielu dziedzin magicznych, Hermiona na swoje nieszczęście bardzo często
trafiała na eliksiry, za którymi nie za bardzo przepadała. Kiedy jej figurka
była zmuszona cofnąć się z powodu złej odpowiedzi, w odwecie cicho chichotała z
błędu brunetki.
Po około godzinie, zabawy i wzajemnego
naśmiewania się z głupich błędów jakie oboje popełniali, ktoś zapukał do drzwi.
Hermiona uniosła zaciekawione spojrzenie w kierunku wejścia.
- Wejść. – Krzyknął Draco, analizując
całą sytuację na planszy. Według swoich spekulacji, miał jeszcze szansę dogonić
dziewczynę.
- Hermiona? Malfoy? – Zapytała zdezorientowana
Ginny.
Mały rudzielec stał z szeroko
otwartymi oczami i ze zdziwieniem wpatrywał się w siedzącą na jednym łóżku i
roześmianą parę młodych czarodziejów.
- Nie zauważyłem, żeby przebywanie w
towarzystwie Granger jakoś szczególnie wpłynęło na mój wygląd zewnętrzny i
odwrotnie. – Hermiona na te słowa wywróciła oczami.
- Yyy, nie. Ja przyszłam tylko
zobaczyć co z tobą Hermi. Nie było cię na żadnym posiłku, ani zajęciach.
- Doceniam twoją uprzejmość, ale spoko
możesz powiedzieć to co chciałaś „ przyszłam sprawdzić, czy Granger jeszcze żyje” – Zaczął przedrzeźniać
dziewczynę.
- Wcale nie chciałam… A właściwie to
Hermiona umie mówić.
- Przykro mi, ale w tej chwili nie
umie. – Odpowiedział wyrzucając jednocześnie trzy oczka.
- Co to ma znaczyć? Hermiona?
- Jest chora, straciła swój jakże
słodki, uroczy głosik, co jest mi bardzo na rękę, od kiedy dowiedziałem się, że
będę robił za jej niańkę.
Ginny stała jak wryta gapiąc się na uśmiechniętego
Malfoy’a i zamyśloną przyjaciółkę. Dopiero po chwili dostrzegła planszę do gry,
leżącą pomiędzy nimi.
- Ojej, Zaginiony skarb. – Krzyknęła
zaskoczona, ale jednocześnie uradowana. To była jedna z jej ulubionych gier.
- Jak poczekasz dziesięć minut, to
możesz zagrać z nami drugą kolejkę.
Ruda mimo uprzedzeń do chłopaka,
zdecydowała się przytaknąć i nie mówić nic obraźliwego. Tak dawno nie grała w
tą grę. Usiadła po prawej stronie Hermiony i z zainteresowaniem oglądała
rozgrywkę. Nie długo musiała czekać, by zobaczyć triumf przyjaciółki.
Zdeterminowany przegraną Draco,
obiecał sobie, że następna runda z tymi dwoma Gryfońskimi dziewczynami, będzie
należeć do niego.
Tak bardzo się pomylił, tym razem wygrała młodsza z
dziewczyn, wprawiając blondyna w stan stopniowego wzrostu zdenerwowania.
Zagrali jeszcze dwie kolejki w których
udało się chłopakowi w końcu zwyciężyć. Przerwali dopiero w tedy, jak Hermiona
mruknęła, że jest zmęczona. Zażyła swoje lekarstwa i zasnęła słodkim, spokojnym
snem. A pozostała dwójka rozeszła się do własnych Dormitoriów.
*
Kolejne dni w towarzystwie Ślizgona mijały
podobnie, do obiadu zajmowali się projektem, później nadrabiali wspólnie
zaległości w lekcjach, by na wieczór zagrać w jakąś grę. Hermiona już na drugi
dzień prawie w pełni odzyskała swój głos, ale o dziwo nie kłóciła się z
chłopakiem tak często, jak wcześniej. Trzy dni później zaczęła czuć się już w
miarę dobrze. Można powiedzieć, że nie odczuwała już żadnych negatywnych
skutków choroby. Widocznie mocniejsze eliksiry w końcu na nią zadziałały i
wyleczyły to wstrętne zapalenie płuc, z którym w świecie mugoli walczyła by
pewnie w szpitalu popodpinana do różnorodnej aparatury. Jednak mimo nalegań i
zapewnień o dobrym stanie, Pomfrey nie pozwoliła jej jednak wrócić na zajęcia,
aż do następnego tygodnia.
Kolejny tydzień przyniósł ze sobą
mroźne powietrze i nagłą zmianę w zachowaniu jej sąsiada zza ściany.
*
Jest kolejny, z góry przepraszam, że taki bez akcji i wgl, ale w moim życiu obecnie też nie dzieje się za wiele <przeziębiona>.
W kolejnym rozdziale obiecują się poprawić. Uznajmy, że te był takim rozdziałem przejściowym :)