"Trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów,
przyjąć odpowiedzialność za swoje uczynki".
Kolejne dni mijały szybko i bez żadnych dziwnych wydarzeń. Uczniowie spokojnie chodzili na zajęcia, odrabiali prace domowe, spotykali się po lekcjach na błoniach, korzystali jak najwięcej z ciepłych, słonecznych dni, których nie zostało już za wiele.
Jak się na
dniach okazało, po raz pierwszy Hogwardzkie plotki zawierały chociaż trochę
prawdy. Nowy nauczyciel od obrony przed czarną magią, to niezłe ciacho. Pojawił
się drugiego dnia w szkole, a trzeciego zaczął prowadzić lekcję. Swoją pierwszą
godzinę miał z szóstym rokiem, lekcja łączona Gryfoni i Ślizgoni. Gorzej chyba
nie mógł trafić. Był młody, wysoki, wysportowany i pewny siebie. Jego wygląd
był nienaganny, tak samo jak sposób wypowiadania się i poruszania. Oczarowywał
i jednocześnie onieśmielał każdego, swym jednym spojrzeniem. Dziewczęta każdego
roku mdlały na jego widok, jednocześnie podziwiając i starając się rozgryźć,
jak ktoś tak idealny może istnieć.
Na swoich
pierwszych zajęciach pojawił się punktualnie i zgrabnym ruchem ręki otworzył
drzwi do klasy, przy okazji informując męską część, że istnieje coś takiego jak
kultura i zasady, kiedy Ci chcieli wepchnąć się do klasy za wszelką cenę
pierwsi. Ta krótka uwaga, wprawiła dziewczyny w jeszcze większy zachwyt i
rozmarzenie. Nasza mała brązowowłosa Gryfonka, również uległa Jego urokowi, ale
zdecydowanie nieco subtelniej, niż jej rówieśniczki. Przede wszystkim zwracała
uwagę z jaką pasją naucza przedmiotu i
jak łatwo przychodzi mu wypowiadanie zaklęć.
Chodź ten
nowy nauczyciel bardzo często pojawiał się w myślach Gryfonki, to ich większą
cześć jednak zaprzątał ktoś inny. Od tygodnia zastanawiała się, co jest nie tak
z blondwłosym arystokratą. Widywała go tylko na zajęciach i na posiłkach w
Wielkiej Sali, on sam nie obdarowywał
jej nawet najmniejszym spojrzeniem. Zero kłótni, zero kontaktu wzrokowego, zero
czegokolwiek. Czyżby się obraził? Czy zrobiła coś złego? Draco był znany ze
swojego dziwnego i nieco osobliwego zachowania, ale nigdy nie przepuściłby
sprzeczki z Granger, nigdy nie przeszedłby obok niej obojętnie, zawsze musiał
rzucić jakąś kąśliwą uwagę. A teraz jak nigdy nic, nie zwracał na Hermionę
żadnej uwagi. Dziewczyna czuła, że coś jest nie tak, że to tak zwana cisza
przed burzą. Ta zaistniała sytuacja sprawiła, że chłopa siedział w jej głowie,
zdecydowanie zbyt często.
Właśnie
nastała sobota, pierwszy wolny weekend, bardzo ciepły i słoneczny. Każdy uczeń
planował, jak spędzić ten uroczy dzień. Było już po śniadaniu, Hermiona
krzątała się po sypialni, szukając sobie jakiegoś zajęcia. Nie miała co ze sobą
zrobić, wszystkie prace domowe odrobiła w piątkowy wieczór, przeczytała
przerabiane rozdziały po dwa razy, a teraz siedząc na łóżku ogarnięta wielką
nudą, zastanawiała się, co może robić w tak piękny dzień. Obiło jej się o uszy,
że Krukoni planują wielką imprezę wieczorem, w pokoju wspólnym. Ale ona,
Hemiona Granger nie chodziła na imprezy, wiec ta informacja mało ją obeszła.
Nie była typem duszy towarzystwa, preferowała małe grono przyjaciół, długie
rozmowy, spacery, a ponure dni wolała spędzać w bibliotece. Dzisiejszy dzień
zdecydowanie do takich nie należał, ale z braku innych pomysłów, postanowiła
się tam wybrać. Wstała, założyła buty, a po drodze do wyjścia złapała jeszcze
swoją szkolną torbę. Spoglądając przed wyjściem za okno, doszła do wniosku, że
żadne wierzchnie okrycie nie jest jej potrzebne i trochę się przeliczyła, bo
korytarze były zimne, a na swojej skórze czuła lekki powiew lodowatego wiatru.
- Głupia… -
mruknęła do siebie i przyspieszyła kroku licząc na to, że w bibliotece będzie
cieplej. Dziewczyna miała na sobie białą, przewiewną bluzeczkę z krótkim
rękawem i czarne dopasowane spodnie, nic dziwnego, że marzła. Do biblioteki
miała zaledwie kilka kroków, widziała już duże, drewniane drzwi. W środku było
cicho i ciepło, a dookoła unosiła się woń książek, jej ulubiony zapach. Raz Ron
nawet zażartował, że mogłaby mieć takie perfumy.
- Dzień
dobry Pani Prince – przywitała się miło, przechodząc koło bibliotekarki, ta
kiwnęła lekko głową i wróciła do książki, którą trzymała na kolanach. Hermiona,
zastanawiając się jaką książkę może przeczytać przechodziła zgrabnie pomiędzy
regałami, z każdym krokiem zagłębiając się coraz bardziej w pomieszczeniu.
Zatrzymała się przy jednym z regałów i przeciągnęła dłonią po księgach,
przeznaczonym magicznym urokom, już miała wyjąć jedną z nich, gdy nagle
usłyszała cichy, szczery śmiech. Szybko analizując sytuację wywnioskowała, że
odgłos dochodzi dokładnie zza regału przy którym stała, a na dodatek, brzmi
bardzo znajomo. Chcąc sprawdzić do kogo należy chichot, ruszyła w stronę
dźwięku. Kiedy już miała się ujawnić, głos odezwał się ponownie, a Gryfonka
była przekonana, że należy on do dziewczyny.
- Ooo… no
nie bądź taki, powiedz, co na dzisiaj zaplanowałeś. – zamruczał dziewczęcy
głosik po drugiej stronie.
Hermiona
lekko się wzdrygnęła, czyżby ktoś uprawiał romanse, w bibliotece? Miejscu
spokoju i harmonii? Jej ulubionym miejscu? Nie chcąc się ujawniać, ale wciąż
ogarnięta lekką złością, jak i ciekawością, postanowiła rozsunąć książki na
bok, by zobaczyć kto obrał sobie bibliotekę na romantyczne miejsce schadzek.
Szoku malującego się na jej twarzy nie dało się opisać słowami, kiedy zobaczyła
parę siedzącą w rogu, na jednej z brunatnych kanap i obściskującą się
namiętnie.
Jak ona mogła to robić? I to z NIM! - pomyślała Brązowowłosa.
Jej myśli
błądziły przy rudej przyjaciółce. Czy cos przegapiła? Umknęło jej? Ginny
mówiła, że tylko się spotykają, a tu takie namiętne sceny musiały oglądać jej
brązowe oczy. Jedno jest pewne, Hermiona nieźle sobie porozmawia z ta małą
kłamczuchą i to już niedługo. Nie chcąc dłużej patrzeć na migdalących się
Ślizgona i Gryfonkę, odłożyła cicho książki na swoje miejsce i żwawym krokiem
popędziła w kierunku wyjścia, zapominając po co tu przyszła. Pani Prince
obrzuciła wychodząca Hermionę krótkim, zdziwionym spojrzeniem, po czym przewróciła,
kartkę w czytanej książce.
Dziewczyna
zdenerwowana na najlepszą przyjaciółkę pędziła, a raczej prawie biegła w
kierunku swojego dormitorium. Nie zważając na myśli, które podpowiadały jej, że
dopiero co z niego wyszła ogarnięta niesamowitą nudą. Rozpędzona skręciła
właśnie w jednen z ostrych korytarzy, a to co stało się sekundę później, dla
obserwatora z boku musiało wyglądać przekomicznie. Gryfonka poczuła, że odbija
się od czegoś dużego i miękkiego. Chcąc zachować równowagę zaczęła wymachiwać
rękami na wszystkie strony, ale nic to nie dało. Upadek był nieunikniony. Z
głośnym hukiem wylądowała na tyłku, przed…błyszczącymi eleganckimi butami, i
ładnie skrojonymi dżinsami. Wiedziała, że to jej wina, gdyby tak nie pędziła,
to nie siedziałaby teraz na zimnej posadzce. Właśnie zadzierała głowę do góry i
otwierała usta żeby przeprosić za swoje zachowanie, kiedy po raz kolejny tego
dnia przeżyła szok. Przed nią, w ładnie skrojonych spodniach stał nie kto inny,
jak jej największy koszmar życiowy, znany również pod nazwą Draco Malfoy.
Chłopak tak samo jak ona, wyglądał na zdziwionego i zmieszanego tą sytuacją,
ale można było to dostrzec w jego twarzy ledwie przez sekundę.
- Granger,
minus dziesięć punktów od Gryffindoru za bieganie po korytarzu. – odpowiedział
swoim prowokującym głosem i uśmiechnął się kpiąco do dziewczyny.
- Malfoy!
Tak nie można! – oburzyła się Gryfonka, podnosząc się z posadzki.
- Minus
kolejne pięć punktów za wykłócanie się z Prefektem Naczelnym. – kontynuował
swoją grę blondyn.
- Cofnij to
Malfoy! Nie mogę stracić tylu punktów w jeden dzień! – Hermiona była zrozpaczona,
tak ciężko pracowała na te punkty, a ten skretyniały dupek odejmował je za nic.
- O nie,
„zdolna” Granger traci punkty! – wycedził złośliwie.
- Tak chcesz
się bawić Malfoy? No to minus dziesięć punktów od Slytherinu za złośliwe
zachowanie w stosunku do Prefekt Naczelnej! – odgryzła się brunetka. A po jej
wypowiedzi, rozpoczęła się bitwa na odejmowanie punktów, a powody były coraz to
głupsze.
- Nawet nie
próbuj Granger… minus dziesięć punktów za szopę na głowie.
- Minus
dziesięć punktów za traktowanie innych z góry.
- Minus
dziesięć punktów za kujoństwo.
- Minus
dziesięć punktów za rozczochrane włosy.
- Granger,
poważnie? To Potter powinien stracić chyba ze sto tych punktów, ale tylu to
nawet nie macie! – wydarł się Draco i gdyby McGonagall nie przerwała tej
kłótni, to nie skończyła by się ona za ciekawie da obu domów.
-W tej
chwili przestańcie! Zachowujecie się jak dzieci, jaki dajecie przykład innym
uczniom? Zawiodłam się na was, a na Pani w szczególności Panno Granger. –
wyrecytowała profesorka, a Hermiona zarumieniła się mocno.
- odejmie
nam pani punkty? – zapytała nieśmiało.
- Wydaję mi
się, że wzajemnie odjęliście sobie wystarczająca ich ilość. Kara będzie nieco
inna. Proszę za mną. – kończąc wypowiedź ruszyła w nieznanym dwójce uczniów
kierunku. Nie mieli wyjścia, musieli podążyć za nią.
- Dokąd
idziemy? – zapytał Draco po paru minutach.
- Jak to
dokąd? Do dyrektora oczywiście.
- Do
dyrektora?! – Hermiona aż podskoczyła z przerażenia. Profesorka nic jej jednak
nie odpowiedziała, jedynie obrzuciła niezadowolonym spojrzeniem. Resztę drogi
odbyli w milczeniu. W gabinecie dyrektora zajęli miejsca naprzeciw ogromnego
biurka i zmuszeni byli przysłuchiwać się, jak McGonagall streszcza ich kłótnię.
Kiedy kończyła dyrektor poprosił ją o opuszczenie pomieszczenia.
- I co ja
mam z wami zrobić? – zapytał jakby sam siebie. – wasza nienawiść niepokoi mnie
już od dawna. Myślałem, że dorośliście do pełnienia tak ważnej Funkcji w tej
szkole, jaką jest stanowisko Prefekta Naczelnego.
-
Przepraszamy – odezwała się pierwsza Gryfonka.
- Tu nie
chodzi o przeprosiny Panno Granger, tu chodzi o coś więcej. Wasza dwójka musi
się pogodzić, lub chociaż zaakceptować woje towarzystwo, musicie nauczyć się
współpracować. Miałem pewien pomysł, w razie takiej sytuacji, ale nie myślałem,
że będę go wdrażał w życie, a już na pewno nie tak szybko. – zrobił krótką
pauzę, by spojrzeć na swoich uczniów i ocenić ich stosunek do sytuacji.
Dziewczyna siedziała przygarbiona na krześle a głowę miała opuszczoną od
chwili, gdy przekroczyła próg gabinetu.
Natomiast chłopak mało co przejmował się tym wszystkim, błądził wzrokiem po
ścianach pokoju, wyglądał jakby nie docierało do niego żadne wypowiedziane
słowo dyrektora.
- Co Pan z
nami zrobi? – obudził się w końcu Draco.
- Pomogę wam
zakopać topór wojenny. – powiedział lekko się uśmiechając. – podejdźcie do
mnie.
Posłusznie
wstali i zbliżyli się do dyrektora, Hermiona wciąż ze spuszczona głową i nieco nieśmielej. -
Wyciągnijcie prawą rękę – lekkie zdziwienie pojawiło się na ich twarzach, ale
zrobili o co prosił.
Albus
Dumbledore wyciągnął w ich kierunku swoją różdżkę i bardzo niezrozumiale mruknął
zaklęcie. Z jej końca wystrzelił promień złotego światła i oplótł ich ręce na
sekundę, by po chwili zniknąć.
- To by było
na tyle kochani, możecie odejść. A i byłbym zapomniał. Mówią, że między
miłością a nienawiścią jest cienka granica. Mają racje, tą granicą jest
zaufanie. – wyrecytował i machnął im ręką na znak, że mogą odejść. Ten
mężczyzna często plótł dziwne i niezrozumiałe rzeczy, które zawsze okazywały
się wskazówką do rozwiązania jakiejś zagadki.
Ślizgon i
Gryfonka, byli nieco zdezorientowani wychodząc z pomieszczenia. Bo co właściwie
się stało?
- Malfoy, co
on nam zrobił? – postanowiła przerwać cisze brązowooka.
- A skąd ja
mam wiedzieć, odwalił jakieś czary-mary i myśli, że nas nawróci, głupi staruch.
– oburzył się Draco.
- Zmieniło
się coś? Czujesz się jakoś inaczej? – nie zwróciła uwagi na jego wcześniejszą
uwagę, tylko ciągnęła dalej.
- Nie mów,
że się o mnie martwisz Granger. – zakpił arystokrata.
- Ja nie
żartuję idioto. To poważna sprawa, chodź raz byś się skupił. – Hermona czuła,
że coś jest nie tak.
- Po
pierwsze nie nazywaj mnie idiotą, ty głupia kujonico, a po drugie widzisz, żeby
coś się zmieniło Granger? Ja cię nienawidzę, ty mnie i tak zostanie, aż do
końca świata i dłużej.
- Idź do
diabła Malfoy!
- A wiesz,
że pójdę, byleby być jak najdalej od ciebie! – to powiedziawszy, odwrócił się i
przeszedł kilka kroków na przód, po czym zatrzymał się niespodziewanie.
Hermiona nieco się zdziwiła, czyżby chciał jej jeszcze cos powiedzieć?
- I co tak
stoisz Malfoy? Zapomniałeś drogi? Może mapę? – tym razem to Gryfonka kpiła ze
swojego wroga.
- Ja…ja nie
dam rady – odpowiedział jej zaskoczony i zdezorientowany.
- Co ma
znaczyć, że nie dasz rady? – dopytała.
- Granger,
udajesz taką głupią? Nie dam rady, znaczy, że nie mogę się ruszyć, coś mnie blokuje.
Zaskoczona
spojrzała na chłopaka i sama postanowiła zrobić krok w tył, ale jej nogi
odmówiły posłuszeństwa, nie była w stanie się ruszyć.
- Ja tez nie
dam rady się cofnąć – powiedziała na głos.
- Co to
kurwa ma być? – zaklął zdenerwowany chłopak, odwracając się i robiąc krok w
kierunku brunetki.
- Co mi
zrobiłeś?! – wykrzyknęła z pretensjami – ty jakoś możesz chodzić.
- Zamknij
jadaczkę Granger, staram się myśleć. Zrób krok w moja stronę. – polecił, ale
gdy zobaczył, ze dziewczyna otwiera usta w akcie protestu, dodał pośpiesznie –
Po prostu to zrób!
O dziwo
Gryfonka nie odczuła żadnej przeszkody, mogła zrobić jeden krok, a później
jeszcze jeden, i mogła by tak iść przed siebie, gdyby nie fakt, że zbliżała się
niebezpiecznie blisko Ślizgona.
- No nie!
Wiem o co tu chodzi. – odezwał się Draco.
- Malfoy,
gadaj.
- Ten
nienormalny Drops, rzucił na nas klątwę. Nie możemy się od siebie oddalić,
dalej jak na około trzy metry. – wykrztusił na jednym wdechu.
- Cooo?!
Chcesz powiedzieć, że mamy tak żyć? Funkcjonować? RAZEM?
- No już nie
panikuj, spędzać ze mną czas to nie jedna by chciała, ale być z tobą…fuuu. –
podsumował. – Znając Dyra musimy się po prostu przeprosić i będzie jak dawniej. - dodał.
- No więc?
Czekam. – uznała teorię wroga za bardzo prawdopodobną.
- Nie
myślisz chyba, że przeproszę cię pierwszy.
- Właśnie
tak myślę, bo to wszystko twój wina, gdybyś nie zaczął tej swojej głupiej
gierki z odejmowaniem punktów, to nie bylibyśmy teraz magicznie związani. –
zbulwersowała się brunetka.
- Gdybyś nie
biegła jak opętana po korytarzu, to nie wpadłabyś na mnie i nie musiałbym
odejmować Ci punktów. – odpowiedział zaczepnie, wkurzony.
- Malfoy! To
nie ma sensu! Takie wymówki można wymyślać w nieskończoność. – stwierdziła
rzeczowo. – To jest pierwszy i ostatni raz jak słyszysz cos takiego z moich
ust. Przepraszam.. – To jedno magiczne słowo wypowiedziała o wiele ciszej niż
zamierzała.
- Oj
Granger, ty chyba jednak jesteś inteligentna, ładne posunięcie.
- Nie chce
ci przypominać, ale ty tez musisz mnie przeprosić, inaczej będziemy tu tkwić w
nieskończoność.
- Niech ci
będzie. Ale to także pierwszy i ostatni raz. Przepraszam Granger. – powiedział
beznamiętnie.
- I co?
Działa? – dopytywała.
Draco cofnął
się o kilka kroków. Szczęśliwy, że zaklęcie ustąpiło cofnął się jeszcze trochę
i zamarł. To nie działało, nadal nie mógł się od niej odsunąć alej jak trzy
metry.
- Wydaje
się, że rozwiązanie naszej przypadłości jest bardziej skomplikowane niż
myślałem. – stwierdził wściekły.
- Nieee… -
westchnęła zrezygnowana. – musimy to naprawić !
- Może nie
tutaj Granger. Lepiej wróćmy do dormitorium, zanim moja reputacja legnie w
gruzach, bo ktoś zobaczy mnie z tobą. – ostatnie słowo, prawie wypluł z ust,
jakby było czymś bardzo obrzydliwym.
Owa Gryfonka
nic nie mówiąc podążyła za swoim odwiecznym wrogiem, modląc się w duchu, aby
ten koszmar się skończył. Po drodze, która dłużyła im się niemiłosiernie,
zdążyli się jeszcze pokłócić z kilkanaście razy i zablokować, poprzez zbyt
długie odstępy między sobą. Zachowywali jak największy dystans, około
trzymetrowy. Wszystko by tylko nie iść blisko siebie i unikać swoich spojrzeń.
Oboje w myślach zastanawiali, się nad sensem słów dyrektora i oszukiwali się
jakiś ukrytych wskazówek, bo przecież nie mógł ich zaczarować tak na zawsze.
Największa sprzeczka zaczęła się przy wejściach do dormitoriów.
- Chyba nie
myślisz, że wejdę do tej twojej obskurnej smoczej jamy. – oburzyła się
dziewczyna.
- A co boisz
się, że mogę cię wykorzystać? Nie masz co się bać, nie gustuje w tego typu
osobnikach.
- Nawet mi
to nie przemknęło przez myśl, fuuuuj. Nie dałabym ci się dotknąć nawet w
najgorszych koszmarach. Jesteś obleśny.
- I
wzajemnie. A teraz jak ustaliliśmy, że nie ma szans na żaden kontakt fizyczny
pomiędzy nami, Panno zimna i niedostępna, to możemy wejść do tego jebanego
dormitorium, zanim nas ktoś zobaczy razem i wysnuje niedorzeczne teorie? –
zapytał mocno poirytowany i wściekły Smoczek.
- Wejdę TAM,
ale jeden nierozważny ruch, a zmienię cię we fruwającą, platynową fretkę. –
pogroziła.
-Fruwającą?
– zapytał nieco głupkowato.
- Wylecisz
przez okno! Pasuje?
- Nie
przeginaj Granger, bo wylecimy przez to okno razem. – odniósł swoje
stwierdzenie do niekorzystnej sytuacji w jakiej się znaleźli.
- Aagrryy… -
Panna-wiem-to-wszystko wydobyła z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i ruszyła
do otwartego przejścia prowadzącego do dormitorium Ślizgona.
Ku jej
zdziwieniu pomieszczenie wcale nie wyglądało jak smocza jama. Było tu ładnie i
przejrzyście, na półkach panował ład i porządek. Pomieszczenie okazało się jednak
sporo większe niż jej. Pewnie była to zasługa rozsławionego nazwiska i pozycji
Państwa Malfoy'ów. Mając pieniądze można mieć o wiele więcej. Przeważały tu
barwy Slytherinu, zieleń i złoto, przez co pomieszczenie wydawało się nieco
zimniejsze jak jej. Koło okna stało takie samo łóżko jak jej, z tą różnicą, że
było nienagannie zaścielone. Rozglądałaby się tak dłużej, gdyby nie złośliwy
głos blondyna.
- I co się
tak gapisz Granger? Spodziewałaś się lodu, szczątek moich ofiar, czy gorącego
haremu?
- Właściwie
to wszystkiego na raz.
- Więc muszę
cię rozczarować. Teraz siadaj! – polecił, bo przecie Malfoy’owie nie proszą,
nigdy! Wskazał głową jeden z foteli przy ogromnych rozmiarów biblioteczce.
- Nie
rozkazuj mi, zrobię co będę chciała! – stwierdziła, ale wykonała polecenie.
Chcąc, nie chcąc Draco podążył za nią, aby utrzymać odpowiednią odległość.
Stanął przy biblioteczce i zaczął wyciągać grube tomiszcza, wszystkie
poświęcone złośliwym urokom. Kiedy skończył. Postawił wszystkie księgi na ławie
i nic nie mówiąc sięgnął po pierwszą od góry. Hermiona poszła w jego ślady. W
milczeniu przeglądali księgi, szukając czegoś związanego z ich przypadłością.
Nie wiadomo ile czasu tak spędzili, godzinę, może dwie, albo i więcej. Hermiona
odłożyła zrezygnowana ostatnią księgę na kupkę „przeglądnięte” i poczuła
ukłucie głodu. Spojrzała za okno robiło się już ciemno, najwidoczniej
przegapili obiad i kolację. Co oni teraz zrobią, nic nie miała, nie wiedziała
jak odwrócić ten urok. Była przywiązana do swojego największego wroga.
Dumbledore to ma kiepskie poczucie humoru. Jak „TO” ma im niby pomóc zakopać
topór wojenny? Przecież oni się prędzej pozabijają. Patrzyła jak pierwsze
gwiazdy pojawiają się za oknem, a Ślizgon odkładał właśnie ostatnią nadzieję
ratunku na ławę.
- Nic o tym
cholerstwie nie ma. – westchnął.
- Dumbledore
nie jest głupi Malfoy. Wydaje mi się, że musimy znaleźć po za magiczne
rozwiązanie. – na zakończenie swoich słów ziewnęła cichutko, ze zmęczenia.
- Nie ziewaj
mi tu Granger. – polecił – Bo zanim TO się stało, to miałem plany na ten
cudowny wieczór i z tobą czy bez, mam zamiar je zrealizować.
- Jakie
plany? – Zapytała bardzo niepewnie, patrząc nieufnie w stalowe tęczówki
chłopaka po drugiej stronie ławy.
- Impreza,
Granger. O ile wiesz co to jest.
- Impreza?!
Ciebie pogrzało do reszty. – obudziła się. – zobaczą nas! Razem! Jesteś
nienormalny, nigdzie nie idę!
- Idziesz!
Jak mówiłem, nie zepsujesz mi tego wieczoru. A to, że nas zobaczą, trudno cos
się wymyśli, może nawet w stylu, że McGonagall kazała nam się trzymać razem, dla
dobra stosunków Ślizgońsko-Gryfońskich, głupia wymówka, ale zawsze coś.
- Nie chce
tam iść! – starała się nadal protestować, ale nie wiedziała, że klamka już dawno
zapadła, a Draco obrał sobie za cel pojawienie się na imprezie Krukonów, choćby
miał zanieść tą wredną jędzę na rękach, na tą imprezę. Draco Malfoy pojawia się
na każdej libacji alkoholowej jaka jest organizowana w Hogwarcie.
- Granger
idziemy! I bez dyskusji! Tylko załóż coś ładnego, jak mam się pokazać w Twojej
obecności, to wolałbym żebyś wyglądała jak dziewczyna, a nie worek na kartofle.
– skomentował i obdarzył swoja niechcianą towarzyszkę kpiącym uśmieszkiem.
- A Ty
Malfoy, przyliż te swoje tlenione kudły, bo wyglądasz jakbyś się ze szczotką
pokłócił. – odgryzła się.
- Ja mam
artystyczny nieład, za to Tobie, to chyba lustro pękło w pół, jak rano wstałaś.
- Moje
lustro ma się dobrze, w przeciwieństwie do twojego…
- Granger,
przymknij się chociaż raz. Mamy mało czasu. Albo coś ze sobą zrobisz, albo
wychodzimy tak.
- Ale ja
powiedziałam, że nigdzie… - urwała w połowie zdania, widząc wzrok Malfoy'a. Przypominał
on teraz Gryfonce seryjnego mordercę z jakiegoś mugolskiego horroru. Nic dziwnego,
że wolała siedzieć cicho.
- Dobra,
pójdę na tą głupią imprezę. – odpowiedziała naburmuszona. – ale jest sprawa…
- Jaka
znowu? – zapytał poirytowany.
- Bo ja…muszę
do łazienki. – Powiedziała bardzo cicho i niewinnie.
Draco spojrzał
na nią głupkowato, jakby oznajmiła światu, że nie przygotowała się do ważnego egzaminu.
- No to idź?
- Jak nie
mogę! Zapomniałeś?
Chłopak
najwidoczniej zrozumiał do czego zmierza dziewczyna, bo palnął się z otwartej
dłoni w czoło i ponownie spojrzał na brunetkę, tym razem nieco rozbawiony.
- Rozumiem,
że mam iść z tobą? Nie ma sprawy. Tylko poczekaj załatwię aparat.
- Malfoy!
- No co? Jakbyś
nie wiedziała, to kibel jest tuż za drzwiami, więc nie musze tam wchodzić. Jak
mógłbym w ogóle chcieć, ochyda…
Słysząc
słowa chłopaka, Hermionie nieco ulżyło. I na chwilę obecną wolała nie myśleć
jak weźmie prysznic w jego obecności.
- Tylko się pośpiesz!
– krzyknął blondyn, gdy dziewczyna zamknęła się w łazience.
Minęło
zaledwie kilka minuta, a panna Granger ponownie otworzyła drzwi łazienki.
- Nie
wychodź. – powiedział szybko arystokrata.
- Że co proszę?
- Idziemy do
ciebie, chyba nie chcesz iść w tych ciuchach?
- A co ci
nie pasuję w tym stroju? – zapytała ze złością w oczach, miała już dość tej
tlenionej fretki.
-Najbardziej?
- Tak.
- Wszystko.
Hermiona
wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i ruszyła do swojego dormitorium, a
Dracon poszedł w jej ślady. Wchodząc do jej małej komnaty spokoju, uśmiech
pojawił się na ustach Ślizgona. Dostrzegł, ze panna idealna, nie ma wcale tak
idealnie w sypialni. Łóżko niezaścielone, książki i pergaminy porozrzucane, a
drzwi szafy otwarte na oścież. Po paru chwilach zaczął przyglądać się
poczynaniom brązowookiej, która przeglądała swoje ubrania, jakby robiąc
rozeznanie co może założyć, a co nie. Widząc jej żałosne próby skompletowania
stroju, pan „wielkoduszny” postanowił się zlitować i pomóc wrogowi.
- Chyba nie
zamierzasz iść w tym? – zapytał widząc w ręce dziewczyny bezkształtną koszulę w
czarno-białą kratę.
- Masz coś
do tej koszuli? Ja ją lubię.
- Początkowo
myślałem, że to obrus. Ale jak twierdzisz, że koszula to…nie, nadal uważam że
to obrus, ewentualnie prześcieradło dla skrzata. – skomentował okrutnie jej
ubranie.
- Dzięki
wielkie. Nie idę nigdzie, w obrusie przecież nie pójdę. Zadowolony? –
odpyskowała.
- Tak ze mną
pogrywać nie będziesz. Idziesz i kropka. Załóż to. – wyjął z dna szafy ciemne, dżinsowe
spodenki ze srebrnymi wstawkami i odważną, mocno wykrojoną na biuście czarną
koszulę z rękawem do łokcia, którą Hermi dostała od Ginny na swoje zeszłoroczne
urodziny. Była zbyt wyzywająca zdaniem dziewczyny, żeby gdziekolwiek ją
założyć.
- Chyba cię
pogrzało! Nie założę tego, nie chcę wyglądać jak jakaś lafirynda.
- Już za późno
Granger, wskakuj w ciuszki i lecimy. I żadnego ale, Malfoy’owie nie znoszą
sprzeciwu.
Wiedziała,
że nie ma sensu się wykłócać i tak nie wygra. Posłusznie złapała ubrania i ponownie
skryła się za drzwiami łazienki, a chłopak czekał oparty o ścianę tuż obok
nich. Kilka minut i Hermiona była kompletnie ubrana, wyglądała niesamowicie, na
jej zgrabnym ciele stylizacja blondyna wyglądała wprost genialnie, chodź sama
dziewczyna nie czuła się najlepiej. Założyła do tego jeszcze czarne sandałki na
niewysokim obcasie i zostając z codziennym makijażu, stwierdziła że jest już
gotowa. Draco również postanowił się przebrać, tylko on, nie potrzebował chować
się w łazience, by wykonać tą czynność. Bezwstydnie przebierał się przy
Gryfonce, która była lekko zawstydzona. Oczywiście ukradkiem zerkał też na
dziewczynę, bo nigdy nie widział jej w takim wydaniu. Pokazywała bardzo dużo
ciała, i to bardzo pięknego, wysportowanego ciała. Nigdy by się do tego nie przyznał
przed samym sobą, ale Hermiona pod względem wizualnym robiła na nim wrażenie,
to pozytywne i w dodatku niemałe. W głębi duszy cieszył się, że spędzi z nią tą
imprezę.
Draco
natomiast miał na sobie klasyczne, czarne dżinsy i zwykły biały t-shirt, a do tego
czarne eleganckie półbuty. Hermiona również pozwalała sobie na ukradkowe spojrzenia
w kierunku swojego wroga, tłumacząc to sobie zwykłą ciekawością i chęcią
sprawdzenia, dlaczego pół Hogwartu leci na tego blond debila.
Nie dane jej
było długo się zastanawiać, bo wspomniany blondyn posłał jej porozumiewawcze
spojrzenie, że mogą już iść. I tak więc opuścili przytulne dormitorium i
podążyli w nieznane.
********
No i mamy szósty rozdział :)
Przepraszam, że kazałam wam tyle czekać, ale najpierw wakacje, później sprawy osobiste...
Nie ważne, cieszmy się, że jest :)
Jak zwykle zachęcam do komentowania i dzielenia się opiniami na temat bloga.
Dziękuję też za liczne komentarze pod wcześniejszym rozdziałem :)
Kocham, buziaczki i do następnego :***
Przeczytałam wszystko za jednym tchem :D
OdpowiedzUsuńTwoje Dramione jest naprawdę wciągajace, a pomysł ALbusa świetny! Jeszcze o takim nie czytałam :)
Biedna Hermiona musi iść na imprezę, ale to dobrze, niech się dziewczyna w końcu rozerwie :D
Jestem ciekawa dalszych losów tej dwójki ;) Pozdrawiam!
Ciekawa jestem co będzie na lekcjach, które mają osobno i jak będą przytulać się do ścian w swoich dormitoriach, żeby tylko nie spać w jednym ;)
OdpowiedzUsuńNo i jak w tej sytuacji Hermiona porozmawia z Ginny, co sobie obiecała w bibliotece? Malfoy nie da jej przecież spokoju... ;)
Pozdrawiam,
hg-ss-we-snie.blogspot.com
A, zapomniałam dodać, że śliczny szablon :)
Usuń